Xbox i akcesoria dla niego okiem amatora
Nie jestem graczem, a kupiłem Xbox Series X, ba to już druga moja konsola obecnie na stanie. W międzyczasie pozbyłem się Xbox One S, który był swego czasu najtańszym odtwarzaczem UHD Blu-ray. Nie jestem graczem, ale gram, a to też wiąże się z całym osprzętem, który pojawia się obok grania i tu jedno odkrycie gamingowe audio, które jest inne od tego do muzyki! W ostatnich dniach przetestowałem też sprzęt dla tych hardcore’owych graczy jakim jest pad Xbox Elite Series 2. O to moje 0,03 PLN o graniu, graniu w chmurze i akcesoriach okiem totalnego laika.
Granie wciąga, ale graczem nie jestem
Do zakupu konsoli Xbox Series X skłoniła mnie jedna gra – FIFA 23. To także jedna z nielicznych gier z czasów nastoletnich, czy wręcz dzieciństwa, w którą grywałem, ale też angażowałem się w jej społeczność tworząc (raczej nieudolnie) dodatki do niej. Minęlo blisko 18 lat od tego czasu, a do FIFY wciąż mnie ciągnęło. Tym razem jednak głównym motywem była chęć gry z moim dobrym znajomym online. Znajomy gra na PS5, ja sięgnąłem po XSX. Dlaczego? Zdecydowanie wygrała prosta kalkulacja cenowa – w momencie zakupu we wrześniu tego roku było to blisko 1000 zł różnicy. Dla okazyjnego grania ma to znaczenia. Drugim powodem był jednak Game Pass, ta idea subskrypcji gier, stosunkowo taniej usługi (zwłaszcza korzystając z różnych cebuladeali) do mnie przemawiała. Dzięki temu obok grania w FIFA jest też granie w Forza Horizon i krótkie przeloty we Flight Simulator oraz Świnka Peppa i Psi Patrol dla mej pociechy. Naprawdę przy ogólnych cenach gier, ten koncept ma racje bytu. Zwłaszcza, że rok dostępu do usługi kosztował mnie tyle co Świnka Peppa, która nawet dla 4 latki okazała się zbyt nużąca i infantylna.
Oprócz tego użytkuje też Nintendo Switch gdzie również ogrywałem FIFA 22, Pokemony, Crasha, Mario Kart i parę innych rzeczy. Generalnie zdecydowanie pod względem casualowym Switch do mnie przemawia. Choć bardzo żałuje, że po prostu wielu tych gier nie ma na iOS/iPadOS. Gdybym miał wymienić jedną firmę, którą Apple powinno kupić za każdą cenę to właśnie byłoby to Nintendo. Choć obawiam, że byłoby to jednak na szkodę Nintendo i rozwojowi gamingu. Nie mniej nie lubię mnożyć urządzeń, a Switch jest sprzętem, po który trzeba sięgnąć i o ile nie trzymam go w docku, to się później okazuje, że akurat jest wyładowany.
Granie wybiórczo i sporadycznie w pare tytułów nie sprawia, że jestem graczem. Przynajmniej totalnie nie utożsamiam się z tym środowiskiem z tą nomenklaturą. Tak jak uważam, że słuchanie dwóch biznesowych podcastów nie czyni mnie słuchaczem podcastów. Bardzo chciałbym spróbować swoich sił w nowym Call of Duty ale wydanie ponad 320 pln na grę w której nie wiem czy nie przerośnie mnie sterowanie skutecznie mnie do tego zniechęca.
Granie mnie wciąga, coraz szerzej się interesuje grami. Natomiast na ten moment wiele tytułów swoją wielkością, koniecznością zaangażowania się przynajmniej na kilka godzin (a nie jak w FIFA 12 minut meczu i można wrócić jutro) nie jest dla mnie. Ale wciąż nie mówie nię. I myślę, że warto otwierać się na świat gier jako formy rozrywki, jeśli do tej pory nie próbowaliście, to może ciekawą opcją będzie sięgnięcie po Apple One i Apple Arcade, choć tam wybór gier wciąż jest bardzo skromny. Pojawiają się jednak perełki.
Zdalne granie i granie w chmurze to przyszłość, ale wciąż tylko przyszłość
Korzystanie z XSX oraz Xbox Game Pass sprawiło także, że mogłem posmakować gier w dwóch innych formach – grania w chmurze oraz grania zdalnego na urządzeniach mobilnych. I tu widzę przyszłość, potężną i myślę, że na zdrowie tej kategorii wyszło wycofanie się z biznesu Google’a. Granie w chmurze na razie raczkuje i jeszcze długo będzie raczkować, ale już pozwala po pierwsze na szybkie sprawdzenie gry bez konieczności jej instalacji, po drugie na okazjonalne zagranie poza głównym ekranem. Na przykład zagranie sobie na telewizorze w sypialni, gdy nie chce nam się wstawać do głównego telewizora etc. czy zagranie na iPadzie lub iPhonie. I o dziwo granie w chmurze z Safari bez dedykowanej aplikacji działa nad wyraz dobrze. Aczkolwiek nie rozumiem, dlaczego Apple nie dogada się w kwestii tej aplikacji na swoje urządzenia w tym Apple TV. Podobnie wygląda opcja zdalnego grania. Udało mi się zagrać właśnie w FIFA 23 na iPadzie z podłączonym kontrolerem w momencie, gdy telewizor był użytkowany w inny sposób. To ma sens, aczkolwiek wciąż pogorszenie jakości, opóźnienia, zacięcia bywają irytujące. Generalnie koncept jest swietny, wizja też ale całość wciąż wymaga jeszcze lepszej przepustowości sieci domowej i ogólnie internetowej oraz dalszych wzmocnień sprzętowych. Niemniej uważam, że jeszcze w tej dekadzie pojawi się spore grono osób grających wyłącznie na bazie chmury i dla Microsoftu bazą będzie aplikacja, a nie urządzenie, jeśli chodzi o gaming.
Astro A40 – radość z Dolby Atmos w trakcie rozgrywki
Wchodząc w świat gier głębiej, korzystając z dobrodziejstwa swojej pracy, pozwoliłem sobie na użyczenie do testów kilku akcesoriów gamingowych, aby sprawdzić „z czym to się je”. Pierwszym taki sprzęt to rozwiązanie naprawdę dużego kalibru – słuchawki Astro A40 z dedykowanym mikserem-wzmaczniaczem. Zdecydowanie jest to rozwiązanie znacznie przewyższające moje potrzeby i oczekiwania. Astro A40 to zestaw słuchawkowy, który został stworzony z myślą o naprawdę profesjonalnych graczach, wliczając w to streamerów, drużyny e-sportowe i samych twórców gier. Niemniej możliwość skorzystania z nich i pogrania sprawia, że przenosimy się na zupełnie inny level i jeśli gracie częściej a jakość dźwięku ma dla was znaczenie, to koniecznie bierzcie je w swych rozważaniach. Przy czym, to naprawdę sprzęt Pro.
Pierwszą świetną rzeczą w tych słuchawkach jest odłączany mikrofon. Oznacza to, że grając solo mamy wygodne słuchawki, ale w momencie, gdy przechodzimy do gamingu online, z rozmowami możemy doczepić mikrofon. Mikrofon oczywiście będzie też dobry dla wszystkich zajmujących się streamingiem czy podcastingiem.
Drugą rzeczą, która mnie cieszy to Dolby Atmos wspierany przy korzystaniu z gier na Xbox. Choć mamy do czynienia ze słuchawkami stereo to jednak jesteśmy w stanie cieszyć się z dźwięku niemal przestrzennego. O ile oglądanie filmów na słuchawkach zostawiam sobie wyłącznie do samolotu, to już gaming w słuchawkach jest tym co polubiłem i sprawia, że mamy do czynienia z większą imersją. Duży ekran, otaczający czy wręcz pochłaniający nas w pełni dźwięk to jest to. I tu zdecydowanie wiem, że VR w grach ma sens, ale wciąż nie wierzę w jego masowość. Natomiast immersyjność dźwięku to coś co możecie sporóbwać w każdej chwili wystarczy tylko włożyć słuchawki. Jeśli chcecie mieć dźwięk idealnie zestrojony pod gry to właśnie ASTRO A40 jest tu słusznym kierunkiem.
Niestety ASTRO A40 to tak potężna kobyła, której nie jestem w stanie w pełni docenić, nie zajmując się ani gamingiem, ani dźwiękiem w sposób przynajmniej w jakimś stopniu zahaczający o profesjonalizm. Słuchawki posadają wszak własną kartę dźwiękową, swoisty mixer, który pozwala nam na idealne dopasowanie dźwięku do swoich potrzeb. I tak ja go błyskawicznie dopasowałem do tego co lubię, co mi dawało radość podczas sesji czy to w FIFA czy Forza czy Flight Simulator. Natomiast nie potrafię tego w pełni docenić, czy też wyrazić lepszej oceny na temat tego urządzenia. Jeśli jednak czujecie potrzebę naprawdę zestrojenia dźwięku pod swoje potrzeby, to będzie to słuszny kierunek.
Logitech G435 – coś pod mobilne granie
Ale pod swojego iPhone’a oraz Nintendo Switch podłączyłem też jeszcze inne słuchawki do gamingu – Logitech G435. Słuchawki w których kolorach zakochała się moja córka dla mnie były przede wszystkim ciekawym doświadczeniem audio w grach mobilnych oraz testowo także przy odtwarzaniu muzyki. O ile do muzyki uwielbiam swoje AirPodsy Pro, to w graniu na Switchu słuchawki G435 zrobiły swoje. Przede wszystkim są bardzo lekkie więc właśnie opcja skorzystania z nich na kanapie, na fotelu jest szalenie wygodna. Aż żałuje, że w ostatnim czasie nie miałem żadnej okazji na jazdę pociągiem, bo chyba sięgnąłbym sobie po taki odprężający seans rozgrywki w trakcie podróży. Lekkość, przyjemny odsłuch, to plus tych słuchawek. W nich dźwięk właśnie nie jest taki imersyjny jak w Astro jest raczej taką okazja by czerpać radość z gry, poczuć klimat. Co ważne, dwa mikrofony zapewniają też wysoką jakość połączeń więc spokojnie można w nich odbywać rozmowy telefoniczne. Logitech podkreśla też, że produkt został stworzony z dbałością o środowisko i jest w minimum 22% wyprodukowany z przetworzonego plastiku. Generalnie to sprzęt lekki, dość tani, a jednocześnie absolutnie nie tandetny.
Branża osprzętu gamingowego rozwija się bardzo silnie, to olbrzymi rynek, który jest istotny dla wielu przedsiębiorstw. Swoje dedykowane akcesoria produkuje co raz więcej firm. Logitech od zawsze jest znany z kierownic, klawiatur i innych akcesoriów. Natomiast G435, to taki fajny sprzęt dla bardziej casualowego gracza, dla kogoś kto chce i posłuchać muzyki i pograć na telefonie czy na komputerze albo właśnie Switchu. Atrakcyjna cena sprawia, że może być to ciekawy pomysł na prezent przy okazji zbliżających się świąt.
Microsoft Elite Series 2 – kontroler klasy wyższej
I znów czas się przenieść w świat pro i sprzęt, którego nie jestem w stanie w pełni ocenić. Natomiast Microsoft Elite Series 2 to rozwiązanie, którym bardzo łatwo się zachwycić. To perła w koronie rozwiązań dla graczy od Microsoft. Otwieramy pudełko i naszym oczom ukazuje się niezwykle solidne, wręcz piękne etui w środku jeszcze solidniejszy pad. Podobny do tego, który znajdziemy w pudełku z naszym Xboxem, a jednak inny, lepiej leżący w dłoniach, nieco cięższy, fajniej wykonany. Po prostu totalnie Pro. A do tego w tym pokrowcu są jeszcze dodatkowe przyciski na tył, możemy je montować i demontować, a na naszej konsoli odpowiednio mapować.
Myślę, że słowo mapowanie jest tu kluczowe i o to najbardziej chodzi w Elite Series 2. Tak jak pada możemy dopasować do siebie (także przy zamówieniu w sposób wizualny) tak też w ustawieniach możemy dopasować każdy przycisk, wszystko dopasować do swoich preferencji. Oczywiście w zwykłym padzie również ale tu jeszcze bardziej. I jest to świetne ale wymaga też czasu i chęci. Nie jest to takie plug and play jak w przypadku zwykłego pada.
Microsoft Elite Series 2 to skok w premium. I już dla samego wyglądu i leżenia w dłoniach oraz tego jak się nim steruje, warto się nim zainteresować. Jednocześnie to też jest produkt dla osób pro i osoby takie jak ja są w stanie wykorzystać tylko ułamek jego potencjału. Niemniej to pad, którym chce się grać. I myślę, że jednocześnie dopłata do niego nie jest tak przerażająca, aby się na niego nie zdecydować. Tu również myślę, że to może być swoista „polecajka” jako prezent dla gracza. Jeśli chcecie sprawić przyjemność posiadaczowi Xboxa, to ten pad z pewnością taką propozycją będzie.