Z Androida na iPhone 15 Plus – 5 nieoczywistych zalet smartfona Apple
Wszyscy znamy oczywiste zalety iPhone’ów: prostotę obsługi, zawsze świetnej jakości ekran, nienaganny styl i jakość wykonania, spójny ekosystem, wymieniać można długo. Ja jednak tutaj chcę skupić się na mniej oczywistych zaletach, które mi osobiście bardzo się spodobały, jako użytkownikowi, który po latach powrócił na platformę iOS.
Moja przygoda ze sprzętem Apple rozpoczęła się bardzo dawno temu, obecnie od kilku miesięcy korzystam z iPhone’a 15 Plus, wcześniej ostatnim modelem z jakim miałem styczność, był… iPhone 5S. Szmat czasu. Tylko przypomnę, że model 5S oficjalnie zadebiutował 20 września 2013 roku. To niemal 11 lat, całe eony w rozwoju technologii. W przypadku Androida w 2013 roku mieliśmy do czynienia z wersją Android 4,3 Jelly Bean (API 18), dopiero pod koniec roku pojawił się wprowadzający wiele wówczas wiele zmian Android 4.4 KitKat. O ile jednak różnicę pomiędzy Androidem 4.4 a współczesnym Androidem 14 mogę określić słowem „przepaść”, o tyle Apple dokonało moim zdaniem czegoś co jest niezwykle trudne: skutecznie unowocześniło technologię, cały czas priorytetowo traktując łatwość obsługi. A wstępem do nieoczywistych zalet iPhone’a niech będzie fakt, że ten 11 letni iPhone 5S wciąż działa i jest codziennie wykorzystywany. Oczywiście nie da się na nim już korzystać z nowego iOS i instalować aplikacji, ale pełni on u bliskiej mi, starszej osoby rolę po prostu prostego w obsłudze telefonu, połączenia i sms-y wciąż działają. Wróćmy jednak to iPhone’a 15 Plus i nieoczywistych zalet tego sprzętu.
Brak czytnika linii papilarnych i Face ID
Tak, wiem, to brzmi trochę dziwnie, ale brak czytnika linii papilarnych uważam za zaletę? Owszem. Powód: ten brak zmusza do używania Face ID, a to rozwiązanie w przypadku Apple działa najlepiej ze wszystkich znanych mi biometrycznych metod weryfikacji tożsamości użytkownika za pomocą jego wizerunku na sprzęcie mobilnym. Owszem, niektóre laptopy z Windows 11 za pomocą odpowiedniego wyposażenia (potrzebne odpowiednie kamery) i Windows Hello również pozwalają na logowanie twarzą, ale na iPhone działa to po prostu szybciej i lepiej. Biometria jest w ogóle najwygodniejszym sposobem potwierdzania swojej tożsamości na cyfrowych urządzeniach. A w przypadku iPhone’a Face ID jest znacznie wygodniejszy od jakiegokolwiek czytnika linii papilarnych z jakiegokolwiek smartfonu z Androidem z jakim miałem styczność. Niezależnie od tego, czy umieszczony pod ekranem, z tyłu, czy na ramce urzązenia. Face ID jest po prostu prostsze, a dzięki zastosowaniu sieci neuronowych (wiedzieliście o tym?) Face ID jest też odporne na próby manipulacji (podstawienie zdjęcia użytkownika zamiast jego twarzy, użycie wyrafinowanej maski itp. sztuczki nie zadziałają). Zalecam korzystanie z opcji Face ID wymaga uwagi (znajdziemy ją w ustawieniach Face ID) co dodatkowo poprawia bezpieczeństwo logowania poprzez wymuszenie spojrzenia na kamerę TrueDepth z przodu urządzenia. No chyba, że bardzo lubicie okulary przecisłoneczne, one mogą w takim przypadku (po włączeniu tej funkcji) nieco utrudniać logowanie Face ID.
Tryb czuwania
Głupia sprawa, przyznam się wam do czegoś. Niby człowiek słyszał, coś tam wiedział, ale na tryb czuwania wpadłem przypadkiem. Po prostu któregoś dnia podłączyłem iPhone’a do ładowania i postawiłem poziomo na biurku. No i oczywiście urządzenie przeszło w domyślnie aktywny tryb czuwania, a ja odczułem tę charakterystyczną wręcz dziecięcą radość z odkrycia czegoś nowego Jakie to fajne! Wiem, może to się wam wydawać głupie, ale z pewnością znacie powiedzenie, jeżeli coś wydaje się głupie, ale działa, to nie jest głupie. Tryb czuwania na iPhone 15 Plus nie działa co prawda cały czas (w sensie ekran w tym trybie nie jest cały czas aktywny, takie rzeczy tylko w iPhone’ach 14 i 15 Pro i Pro Max), ale wystarczy lekko dotknąć ekranu czy nawet trącić biurko, na którym stoi działający w trybie czuwania iPhone, by ekran zaświecił się skonfigurowanymi widżetami. No i te powiadomienia: w trybie czuwania są wyświetlane bardzo dużą, czytelną czcionką. Dla mnie bardzo wygodne rozwiązanie, znacznie wygodniejsze od wyskakujących znad paska zadań WIndows powiadomień wyświetlanych na komputerze, na którym piszę te słowa. A czy wiedzieliście o tym, że można tak skonfigurować tryb czuwania by wyświetlał inną treść zależnie od miejsca, w którym ładujecie iPhone’a? W sypialni może być wyświetlany zegar, a np. w salonie twoje ulubione zdjęcia. Niby drobiazg, a ucieszył.
Apple Pay
Ok, przejdźmy do nieco poważniejszych rzeczy. Realizowanie płatności za pomocą urządzeń mobilnych nie jest w naszym kraju już niczym nowym, niemniej implementacja usług fintechowych przez Apple jest moim zdaniem bardziej elegancka od analogicznego rozwiązania w Androidzie (Google Pay). O technologicznych różnicach pomiędzy obydwiema platformami już wam szczegółowo opowiadałem (zainteresowanych odsyłam do materiału), tutaj jedynie skupię się na nieoczywistych zaletach. Z pozoru obie usługi działają identycznie, ale gdy jesteś w rejonie, w którym z pewnych względów nie chcesz korzystać z sieci mobilnej, choćby ze względu na koszty (np. Szwajcaria, Andora, czy rejony poza UE), a jeszcze nie zdążyłeś/aś kupić lokalnej karty SIM/eSIM, to mało kto zdaje sobie sprawę, że Google Pay ma ograniczoną liczbę transakcji, jaką jesteś w stanie wykonać będąc offline. W przypadku iPhone’a problem nie istnieje, bo cała mechanika uwierzytelniania i kryptograficznej magii dzieje się bezpośrednio na urządzeniu dzięki Secure Element, kryptograficznemu układowi wbudowanemu bezpośrednio w elektronikę smartfona Apple. Tak jak napisałem, szczegóły techniczne poniżej:
Stuknięcie w tył i skróty
Zrzut ekranu to coś bardzo często wykorzystywanego w pracy dziennikarza technologicznego. Czy to zrzut z okna opisywanej aplikacji, systemu operacyjnego, czy interfejsu urządzenia mobilnego. Recenzje oprogramowania zrzutami ekranów stoją, to oczywiste. Mniej oczywiste jest to, w jaki sposób te zrzuty da się wykonać na sprzęcie mobilnym. Najczęściej wykorzystuje się do tego kombinację przycisku bocznego i zwiększenia, bądź zmniejszenia głośności, czy to na iPhone (zwiększenie głośności z przyciskiem bocznym) czy na Androidzie (zmniejszenie głośności z przyciskiem włączającym urządzenie). Na Androidzie spotkałem się z mnóstwem innych kombinacji, pozwalających wykonać zrzut tego, co aktualnie jest widoczne na wyświetlaczu, do pliku graficznego. Gest dwoma palcami, trzema palcami, różne kombinacje przycisków. A co, gdy zrzut ekranu chcemy zrobić jedną ręką? Da się? Oczywiście, ale na smartfonie Apple’a da się to zrobić prościej, np. poprzez dwukrotne, lub trzykrotne stuknięcie w tył telefonu. Dodam, że etui nie przeszkadza (wiem, bo używam). Na Androidze też się da, ale wymaga odczekania kilku sekund (tak jest przynajmniej w niektórych modelach: naciskasz przycisk zasilania na kilka sekund, potem wybierasz Zrzut ekranu). Ten gest dwu- lub trzykrotnego stukania w tył iPhone’a ma więcej zastosowań: można go wykorzystać do wywołania kolejnej olbrzymiej zalety systemu iOS: skrótów. Na żadnym Androidzie nie znalazłem wygodniejszego sposobu uruchamiania tak wielu przydatnych funkcji, jak połączenie wspomnianego gestu ze skrótami.
Trwałość
Nie chodzi mi o trwałość w sensie materialnym, rozumianą jako wytrzymałość fizyczną na uszkodzenia czy podatność na awarie, choć i pod tym względem trudno coś zarzucić sprzętom Apple. Bardziej mam na myśli coś, czego wiele osób, również tych korzystających z iPhone’ów, sobie nie uświadamia. Dziś kupiony iPhone 15, będzie równie funkcjonalnym urządzeniem w 2030 roku. Zapewne wielu użytkowników do tego czasu i tak zamieni go na nowszy model (co wynika też z kolejnej zalety iPhone’a: trzymania relatywnie wysokiej wartości odsprzedaży), ale jeżeli nie macie w zwyczaju bardzo często zmieniać urządzeń, szanujecie sprzęt i chcecie korzystać z niego długo, iPhone zapewnia taką możliwość. W przypadku urządzeń z Androidem poszczególne marki dopiero zaczynają chwalić się długoletnim okresem wsparcia i deklarowaniem aktualizacji oprogramowania w szerokim horyzoncie czasowym.