Samsung Odyssey G7 – otoczony obrazem
Zakrzywione telewizory i monitory są bardzo niszowymi urządzeniami, choć jeszcze kilka lat temu wielu producentów starało się zaoferować taki ekran w różnych kategoriach produktów. Rynek dojrzał, a wklęsłe wyświetlacze pojawiają się tam, gdzie faktycznie mogą być dobrze wykorzystane, nic więc dziwnego, że w nowej linii monitorów gamingowych Samsunga nie sposób znaleźć płaskiej wersji.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 10/2020
Seria Odyssey została opracowana z myślą o graczach, głównie tych korzystających z PC. Duże przekątne ekranu sprawiają, że przy płaskim ekranie, zwłaszcza panoramicznym, obraz na krawędziach monitora jest oddalony od oczu znacznie bardziej, niż ten na środku, ponadto mogą pojawiać się też wynikające z innego kąta patrzenia zniekształcenia kolorów. Zakrzywienie ekranu w testowanym Odyssey G7 równe jest 1000R, co oznacza, że promień okręgu, do którego styczna byłaby krzywa krawędzi monitora ma 1000 mm. Innymi słowy, mając twarz w odległości metra od środka ekranu i patrząc na niego prostopadle, dokładnie taka odległość dzieli też nasze oczy od krawędzi wyświetlanego obrazu. W praktyce poprawia to wrażenie immersji (bo obraz nas „otacza”), poprawia odbiór obrazu (bo patrzymy na piksele pod zbliżonym kątem) oraz zmniejsza zmęczenie wzroku. Nawet w najmniejszym, 27-calowym monitorze linii Odyssey, który testowałem, odczułem znaczną różnicę względem płaskiego Eizo o tej samej przekątnej. Pudełko, w którym sprzedawany jest Odyssey G7, jest bardzo grube, nic w tym jednak dziwnego, skoro monitor ma aż 17 cm głębokości bez podstawy, po podłączeniu jej zwiększa się ona aż do ponad 30 cm. Przed zakupem radzę zmierzyć biurko – na moim monitor zajął tak dużo miejsca, że klawiatura ledwo się zmieściła. Podstawa jest bardzo solidna, oferuje możliwość regulacji wysokości, a także odchylenia w pionie i na boki. Ponadto ekran można obrócić o 90 stopni, ale zakrzywienie ogranicza zakres zastosowań w tej pozycji. Pod obudową podstawy można poprowadzić kable, ma też wbudowany, składany uchwyt na słuchawki.
Wszystkie porty monitora umieszczono za osłoną. Są wśród nich dwa DisplayPort 1.4, jeden port HDMI 2.0, dwa gniazda USB-A 3.0, jedno USB-B oraz wyjście minijack. Szkoda, że producent nie zdecydował się na drugi port HDMI, zwłaszcza że monitor ma dwa tryby wyświetlania obrazu z dwóch źródeł równocześnie, a podłączenie do niego na stałe dowolnej przystawki multimedialnej czy konsoli blokuje skorzystanie z innego urządzenia z HDMI. Pod osłoną mieści się też gniazdo zasilania – zasilacz nie jest wbudowany, to duża kostka, którą trzeba gdzieś zmieścić. W komplecie z monitorem dostajemy kabel DisplayPort, brakuje jednak HDMI. Monitor nie ma wbudowanych głośników, wyposażono go za to w bardzo przyjemne podświetlenie. Diody umieszczono pod okrągłą osłoną z tyłu ekranu oraz w dwóch otworach w dolnych narożnikach, więc nie rażą, ale oświetlają blat biurka. Przeszkadza niestety niebieskie podświetlenie joysticka do sterowania menu, nie da się go ani wyłączyć, ani też zmienić na inny kolor. Z poziomu menu monitora można wybrać kolor podświetlenia oraz efekty świetlne. Zauważyłem jednak, że funkcja zmiany koloru podświetlenia przestała działać poprawnie i gdy chcę wybrać inny, przenoszony jestem do wyboru języka interfejsu. Da się za to wyłączyć przednie lub wszystkie diody.
Monitor nie wymaga żadnej wstępnej konfiguracji, ale ta jest oczywiście niezbędna, jeśli chcemy wykorzystać w pełni jego możliwości. Do obsługi całkiem rozbudowanego, ekranowego menu służy czterokierunkowy, wciskany joystick umieszczony na dolnej krawędzi. Jest bardzo wygodny, a jego jedyną wadą jest bardzo głośna praca. Menu pozwala szybko zmienić źródło obrazu, wybrać tryb wyświetlania (Picture in Picture oraz Picture by Picture), przejść do konfiguracji i wyłączyć go. Menu ekranowe pokazuje zawsze ustawienia korekcji czerni, czasu reakcji, częstotliwości odświeżania, Adaptive Sync i zmniejszenia opóźnienia. Wszystkie regulujemy w zakładce „Gra”, podczas gdy sposób wyświetlania ustawia się w zakładce „Obraz”. Monitor ma kilka predefiniowanych zestawów ustawień kolorów, opisanych zgodnie z zastosowaniem. Nie wpływają one na parametry gamingowe, nie ma więc sytuacji, w której redukcja opóźnienia blokuje niektóre ustawienia kolorów (spotkałem się z tym choćby w swoim kilkuletnim smart TV). W ustawieniach obrazu zaszyto też tryb oszczędzania wzroku, który znacznie ociepla barwy i czyni je łatwiejszymi w odbiorze w ciemności. Szkoda, że tryb nie może włączać się automatycznie bądź też nie jest dostępny bezpośrednio po wciśnięciu joysticka – używałem go podczas gry na konsoli, która nie ma takich ustawień i grając po zmroku, odczuwałem nie tylko mniejsze zmęczenie, ale i nie miałem problemów z zaśnięciem. Funkcje Picture in Picture oraz Picture by Picture doczekały się osobnej zakładki. Oprócz rozmiaru i położenia okna trybu PiP można wyregulować też kontrast oraz źródło dźwięku, dla PbP można też ustalić, w jakich proporcjach wyświetlany jest obraz z obu źródeł. W pozostałych zakładkach możemy zmienić język interfejsu, wyłączyć Local Dimming i dynamiczne dostosowywanie jasności, zmienić głośność wyjścia audio czy czas, po którym monitor się wyłącza. Menu jest bardzo przejrzyste i logicznie poukładane, do pełni szczęścia zabrakło mi jednak możliwości eksportu i importu ustawień oraz możliwości zapisania kilku własnych profilów konfiguracji.
Samsung użył w Odyssey G7 ekranu w technologii QLED, a więc matrycy VA z dodatkową warstwą kropek kwantowych, filtrujących emitowane przez piksele światło i poprawiające odwzorowanie barw. Jest ona spotykana głównie w telewizorach, w monitorach gamingowych pojawia się zdecydowanie rzadziej. Samsungowi udało się osiągnąć bardzo krótki czas reakcji GtG (Gray to Gray), wynoszący 1 ms. To jeden z najważniejszych parametrów monitorów gamingowych i choć realnie oprócz niego na czas reakcji na akcję gracza składa się też input lag, to wciąż jest to doskonały wynik. Równie istotnym parametrem jest częstotliwość odświeżania – Odyssey G7 osiąga nawet 240 Hz przy korzystaniu z DisplayPort i 144 Hz dla źródeł podłączonych przez HDMI. Ekran ma rozdzielczość WQHD, czyli 2560 × 1440 pikseli i standardowe proporcje 16:9, choć przez zaokrąglenie wydaje się węższy. Matryca jest matowa, ale nie ma wpływu na reprodukcję kolorów ani ostrość obrazu. Kąty widzenia są dobre, a przekłamania kolorów widoczne są głównie w ciemności (aczkolwiek wystarczy wtedy odchylić głowę o kilkanaście centymetrów w bok, by je zauważyć). Monitor bardzo dobrze odwzorowuje czerń, ma też strefowe wyłączanie podświetlenia, ale nie przepadam za tym rozwiązaniem – czerń staje się naturalna tylko na części ekranu, która nie wyświetla innego koloru, efekt jest bardzo nienaturalny. Niestety, ale w moim egzemplarzu zauważyłem light leak, czyli wyraźnie jaśniejsze plamy podświetlenia podczas wyświetlania jednolitego, czarnego tła. Odyssey G7 ma podświetlanie krawędziowe, które ogólnie sprawdza się dobrze, w codziennym użyciu nie sposób zauważyć powyższego problemu. Monitor spełnia standard VESA DisplayHDR 600, jego szczytowa luminancja to ponad 600 cd/m2. Odyssey G7 jest kompatybilny z Nvidia G-Sync, pozwalającym zniwelować efekt „rozrywania” klatek (a w praktyce zsynchronizować częstotliwość wyświetlania z częstotliwością generowania obrazu przez kartę graficzną).
Choć Samsung kierował się przede wszystkim wymaganiami graczy, Odyssey G7 jest całkiem uniwersalnym urządzeniem, sprawdzającym się na co dzień. Tryb PbP, automatyczna jasność i matowa matryca pozwalają wygodnie na nim pracować, nadaje się też do oglądania filmów dzięki dobremu odwzorowaniu kolorów i realnemu efektowi HDR. Gracze docenią w nim przede wszystkim niski czas reakcji i wysoką częstotliwość odświeżania, a także obsługę G-Sync. Owszem, ze względu na mocne zakrzywienie ekranu wymaga przyzwyczajenia, ale trudno później wrócić do płaskiego monitora, tak bardzo to rozwiązanie się sprawdza.