Nowy Hyundai Kona – obejrzałem go. Co zobaczyłem?
Hyundai Kona to popularny crossover segmentu B. Popularny był przynajmniej jeżeli chodzi o poprzednią generację, która trafiła do ponad 1,5 miliona nabywców. Ja widziałem nową odsłonę, a w zasadzie to trzy, a na jesieni dołączy czwarta z napędem w pełni elektrycznym. Już teraz wszystkich odmian i wersji jest 16 w cenniku (12 spalinowych i cztery hybrydy). I to bez opcji personalizujących wasz wybór. Do tego dołączy za kilka miesięcy wersja elektryczna. Niezła dywersyfikacja. Klienci mają w czym wybierać. Koreańczycy się postarali, ale jeżeli myślicie że 100 tys. zł wystarczy wam na crossovera segmentu B, to… pomyślcie raz jeszcze.
Inna sprawa, że segment B jeszcze kilkanaście lat temu, a segment B dziś to duża różnica. Szczególnie widać to w przypadku najnowszej Kony, która w stosunku do poprzedniczki urosła i to sporo. Nowy Hyundai Kona mierzy 4350 mm długości (z wyjątkiem usportowionej wizualnie odmiany N Line, która jest jeszcze dłuższa: 4385 mm), auto jest szerokie na 1825 mm i wysokie na 1570 mm (1580 mm w przypadku wersji N Line, ze względu na tylny spojler). Rozstaw osi każdej odmiany jest identyczny i wynosi konkretne 2660 mm.
Suche liczby niewiele mówią, ale podsuwam kontekst: nowa Kona jest nie tylko większa (w każdym wymiarze) od poprzednika (np. dłuższa aż o 18 cm), ale jest też większa od wielu aut… kompaktowych. I to nie tylko tych sprzed dwóch dekad (wiadomo, że dziś auta są większe niż analogiczne segmenty z początku millenium), ale również od współczesnych modeli. Żeby nie być gołosłownym, najnowsza Kona jest większa od VW Golfa najnowszej generacji, auta kompaktowego. W każdym wymiarze. Nazywanie koreańskiego crossovera SUV-em segmentu B to przesadna skromność.
Stylistycznym wyróżnikiem tego modelu jest z całą pewnością świetlna listwa biegnąca przez całą szerokość auta. W pasie przednim jest ona biała i pełni rolę świateł dziennych, z tyłu analogiczny zabieg stylistyczny pełni rolę czerwonych świateł pozycyjnych. Wygląda to na żywo bardzo dobrze, optycznie poszerza i tak już spore nadwozie nowej Kony, przydając autu futurystycznego sznytu. Wrażenie pogłębiają ostre przetłoczenia po bokach auta, jednoznacznie kojarzące mi się z najnowszym Tucsonem Hyundaia. Trochę dziwnie dla mnie wyglądają reflektory i lampy tylne zintegrowane z… nadkolami, ale auto ma swój styl i charakter, a o gustach się nie dyskutuje.
Portfele klientów pokażą, czy zamysł projektantów Hyundaia był słuszny. Jedno wiem na pewno. Kona nie jest nudna. Mam nadzieję, że to trochę widać na moich zdjęciach. Jest jakaś. To już coś. Na dodatek Koreańczycy nieco wyróżnili każdą z wersji tego auta. N-Line to oczywiście auto optycznie usportowione, jest też zwykła Kona i nieco odmienny stylistycznie wariant elektryczny z pikselową listwą i pikselowym panelem w pasie przednim, którego niestety na prezentacji nie przedstawiono, trafi do oferty nieco później.
Jeżeli chodzi o wnętrze, to jest ono przestronniejsze niż w poprzedniej generacji, co wynika nie tylko z faktu, że całe auto urosło, ale też z takich zabiegów jak np. szczuplejsze o 30 mm fotele z przodu. Tylna kanapa dzielona jest w proporcjach 40/20/40, co pozwala przewozić dłuższe przedmioty w bagażniku i częściowo w kabinie i wciąż zachować miejsca dla czterech osób. Sam bagażnik ma tu pojemność 466 l, to niemal o 100 l więcej niż w poprzedniej generacji. Nie zabrakło bajerów w postaci funkcji „leżanki” (fotele przednie rozkładają się do relaksującej kierowcę czy pasażera pozycji), którą miałem okazję wypróbować już w Hyudaiu Ioniq 5, o którym Wam opowiadałem w iMagazine 4/2023. Z wygód we wnętrzu można liczyć np. na system premium audio Bose z 7 głośnikami, subwooferem i wzmacniaczem.
Hyundai postarał się zapewnić niezłe opcje personalizacji modelu. Do wyboru są różne wzory felg w rozmiarze 17 i 18″, palety kolorów oferowane częściowo niezależnie dla poszczególnych wariantów zarówno napędu (spalinowego, hybrydy, a w przyszłości, również dla wersji elektrycznej) jak i wersji wyposażeniowych. Również wnętrze może być wykończone w różnych wariantach kolorystycznych, ciemnym (Black), jasnym (Light Grey) czy nietypowym (Sage Green). Swój własny styl wnętrza z czerwonymi akcentami stylistycznymi i emblematami N (np. na drążku skrzyni manualnej) ma również usportowiona optycznie wersja N Line.
Jeżeli chodzi o układy napędowe, to wybór jest dość szeroki. Aktualnie w ofercie jest 12 wariantów spalinowych. Silniki są tylko dwa, obydwa to benzyniaki. Bazowy 1.0 T-GDI oferuje 120 KM i jest dostępny w bazowym wariancie wyposażeniowym Smart oraz wyższym wariancie Executive. Jednostka może być łączona z 6-biegowym manualem lub 7-biegową automatyczną dwusprzęgłówką. W przypadku tego silnika napęd jest zawsze na przednią oś.
Ciekawszą jednostką wydaje się 1.6 T-GDI o mocy 198 KM, dostępny od wersji Executive, poprzez Platinum, do topowej N Line. Również w tym przypadku mamy do wyboru skrzynię manualną lub dwusprzęgłowy automat, ale oprócz tego Koreańczycy oferują także napęd 4WD, co jest rzadkością w segmencie miejskich crossoverów. Napęd na obie osie da się jednak wybrać tylko w dwóch najdroższych wariantach wyposażeniowych tego modelu.
W wersjach poza bazową, automatyczna skrzynia jest w pełni elektroniczna. Kierowca steruje nią za pomocą manipulatora shift-by-wire zainstalowanego w kolumnie kierownicy. Jedynie w podstawowym wariancie Smart, łączonym z bazowym benzyniakiem, w kolumnie środkowej jest klasycczna wajcha automatu.
Wreszcie mamy też Konę Hybrid. To klasyczna hybryda, w której wolnossący benzyniak 1.6 GDI współpracuje z komponentem elektrycznym, razem oferując moc 141 KM. Hybryda jest zawsze łączona z automatem dwusprzęgłowym, ale o sześciu przełożeniach. To inna skrzynia niż w odmianach spalinowych, co wynika najprawdopodobniej ze sprzężenia jej z silnikiem elektrycznym hybrydy. Kona Hybrid jest dostępna tylko z napędem na jedną oś. O wersji elektrycznej nie będę się rozpisywał, poczekajmy aż zostanie ona faktycznie zaprezentowana. Teraz wiadomo jedynie, że będzie.
Pod względem technicznym nowy Hyundai Kona pokazuje, że to auto z trzeciej dekady XXI wieku. Przed kierowcą szeroka tafla szkła, pod którą łączą się dwa ponad 12-calowe ekrany (wirtualne zegary i dotykowy ekran multimediów), dostęp do auta może być realizowany za pomocą cyfrowego kluczyka w smartfonie (Samsung, Apple, Google Pixel). Cyfrowy klucz właściciel może udostępnić trzem innym użytkownikom, przy czym każdy posiadacz własnego cyfrowego klucza może mieć systemy spersonalizowane pod siebie. Gdy auto wykryje klucz danej osoby, pokładowa elektronika dopasuje się do profilu konkretnego kierowcy.
Oczywiście jest bezprzewodowy Apple CarPlay i Android Auto, czy bezprzewodowa ładowarka (do 15 W), cztery porty USB-C (dwa z przodu i dwa z tyłu), gniazdko 12 V. W wersji elektrycznej będzie również gniazdko 230 V i to 16 A. Auto jest oczywiście connected car i obsługuje aktualizacje OTA, które zresztą dotyczą nie tylko np. map, czy multimediów, ale każdego cyfrowego sterownika tego pojazdu. Zdalny dostęp, monitorowanie i informacje o pojeździe zdalnie można uzyskać za pomocą aplikacji mobilnej Bluelink, pokładowa nawigacja też jest stale online, ma nas powiadamiać o aktualnym ruchu na drogach, bieżących informacjach o parkingach, cenach, także na stacjach paliw czy ładowarkach.
Nowy model został również bogato wyposażony w systemy wsparcia i bezpieczeństwa. Wiele z nich (jak np. Forward Collision Avoidance Assist) było już znanych wcześniej, ale w nowej Konie oprogramowanie zostało zmodernizowano, mamy tu FCA w wersji 1.5, a nie 1.0 jak wcześniej. Podobnie jest w przypadku wielu pozostałych systemów, z których część stanowi zupełną nowość w gamie tego modelu. Auto na drogach szybkiego ruchu zapewnia autonomię poziomu drugiego, co oznacza utrzymanie pojazdu na pasie ruchu, monitorowanie otoczenia, utrzymanie bezpiecznej odległości i dostosowanie prędkości jazdy do nastaw tempomatu adaptacyjnego i sytuacji na drodze. Jak to działa w praktyce? Na ocenę muszę jeszcze poczekać, aż do udostępnienia egzemplarza nowej Kony do jazd testowych.
W nowej Konie pojawiła się również, znana z wyżej pozycjonowanych aut tej marki, funkcja monitorowania martwych stref w postaci kołowych wyświetlaczy prezentowanych na ekranie wirtualnych zegarów, po włączeniu kierunkowskazu. Po raz pierwszy w Konie debiutuje też system Remote Smart Parking Assist, czyli zdalny automatyczny wjazd i wyjazd z miejsca parkowania. Przydatne, gdy zaparkujemy w ciasnym garażu, auto samo wyjedzie i łatwiej zajmujemy miejsca w środku.
OK, to wiemy już, że jest nieźle. Bogate wyposażenie, zaawansowana technika, odważna i niebanalna stylistyka, a jakie ceny? Cóż. Najtańszy, bazowy Hyundai Kona 1.0 T-GDi 6MT 2WD 120 KM w wersji wyposażeniowej Smart startuje od 110 900 zł, przy czym Hyundai już na wstępie zaproponował 1000 zł obniżki (czyli 109 900 zł). Najdroższy jest natomiast benzynowy wariant Kona 1.6 T-GDI N Line 7DCT 4WD 198 KM, który jest aktualnie dostępny w promocyjnej cenie od 171 900 zł. Osoby zainteresowane najnowszą Koną Hybrid muszą przygotować nie mniej niż 133 400 zł.