Thule Backpack
Wiosna nadeszła, a wraz z nią – drogowcy z remontami. W Krakowie obrodziło rozkopanymi drogami. Szybka analiza sytuacji wskazała, że jedynym rozsądnym wyjściem będzie przesiadka na rower. W moim przypadku to powrót do jeżdżenia rowerem po mieście. Tylko jak na rower się spakować, przy zmiennej pogodzie i długich trasach z jednego krańca Krakowa na drugi? Z pomocą przyszła niezawodna szwedzka firma Thule i jej znakomity rowerowy plecak.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 06/2019
Decyzja zapadła – rower jest. O wyborze roweru i nie tylko będzie więcej w następnym numerze. Teraz o moich potrzebach. Ze względu na rodzaj pracy w 90% przypadków poruszam się z MBP 15” w plecaku czy w torbie. Jeżeli przemieszczam się komunikacją miejską czy samochodem – wybór mamy ogromny. W przypadku roweru ta pula się trochę zmniejsza. Oczywiście ze zwykłym plecakiem też możemy jeździć i większość miejskich rowerzystów tak robi. Takie miejskie plecaki są jednak średnio wygodne, jeżeli założywszy je na plecy, wsiądziemy z nimi na rower. Oczywiście, przy krótkich trasach i niezbyt częstych jazdach nie ma to zbyt dużego znaczenia. Jeżeli jednak planujemy jeździć częściej, a trasy, nawet po mieście, są dłuższe, warto się rozejrzeć za plecakiem przeznaczonym stricte do jazdy na rowerze.
Trafił do mnie więc Thule Pack ‘n Pedal Commuter Backpack – wodoodporny plecak rowerowy. Czarny, niewyróżniający się na pierwszy rzut oka niczym specjalnym plecak, z popularnym ostatnio zwijanym zamykaniem u góry. Pierwsze zaskoczenie spotkało mnie po otwarciu. Wnętrze jest błękitne, bardzo błękitne, nie jest to może mój ulubiony kolor, ale za to stawiam plus projektantowi. Taki błękit potrafi najpochmurniejszy dzień rozjaśnić! Wewnątrz znajdujemy wyciąganą kieszeń na komputer 15”, która po wyjęciu może też służyć za etui na komputer i tablet, a dodatkowo ma małą, zapinaną na zamek błyskawiczny, siatkową kieszonkę. Ta wyjmowana kieszeń komputerowa jest przypinana trzema napami w górnej części. Powoduje to, że komputer „wisi” wewnątrz, nie opierając się o dno plecaka podczas jazdy, dzięki czemu jest nam wygodniej, a i sprzęt, będąc w „hamaczku”, ma lepszą amortyzację. Poza tymi elementami wnętrze plecaka jest błękitną komorą bez przegródek.
Na zewnątrz z jednego boku mamy siatkową kieszeń na np. butelkę z wodą. Po drugiej stronie rozwiązanie jest ciekawsze – to utwardzona dodatkowym materiałem kieszeń na okulary i przedmioty delikatne, które chcemy mieć pod ręką. Z przodu plecaka znajdujemy dwie kieszenie: większą z organizerem na drobiazgi, karabińczykiem do przypinania kluczy oraz mniejszą, która według producenta może służyć do przewożenia zapięcia typu U-Lock. Niestety, mój U-Lock jest trochę za duży, co powoduje, że nie da się go stabilnie zamocować i mógłby wypaść podczas jazdy. Korzystam więc z mocowania do ramy, a wydaje mi się, że mniejszy U-Lock idealnie by pasował. Na pewno jest to rozwiązanie przydatne w przypadku, kiedy nasz rower nie ma możliwości przymocowania zabezpieczenia do ramy.
O ile w środku znaleźliśmy designerski minimalizm, o tyle na zewnątrz „małych” udogodnień dla rowerzysty jest znacznie więcej. Z przodu plecaka, czyli od tyłu rowerzysty podczas jazdy, znajduje się mała gumka służąca do zaczepienia czerwonej tylnej lampki. Bardzo to wygodne i przydatne rozwiązanie, bo dodatkowa lampka umiejscowiona wyżej (na naszych plecach) na pewno zwiększy widoczność. Przypominam przy okazji, że białe i czerwone światło jest obowiązkowe dla uczestników ruchu drogowego, jakimi są rowerzyści. Nie zawsze można czerwoną tylną lampkę przyczepić do roweru – ten problem zdejmuje z ramion, a wrzuca na plecy plecak Thule.
Skoro już o widoczności mowa, to na plecaku dostrzegamy szaro-srebrne akcenty: po bokach na paskach, na szelkach, a z tyłu – napis Thule. Te wszystkie elementy są odblaskowe i zwiększają naszą widoczność na drodze, a, co z tym idzie – nasze bezpieczeństwo. Na dole z przodu znajduje się kieszonka z wyciąganą siatką, umożliwiającą przypięcie kasku rowerowego, kiedy z niego nie korzystamy, czyli nie jedziemy na rowerze. Na dole od strony pleców jest kieszeń z pokrowcem przeciwdeszczowym, oczywiście błękitnym, oczywiście z elementami odblaskowymi i z gumką na zaczepienie lampki. Pokrowiec jest wykonany z grubego podgumowanego materiału, o wiele grubszego niż ten, który znam z plecaków/toreb foto LowePro czy plecaków turystycznych. Sam plecak, bez założonego pokrowca, ma stopień wodoodporności IPX4, średni deszcz mu na pewno niegroźny, a z pokrowcem – oberwanie chmury.
Po ponad dwóch tygodniach codziennego jeżdżenia po mieście od 20 do 50 km dziennie mogę powiedzieć, że jest wygodnie. System wentylujący (bo – oczywiście – jest!) na plecach się sprawdza, o ile nie jeździmy zbyt szybko i bardzo wysiłkowo, pamiętając, że to jazda po mieście, a nie wyścigi. Ciekawy jestem, jak się sprawdzi, kiedy będzie cieplej; jak do tej pory nie było zbyt wielu dni z temperaturą ponad 20°C. Za to deszcz złapał mnie kilka razy, mniejszy i większy. Zawartość plecaka, łącznie z MBP, dojechała sucha, bez śladu wilgoci, do domu, czego nie da się powiedzieć o mnie.
Udogodnienia w postaci kieszonek, zaczepów sprawdzają się w praktyce. Dzięki nietypowemu mocowaniu kieszeni na laptopa Thule jest znacznie wygodniejszy niż tradycyjne miejskie plecaki, które się bardzo usztywniają po włożeniu komputera.
Całość jest solidnie wykonana z materiałów bardzo dobrej jakości – to nylon przypominający codurę. Prosty kształt, ciemna kolorystyka – na zewnątrz – nadają półsportowego, ale jednocześnie eleganckiego charakteru. Thule Pack ‘n Pedal Commuter Backpack będzie dobrze pasował zarówno do podkoszulka, jak i sportowej marynarki. Ja go właśnie tak noszę, do marynarki na oficjalne spotkania i nie widzę oznak oburzenia w Krakowie. Jazda na rowerze, szczególnie po mieście, nie zawsze musi wymuszać sportowy styl. Można elegancko i plecak Thule będzie pasował idealnie.