Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu ZAGG iFrogz – do wyboru na początek

ZAGG iFrogz – do wyboru na początek

0
Dodane: 5 lat temu

Przerzucenie się ze słuchawek przewodowych na Bluetooth diametralnie poprawia komfort słuchania. ZAGG opracował kilka konstrukcji dla tych osób, które do tej pory korzystały z pchełek dostarczanych przez producenta i mają dość kabli.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 8/2019


free rein 2

Portfolio marki iFrogz obfituje w niedrogie, ale niezłej jakości słuchawki. Model free rein 2 to podstawowa konstrukcja, dodatkowo wyposażona we wkładki douszne, które zapobiegają wypadaniu ich z uszu przy dynamicznych ruchach. To dobrze sprawdzona i prosta konstrukcja: dwie słuchawki dokanałowe połączono kablem, na którym znalazł się pilot do sterowania (pilot ma wbudowaną baterię). W komplecie prócz słuchawek dostajemy kabel do ładowania, trzy komplety gumowych końcówek oraz jedną parę „skrzydełek”. Brakuje mi choćby jednego dodatkowego kompletu w mniejszym rozmiarze, bo te, które dostajemy, są dość długie i nie każdemu mogą pasować. Pilot na kablu ma trzy przyciski, odpowiednio do regulacji głośności i przełączania utworów (a także do włączania i parowania), znalazł się na nim także mikrofon oraz port micro USB. Kabel prowadzimy za szyją, a tym samym pilot znajduje się poza zasięgiem wzroku, wypukłe przyciski pozwalają jednak używać go bezwzrokowo.

Dopasowanie free rein 2 do ucha było dla mnie lekko kłopotliwe, nakładki dokanałowe są bowiem mało elastyczne, a tym samym nie układają się idealnie w małżowinie ucha. Ostatecznie jednak udało mi się dobrać odpowiedni rozmiar, natomiast odsłuch wciąż był odrobinę uciążliwy. Wynikało to z hałaśliwego kabla, który dawał o sobie znać przy mocniejszych otarciach o ubranie. Brzmienie free rein 2 odpowiada ich cenie – dynamika jest kiepska, a charakterystyka bardzo płaska. Zaskakujące jest to, że ZAGG nie podbił niskich tonów, jak to się robi w wielu tanich konstrukcjach. Traktuję to mimo wszystko jako wadę, bo niskich tonów brakuje nawet tam, gdzie powinny być wyraźnie słyszalne. Na pochwałę zasługuje natomiast niezły czas pracy na baterii (ponad pięć godzin, jeśli słuchamy z umiarkowaną głośnością), a także to, że słuchawki się przyciągają, można je więc zawiesić na szyi bez obaw, że z niej spadną.

sound hub xd2

Słuchawki sound hub xd2 są produktem z wyższej półki cenowej niż free rein 2. Różnią się zarówno konstrukcją, jak i brzmieniem, choć i tu nie ma rewelacji. Mają symetryczną konstrukcję, przewody obu słuchawek są tej samej długości i wychodzą z kontrolera, będącego jednocześnie pilotem sterowania. Mają obudowę pokrytą gumą, a port micro USB znajduje się pod zaślepką. Przyciski mają bardzo dobrze wyczuwalny skok, obudowa sprawia zresztą solidne wrażenie. Psują je sztywne przewody oraz (ponownie) kiepskie nakładki dokanałowe. Pilota trzeba zaczepić do ubrania, inaczej pod wpływem jego ciężaru słuchawki wypadają z uszu. Konstrukcja została wyposażona w magnetyczny klips, który radzi sobie z koszulkami, ale już niekoniecznie z kurtką czy grubą bluzą. Może posłużyć też do zaczepienia zwiniętych na pilocie słuchawek.

Model xd2 reklamowany jest jako ten o lepszym brzmieniu, uzyskiwanym dzięki zastosowaniu podwójnych przetworników neodymowych. Jak to się ma do dźwięku? Właściwie nijak, bo detali może i trochę słychać, ale wszystko jest zagłuszane przez sztuczny, zdecydowanie przesadzony i nieprzyjemny bas oraz wtórujący mu trzeszczący środek. Nie byłem w stanie znaleźć żadnego utworu, który brzmi na nich choćby znośnie, dopiero znaczne zmniejszenie basu w ustawieniach korekcji dźwięku iPhone’a sprawiło, że dało się ich używać (aczkolwiek wszystkie testy przeprowadzam zawsze na płaskim ustawieniu korektora). Są za to bardzo głośne i działają długo na jednym ładowaniu (osiem godzin deklarowane przez producenta jest jak najbardziej realne).

sound hub sync

Ostatnie z testowanych słuchawek to właściwie dwa urządzenia w jednym. Konstrukcja sound hub sync jest niemal identyczna, jak model xd2 – centralnym elementem jest również pilot. Tym razem ma jednak wymienną, gumową osłonę, a w komplecie dostajemy aż trzy takie osłony. Ponadto ma gniazdo mini Jack, do którego są wpięte słuchawki. Oznacza to, że może posłużyć też do odtwarzania muzyki bezprzewodowo z dowolnego, podłączonego przez to gniazdo urządzenia. W sound hub sync zastosowano nie tylko gumowe wkładki dokanałowe, ale też dodatkowe „skrzydełka” do stabilizowania ich w małżowinie ucha. Są zdecydowanie bardziej elastyczne niż w modelu free rein 2, ponadto kształt litery „U” sprawia, że o wiele lepiej się dopasowują. Pilot ma też odrobinę mocniejszy magnes w klipsie, a tym samym pewniej trzyma się ubrania.

Jak się pewnie spodziewacie, brzmienie sound hub sync nie powala. Dźwięk jest bardzo płaski, choć dużo bardziej znośny niż w xd2, bas nie dominuje (prawdę mówiąc, prawie go nie ma), środek i góra są nawet dość szczegółowe, ale kompletnie nie czuć ani przestrzeni, ani też nie słychać dynamiki brzmienia. Nie jest też aż tak głośno, jak w xd2, ale nie znaczy to, że są za ciche – mieszczą się w standardowych granicach poziomu głośności. Ze wszystkich testowanych modeli to właśnie sound hub sync wypada najlepiej pod względem jakości brzmienia – po umiejętnym ustawieniu korektora da się z nich korzystać na co dzień.

Podsumowanie

ZAGG musi się jeszcze wiele nauczyć, jeśli zamierza konkurować z czymś więcej niż dołączonymi do smartfona pchełkami. Testowane modele uwalniają od kabla łączącego słuchawki z telefonem, ale nie wnoszą wiele więcej. Chlubnym wyjątkiem jest sound hub sync, który pełni też funkcję adaptera Bluetooth. Nieczęsto spotyka się takie rozwiązanie, a wciąż uważam je za użyteczne. Pod względem brzmienia wszystkie zawodzą, a najgorzej wypada xd2, który miał radzić sobie najlepiej. By zdecydować się na nie, kable musiałyby mi naprawdę mocno dać się we znaki.

Paweł Hać

Ten od Maków i światła. Na Twitterze @pawelhac

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .