MacBook Pro w serwisie, będę więc #iPadOnly
Dzisiaj, to jest w czwartek 19.04.2018, oddałem swojego MacBooka Pro do serwisu na operację wymiany lub naprawy klawiatury. To oznacza, że na najbliższy tydzień przesiadłem się na iPada Pro 10,5”.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 5/2018
Moja historia z #iPadOnly
W swojej historii miałem większość modeli iPadów. Wszystko zaczęło się od modelu pierwszej generacji, którego absolutnie uwielbiałem – jego design był fenomenalny i znacznie atrakcyjniejszy niż obecny. Potem była dwójka i trójka – skok na Retinę to było coś niesamowitego i do dzisiaj jestem pod jej wrażeniem – ale iPada 4 pominąłem. To był nietypowy model, który pojawił się wkrótce po trzeciej generacji, aby rozwiązać problemy z wydajnością, cierpiącą ze względu na wspomniany ekran wysokiej rozdzielczości. Dalej sprawy potoczyły się mniej typowo, bo przesiadłem się na pierwszego Mini, który nie miał Retiny – ten rozmiar był tak poręczny i niesamowity, że korzystałem z niego częściej mobilnie niż z iPhone’a. Co ciekawe, przez dłuższy czas prowadziłem eksperyment, ponieważ posiadałem wtedy iPada 3 i Mini – kładłem je obok siebie na ławie i przez kilka tygodni sprawdzałem, którego będę podświadomie częściej podnosił. Mini wygrał, a z trójką się pożegnałem. Gdy na rynku rok później zadebiutował iPad Air pierwszej generacji, to nie zdecydowałem się na niego, choć miał znacznie lepszy ekran niż Mini 2 z Retiną – był po prostu za ciężki. Mieliśmy jednak Aira w domu – Iwona z niego korzystała – z zazdrością więc spoglądałem na to ogromne, w porównaniu do mojego, płótno. W kolejnym roku – już jesteśmy w 2014 roku – nie miałem już wątpliwości. Jeszcze lżejszy i cieńszy Air drugiej generacji podbił moje serce. To był moment, w którym korzystanie z „dużego” iPada jedną ręką stało się bardzo wygodne. Rok później oczywiście zadebiutował iPad Pro 9,7”, na którego się nie zdecydowałem. Skusiłem się jednak na model 12,9”, który absolutnie uwielbiałem. Tak dużego portalu do świata internetu, sterowanego dotykiem, nigdy nie miałem, a pełnowymiarowa ekranowa klawiatura była zdecydowanie lepsza od tych znanych z mniejszych iPadów. Niestety ten iPad nie był wygodny do czytania, do czego bardzo często go wykorzystywałem – był na tyle ciężki, że ręka mi się męczyła i musiałem go zawsze opierać o udo. Wytrzymałem z nim jednak ponad półtora roku, czekając na mitycznego iPada Pro 10,5” i od tamtej pory to z niego korzystam.
Klawiatury
iPad bez fizycznej klawiatury to więcej niż dobre narzędzie, ale jak zapewne się domyśliliście, pisząc tak długie felietony, jak ten, wygodniej jest mi korzystać z tradycyjnej klawiatury, chociażby ze względu na prędkość pisania. Przez te wszystkie lata miałem różne akcesoria rozwiązujące ten problem.
Bardzo miło wspominam gumowy stojak Stump i korzystanie ze zwykłej Apple Wireless Keyboard, na której mi się tak dobrze pisze. Jeszcze lepiej wspominam Smart Keyboard z iPadem 12,9”, ale niewiele gorszym rozwiązaniem był Origami Workstation z klawiaturą Apple Wireless, ponieważ mogłem z tego wygodnie korzystać na kolanach, jak z notebooka. Niestety, przesiadłem się na MacBooka Pro z nowym typem klawiatury i wraz z nim kupiłem na biurko Apple Magic Keyboard, którą lubię jeszcze bardziej. Tymczasem Incase nigdy nie stworzył nowej wersji Origami Workstation, przestałem więc z tego rozwiązania korzystać. Przy okazji kupna MacBooka Pro zdecydowałem się (w końcu!) wrócić do układu USA na klawiaturze, z poziomym Enterem. W takim układzie mam też Magic Keyboard, a starsza Wireless jest niestety w międzynarodowym, za którym nie przepadam, ponieważ klawisz „” znajduje się w niewłaściwym miejscu. W planach miałem kupno Smart Keyboard dla iPada Pro 10,5”, ale w końcu się na to nie zdecydowałem – klawisze są w niej jak najbardziej używalne, ale pełnowymiarowa klawiatura to pełnowymiarowa klawiatura, a ja nie lubię walczyć ze swoją pamięcią mięśniową. Poza tym pod ręką zawsze był mój MacBook Pro, odkładałem więc temat na później i tak dotrwałem do tej chwili.
Jak już wspominałem, MacBooka Pro nie mam, przy biurku nie chcę siedzieć, bo pogoda jest zbyt piękna, nie pozostało mi zatem nic innego, jak zdecydować się na jedno z poniższych rozwiązań:
- Wykorzystać Stumpa jako stojak i kupić kolejną Magic Keyboard, przeznaczoną dla iPada.
- Kupić Smart Keyboard dla modelu 10,5”.
- Kupić Studio Neat Canopy i Magic Keyboard, ale wadą tego rozwiązania jest fakt, że iPad fizycznie opiera się o metalową obudowę klawiatury – tego nie jestem w stanie zaakceptować.
- Kupić nieprodukowaną już Apple Wireless Keyboard w układzie USA i korzystać z Origami Workstation.
- Nic nie zmieniać i męczyć się z Origami Workstation z klawiaturą z układem międzynarodowym.
Chyba skuszę się na opcję nr 4, bo jest najbardziej ergonomiczna i funkcjonalna, a jednocześnie najtańsza. Kupowanie Smart Keyboard na tym etapie chyba mija się z celem, bo zaraz okaże się, że Apple wypuści nowego „rewolucyjnego” iPada w designie podobnym do iPhone’a X, który będzie wymagał nowej klawiatury. Oczywiście, zdecyduję się go nie kupować, po czym to zrobię, bo „koszty prowadzenia bloga” są wysokie.
iPadowy setup Jasona Snella
Jest jednak jeszcze jedno, trochę ekstremalne, ale bardzo kuszące rozwiązanie, o którym skutecznie zapomniałem – powrót do klawiatury mechanicznej. Jason Snell opublikował swój ostatni iPadowy setup, który składa się z iPada 12,9” drugiej generacji, nietypowego i bardzo interesującego stojaka do niego i zaskakująco zgrabnej i funkcjonalnej klawiatury od Matiasa – Laptop Pro for Mac.
Problemem z tą klawiaturą jest fakt, że musiałbym korzystać ze stojaka do iPada lub mieć zawsze obok siebie jakiś stolik, gdybym chciał pisać na kolanach. W domu nie jest to problemem, ale nie jest to wygodny podróżniczy setup. No i na pewno nie można powiedzieć, że jest to tanie rozwiązanie. Nie wiecie jednak, jak bardzo kusi mnie powrót po latach do klawiatury mechanicznej. Na razie udawało mi się z tym walczyć, ale może w końcu ulegnę? Znalazłem też przy okazji fajne stojaki do iPada w postaci wysięgnika oraz coś, co przypomina iMaca.
(Tutaj miałem przerwę na dalszy research, który się źle dla mnie skończył).
Długo nie musiałem czekać na odpowiedź na mojego tweeta o Apple Wireless z układem USA – Aleksander Lemlich zaproponował mi ściągnięcie jednej sztuki, za pięć–siedem dni, nie będę więc już miał problemu. Oczywiście, będę już wtedy miał swojego MacBooka Pro z powrotem (odpukać w niemalowane), ale co nagle, to po diable, prawda? No i nie ukrywam, że w międzyczasie zacząłem coraz poważniej rozważać kupno Matias Laptop Pro – jej jedyną wadą jest fakt, że nie można jej połączyć z większą liczbą komputerów równocześnie (po Bluetooth).
Czy Wy też lubicie mieć problemy pierwszego świata?
Przyszłość iPadów
Nie ukrywam, że szalenie interesuje mnie przyszłość iPadów. Czy Apple kiedyś zdecyduje się wypuścić wersję bardziej przypominającą Surface Booka? A może zrobić po prostu coś, co będzie przypominało MacBooka, bez odczepianej klawiatury? Jako użytkownik, który przesiadł się z modelu 12,9” na 10,5”, bardzo chciałbym też zobaczyć, niemożliwy dzisiaj do wykonania, model o zmiennej przekątnej ekranu (i malejącej wadze przy okazji) – nie ma nic tak satysfakcjonującego, jak oglądanie zdjęć na ogromnym ekranie w domu i niska waga połączona z poręcznością w podróży. Niestety, posiadanie dwóch tak drogich komputerów mija się kompletnie z celem – w tej chwili wolę mieć notebooka, na którym znajdę oprogramowanie niedostępne (na razie) na iOS-ie. To właśnie dlatego zdecydowałem się na kompromis w postaci 10,5” i nie zapowiada się, abym szybko przesiadł się na inny fizyczny rozmiar, ale chętnie przyjmę wypełnienie obudowy szczelniej pikselami, jak to uczynili w iPhonie X.