Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Jak i czym zliczać treningi narciarskie?

Jak i czym zliczać treningi narciarskie?

0
Dodane: 3 miesiące temu

Ferie zimowe w pełni. Wielu z nas wybiera się na narty lub snowboard. W małe lub w trochę większe góry. Pogoda sprzyja, jak to się mówi: jest warun. Wielu z nas lubi wszelkie statystyki, lubi sprawdzać, ile przeszliśmy czy przebiegliśmy kilometrów. Podobnie jest oczywiście ze sportami zimowymi. Tu też chcemy wiedzieć, ile kilometrów przejechaliśmy. Ale czym i jak to poprawnie zmierzyć?

Do tego tekstu zabierałem się od lat, bo od lat mierzę, ile w sezonie przejadę na nartach. Jak sprawdzam w swoim telefonie, to robię to od 2011 roku. Zaraziłem tymi pomiarami znajomych, choć oni pozostali przy jednym, wypróbowanym sposobie, a ja zdecydowałem się testować różne. Nie mogą do tej pory pojąć, dziwiąc się i „heheszkując” z faktu, że jeżdżę np. z dwoma zegarkami. Ale do brzegu. Wszystkie moje testy miały za zadanie stwierdzenie, co jest najlepsze do mierzenia naszych narciarskich wyczynów.

W tym roku zdecydowałem się zaopatrzyć w dwa dodatkowe smartwatche oraz oprogramowanie, aby wszystko sprawdzić. Może dzięki moim testom znajdziecie coś odpowiedniego dla siebie.

Co chcemy zmierzyć?

Zacznijmy od tego, co chcemy zmierzyć. Według mnie najważniejsze jest zmierzenie faktycznych kilometrów, które zrobimy na nartach/snowboardzie. Niestety, większość rozwiązań… ma z tym problem. Zlicza bowiem wszystko, czyli kilometry przejechane na nartach wraz z tym, co przejeżdżamy na wyciągach. A raczej nie jest to to, co nas interesuje.

Zdecydowałem się zatem sprawdzić, jak mierzy sprzęt, a jak mierzy oprogramowanie i co według mnie jest najlepsze.

Sprzęt

Zacznijmy od sprzętu. Każdy ma telefon. I to jest najprostsze rozwiązanie. Smartfonem możemy liczyć przy użyciu aplikacji przeznaczonych dla narciarzy lub powszechnie używanej przez większość bardziej aktywnych fizycznie Stravy. Jest to wygodne, a jednocześnie takie sobie. Wygodne, bo mamy duży ekran i możemy np. jednocześnie podglądać mapy itp. Ale trzeba pamiętać, że wyjazd na narty to zazwyczaj duża dawka sportu, czyli wykorzystujemy czas na maksa. Mnie średnio wychodziło po 7–7,5 godziny dziennie. Taki czas, z włączonym na stałe GPS-em, znacząco drenuje baterię, która dodatkowo w kość dostaje od niskich temperatur. Zatem nie bądźcie zdziwieni, gdy w najbardziej potrzebnym momencie może się okazać, że baterii nie będzie.

Przejdźmy do zegarków. Naturalnym dla mnie i zapewne dla wielu z was będzie Apple Watch. I to dobry wybór, choć podobnie jak z telefonem, trzeba mieć świadomość, że 7-godzinna jazda z włączonym treningiem na „zwykłym” Apple Watchu może spowodować, że nie dociągnie on do końca dnia. Ja używałem Apple Watch Ultra 2 i tutaj byłem spokojny, choć dzień kończyłem z ok. 40% baterii. Niestety sam Apple Watch i wbudowane w niego oprogramowanie do treningów to najgorsza z dostępnych opcji. Nie obejdzie się bez instalacji specjalnego oprogramowania. Niestety. O tym napiszę w części o programach.

Drugim zegarkiem, który miałem ze sobą, był Amazfit T-Rex Ultra – i tu od razu miłe zaskoczenie. Amazfit pokazał, że słucha swoich użytkowników i dosłownie parę dni przed rozpoczęciem sezonu narciarskiego udostępnił aktualizację ZeppOS, wprowadzającą poprawiony system zliczania treningów narciarskich. Wreszcie naliczane są tylko kilometry przejechane przez nas, nie przez wyciągi. Poza tym dodano możliwość pobierania na zegarek map narciarskich (!).

Wbudowana aplikacja do treningów udostępnia świetne, bardzo rozbudowane statystyki. Zegarek poprawnie zlicza przejechane kilometry. Pauzuje w trakcie jazdy wyciągami. Ale ciekawostka – T-Rex Ultra normalnie wytrzymuje 3–4 tygodnie na baterii i to jest genialny wynik. Ma ekran AMOLED, duży i czytelny. Normalnie trenując cały zeszły rok w moim Czelendżu 2023, robiąc po dwa treningi dziennie, osiągałem taki czas na baterii. Jednak 7–7,5-godzinny trening narciarski kończyłem z około 50–60% baterii, czyli podobnie do Apple Watch Ultra 2, który „normalnie” wytrzymuje tylko 2–2,5 dnia na baterii. Zastanawiające.

Trzecim zegarkiem, który zabrałem ze sobą, był Garmin Epix Pro Gen 2 47 mm. Nigdy na dłużej nie miałem zegarka Garmina. Zawsze przechwycali je ode mnie Adalbert lub Paweł. Na co dzień jeżdżę z licznikiem Garmin, zatem jakieś doświadczenie z oprogramowaniem mam. Jednak do tej pory, według mojej wiedzy, Garmin średnio radził sobie z poprawnym zliczaniem jazdy na nartach. Ucieszyłem się, gdy podobnie jak w przypadku Amazfit, przed sezonem pojawił się nowy update, w którym miały być też poprawione treningi narciarskie.

Najnowszy update jednak nic nie wniósł, z mojej perspektywy. Pierwszy raz używam go dłużej niż przez kilka minut. Ma toporny i niezrozumiały dla mnie interfejs. Brak aplikacji. Wbudowany „system” treningów dla narciarzy z założenia jest ułomny. Zlicza wszystko, czyli zarówno zjazdy, jak i wjazdy na wyciągach, co ze zrozumiałych, fundamentalnych względów jest złe. Na plus trzeba zapisać dobrze wyglądające, wbudowane mapy narciarskie, które w odróżnieniu od Amazfita mamy w zegarku i nie musimy ich specjalnie ściągać. Na plus też bateria. Ponownie 7–7,5-godzinny trening i na koniec bateria wskazywała ~85%. A zaznaczę, że Epix wg producenta działa o połowę krócej na baterii niż Amazfit, czyli tylko około dwóch tygodni.

Aplikacje

Przejdźmy teraz do aplikacji. Mając smartwatcha i smartfona, możemy wybierać i przebierać w aplikacjach. Mamy wbudowane, przeznaczone tylko do konkretnej kategorii, albo rozbudowane. Przez lata wytypowałem cztery podstawowe opcje i pokrótce je wam przedstawię.


## Trening

Wbudowana aplikacja systemowa w watchOS jest niestety ułomna w kwestii nart praktycznie w każdym aspekcie. Nie zapisuje mapy, gdzie jeździliśmy i co dla nas najważniejsze, nie zapisuje przejechanych kilometrów. Czyli z miejsca odpada.


## SkiTracks

Moja referencja od 2011 roku. Aplikacja, której używam nieprzerwanie od 13 lat. Prosta, ale wyposażona we wszystkie niezbędne informacje i statystyki. Poprawnie zliczająca przejechane kilometry, jednocześnie pomijająca wyciągi. Dostępna zarówno na Androida, jak i iOS. Oczywiście też na zegarek. Niestety nie synchronizuje się ze Stravą. Rozwiązanie „na okrągło” to eksport treningu w formacie pliku .gpx i import do Stravy. Niestety, po imporcie… naliczone mamy też wyciągi. Pełna wersja kosztuje śmieszne pieniądze – 9,90 PLN.

👉 SkiTracks dla iOS

👉 SkiTracks dla Android


## Slopes

Najnowsza gwiazda. Piękna aplikacja. Absolutny sztos, jeśli chodzi o UI/UX. Bardzo rozbudowane statystyki. Pełna synchronizacja ze Stravą i Apple Health. Opcji w aplikacji ogrom – od planów poszczególnych centrów narciarskich po animowane widoki 3D naszych przejazdów, pogoda, kamery – Mega. Aplikacja dostępna zarówno na iOS, jak i na Androida. Uruchomiona automatycznie przełącza się na Apple Watch, jeśli go mamy. Tylko ważne, aby pamiętać, żeby włączać blokadę ekranu w zegarku. Ja raz nie włączyłem i w trakcie treningu wyłączyła się, gdy niechcący dotknąłem.

Poprawnie zlicza przejechane kilometry. Jednak po synchronizacji ze Stravą i tutaj naliczają się nam wyciągi. Wniosek – wszystko kaszani Strava. Jest dużo wątków z tym związanych, nawet FAQ na stronie developera Slopes o tym wspomina, że proszą Stravę o zmiany, jednak ich prośby pozostają bez odpowiedzi. Minusem Slopes jest cena. Niestety wysoka. Aplikacja działa na zasadzie subskrypcji. Darmowa w zasadzie nie działa. Możemy wykupić jeden 1 dzień za 19 PLN, 7 dni za 69 PLN, rok za 139 PLN. Jest też opcja rodzinna (dla 6 userów) za 239 PLN.

👉 Slopes dla iOS

👉 Slopes dla Android

 


## Strava

Standard socjalny dla wszystkich „sportowców”, jednocześnie narciarstwo jest kompletnie olewane przez Stravę i pomimo rozmów prowadzonych z producentami sprzętu, jak i aplikacji, mamy nierozwiązany problem z synchronizacją wyników i zliczaniem jako całość przejechanych na nartach kilometrów z wyciągami. Jest to opcja dla wszystkich, jak już macie opłaconą Stravę premium, ale pamiętajcie o tym zliczaniu. Zarówno na zegarek, jak i na telefon we wszystkich systemach. Ja jednak nie polecam. Wolę SkiTrakcs lub Slopes.

👉 Strava dla iOS

👉 Strava dla Android

 


Odpalać aplikację na telefonie czy na zegarku?

Już trochę o tym wcześniej napisałem. Nie wiadomo, kiedy będzie nam potrzebny telefon. W górach różne rzeczy mogą się przytrafić. Lepiej mieć w nim baterię. Poza tym zegarek łatwiej wyjąć i sprawdzić postępy. Mamy go na nadgarstku. Telefon zawsze trzeba wysupłać z kieszeni, może wypaść itp.

Co jest najbardziej pewne? Z moich doświadczeń wynika, że chyba jednak zegarek, jeśli mamy zablokowany ekran. Koniec końców i tak będziemy wszystko potem oglądać na ekranie naszego telefonu, bo to, co zliczy nam zegarek czy aplikacja na nim, lepiej analizuje się na większym ekranie.

Ja najczęściej wybierałem opcję Slopes + SkiTrakcs. Jak się okazuje, w iOS 17 można mieć w tle odpalone dwie aplikacje na telefonie. Slopes miałem automatycznie uruchomiony na zegarku, a w telefonie obie.

Jeśli nie chcecie płacić za soft i mieć wszystko w fajnej formie podane w aplikacji, to zdecydowanie faworytem jest tutaj Amazfit, który najlepiej odrobił lekcje w tym sezonie.

Dominik Łada

MacUser od 2001 roku, rowery, fotografia i dobra kuchnia. Redaktor naczelny iMagazine - @dominiklada

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .