Auto tygodnia #55 – Opel Astra Sports Tourer 1.5 diesel GS [galeria]
Są samochody, które krzyczą z daleka: „spójrz na mnie!”. Błyszczą, prężą muskuły i obiecują emocje. A potem są takie jak nowa Astra Sports Tourer. Ale to wcale nie oznacza, że to zły samochód. W istocie z dieslem pod maską to godny uwagi partner biznesowy.
Gdy odbierałem kluczyki do szarego kombi z dieslem pod maską, nie spodziewałem się fajerwerków. Ot, kolejny rozsądny, rodzinny wóz. A jednak po przejechaniu niemal tysiąca kilometrów wysiadałem z niego z nieukrywanym szacunkiem. To nie jest auto, w którym się zakochujesz od pierwszego wejrzenia. To jest partner, którego doceniasz z każdym wspólnie pokonanym kilometrem za jego spokój, kompetencję i imponującą wręcz oszczędność.
Nowa generacja Astry to mocne odcięcie się od wcześniejszych krągłości wyróżniających ten model we wcześniejszych generacjach. Ostre linie, geometryczne przetłoczenia i charakterystyczny przedni pas „Opel Vizor” tworzą wizerunek auta nowoczesnego, choć wiem z rozmów i przeglądu opinii, że proponowany przez Rüsselsheim styl nie każdemu przypada do gustu. Niemniej auto jest poprawnie skrojone, nie ma skrzywionych proporcji, absurdalnie wielkich kół (co dziś jest nadmiernie forsowane przez wiele marek) i stylistycznych udziwnień.
Wersja GS, którą miałem okazję testować, dodaje do tego szczyptę sportowego charakteru za sprawą inaczej stylizowanych zderzaków, czarnego dachu i 18-calowych felg „Pentagon”, które w testowym egzemplarzu były opcją. Jednak od razu zastrzegam, że słowo „sport” w wersji GS z dieslem pod maską odnosi się wyłącznie do kwestii wizualnych, a nie napędowych. Auto nie wywołuje skrętu karku u przechodniów, ale moim zdaniem Astra, szczególnie gdy uda nam się tą wersją pokonać dłuższy dystans, przekona do siebie niejednego, którego życie zmusza do częstych podróży.
Wnętrze Astry to przykład współczesnej wizji niemieckiej ergonomii. Nie zmienia tego fakt, że dziś Opel jest częścią koncernu Stellantis, a model korzysta z rozwiązań technicznych francuskich marek. Za projekt odpowiadają Niemcy. Pierwsze skrzypce gra tu tak zwany „Pure Panel” – dwa zintegrowane ekrany o przekątnej 10 cali każdy, tworzące jednolity, cyfrowy kokpit. Dla technologicznego geeka przyzwyczajonego do obcowania z ekranami wygląda to dobrze, ale co ważniejsze, Opel nie wpadł w pułapkę przerzucenia absolutnie wszystkiego na dotykowy wyświetlacz. Pod ekranem centralnym zachowano fizyczny panel z przyciskami do obsługi dwustrefowej klimatyzacji, co jest ukłonem w stronę zdrowego rozsądku i bezpieczeństwa. Niemniej warto mieć w schowku niedużą szmatkę z mikrofibry. Gładkie powierzchnie ekranów i spore połacie piano black w kabinie lubią się szybko brudzić.
Do jakości wykonania nie mam większych zastrzeżeń. Na tyle, na ile mogłem ocenić wykonanie jest solidne, montaż przyzwoity, a miejsca, których dotykamy najczęściej, są wykończone przyjemnymi materiałami. O fortepianowej czerni już wspominałem. Materiał wygląda dobrze tylko jak jest czysty, na domiar złego w testowanym egzemplarzu niektóre elementy pokryte piano black były już porysowane. Kiepskim pomysłem są przyciski na ramionach kierownicy, również wykonane w piano black, z oczywistych względów zbierają odciski palców.
Auto ma też sporo zalet, a do tych z pewnością należą fotele. W wersji GS standardem są ergonomiczne fotele z certyfikatem AGR, podgrzewane i z szerokim zakresem regulacji. Mój kręgosłup nie narzekał na kilkusetkilometrową podróż.
Na pokładzie wersji GS znajdziemy też bogate wyposażenie standardowe, w tym system kamer 360 stopni , bezprzewodową obsługę Apple CarPlay i Android Auto oraz całą armię asystentów kierowcy, na czele z adaptacyjnym tempomatem działającym w pełnym zakresie prędkości.
Atuty funkcjonalności determinuje nadwozie testowanego wozu. Wiadomo po co kupuje się kombi. Bagażnik. W tej kategorii Astra Sports Tourer oferuje naprawdę dużo. Kufer ma pojemność aż 597 litrów w testowanej wersji z dieslem. Po złożeniu oparć tylnej kanapy (w genialnym podziale 40/20/40, standard dla Sports Tourer) przestrzeń rośnie do 1634 litrów. Jeżeli to nie wystarcza, powinniśmy pomyśleć o dostawczaku.
Suche liczby to jednak nie wszystko. Liczy się funkcjonalność, a tej Astrze nie brakuje. Niski próg załadunku, regularne kształty i system podwójnej podłogi „Intelli-Space” sprawiają, że pakowanie tego auta nie jest żadnym problemem. Czy to wakacyjny wyjazd z rodziną, czy transport szafki do składania z popularnego szwedzkiego sklepu, ten wóz realnie pomoże w transporcie.
Pod maską testowanego egzemplarza pracował silnik, który powoli znika z cenników – czterocylindrowy diesel o pojemności 1.5 litra, mocy 130 KM i momencie obrotowym 300 Nm. Swoją drogą taka ciekawostka, wiecie że diesel z Astrze ma większy moment obrotowy od wersji w pełni elektrycznej? W każdym razie współpracuje on z płynnie działającą, 8-biegową skrzynią automatyczną. Osiągi są, powiedzmy, wystarczające. Przyspieszenie od 0 do 100 km/h w 11 sekund nie czyni z Astry demona prędkości, ale dzięki wysokiemu momentowi obrotowemu dostępnemu od niskich obrotów, auto sprawnie nabiera prędkości i nie ma problemów z wyprzedzaniem. Auto jest spokojne, ale nie ślamazarne.
Jednak największy atut tego napędu objawia się przy dystrybutorze. A właściwie w momentach, gdy uświadamiasz sobie, jak rzadko musisz odwiedzać stacje paliw. W trasie, przy spokojnej jeździe drogami ekspresowymi (podkreślam, ekspresowymi, a nie lokalnymi, czy krajowymi), komputer pokładowy potrafił pokazać wartości rzędu 4,5 l/100 km. Nawet na autostradzie, przy stałej prędkości 140 km/h, zużycie nie przekraczało 6 l/100 km. W połączeniu z 52-litrowym bakiem paliwa oznacza to jedno – realny zasięg przekraczający 1000 kilometrów na jednym tankowaniu. W dzisiejszych czasach to wynik, który zawstydza niejedną hybrydę.
Opel Astra Sports Tourer z dieslem to samochód dla pragmatyków. To wybór podyktowany rozsądkiem, a nie emocjami. Jest przestronna, wygodna, dobrze wyposażona i, co najważniejsze, ma bardzo oszczędny silnik. To idealny wół roboczy dla rodziny, która dużo podróżuje, lub jako auto flotowe dla przedstawiciela handlowego.
Ceny? Wersja GS z dieslem i automatem to wydatek rzędu 154 450 zł w cenie katalogowej, choć Opel często kusi atrakcyjnymi promocjami. Np. w momencie pisania niniejszej recenzji udało mi się znaleźć ofertę obniżającą tę kwotę do około 131 450 zł. To rozsądnie skalkulowana oferta za tak kompetentny i uniwersalny samochód. Jeśli więc szukasz pojazdu, który może nie chwyta za serce od pierwszego wejrzenia, ale zyskuje z każdym kilometrem, udowadniając swoją wartość w codziennej eksploatacji – ta Astra jest zdecydowanie warta Twojej uwagi.
Na koniec jeszcze galeria zdjęć testowanego egzemplarza:
Chcec więcej testów i recenzji? Zajrzyj do cyklu #Auto tygodnia i do każdego numeru iMagazine.