Wacom Cintiq 13HD – piękny, drogi i uzależniający
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 6/2013
W dniu, w którym przyszło zaproszenie na wydarzenie Wacoma, tylko przez moment zastanawiałem się, cóż to nowego mogą chcieć nam pokazać. Przypomniałem sobie, prawie natychmiast, o jednym produkcie, którego miałem nadzieję nigdy w życiu na własne oczy nie zobaczyć i jak najszybciej o nim zapomnieć. Niestety, nie było mi to dane. Nauczyłem się jednak przy okazji dwóch japońskich słów oraz poznałem genezę nazwy firmy. Otóż „Wa” oznacza harmonię lub koło, a „Komu” – to japońskie słowo określające komputer. Stąd Wa-com. Wacom.
Tytułowy bohater przypomina Intuosa 5, z tą różnicą, że zamiast przestrzeni, na której tradycyjnie się rysuje, udało im się tam wcisnąć ekran. Technologia indukcji elektromagnetycznej jest nadal obecna, a piórko to udoskonalona wersja znana z poprzednich Intuosów oraz Cintiqów, działająca oczywiście bez baterii i potrafiąca wykryć 2048 poziomów nacisku. Pierwsze wrażenia przerosły moje najśmielsze oczekiwania, a drugie zaczęły rozgrzewać mi kieszeń, w której znajdował się portfel. Ten Cintiq oficjalnie kosztuje 3699 PLN. Wiedziałem, że im jestem starszy, tym zabawki stają się droższe, ale nie spodziewałem się, że ceny będą rosły aż tak szybko. Wacom ma jednak w ofercie jeszcze produkty, które są droższe od najdroższego iMaka w ofercie Apple, a drugi w kolejności – Cintiq 22HD – jest prawie dwukrotnie droższy. Wysoka cena – tak, ale bardzo kusząca dla osób, które takiego narzędzia potrzebują.
Cintiq jest niczym choroba zakaźna – gdy raz się nim pobawicie, trudno będzie wrócić do starych przyzwyczajeń, nawet do Intuosa. Idealnym przykładem niech będzie kilka osób, które po wypróbowaniu Cintiqa 13HD na Adobe Creative Days, natychmiast złożyły na niego zamówienie.
Ekran, który zastosowano w najmniejszym Cintiqu, charakteryzuje się rozmiarem 13,3″, technologią IPS oraz rozdzielczością 1920×1080 pikseli, która daje nam niecałe 166 ppi. To wystarczająco dużo, aby nie mieć absolutnie żadnych zastrzeżeń do ekranu. Malkontenci zwrócą uwagę na fakt, że potrafi wyświetlić „tylko” 75% Adobe RGB, podczas gdy duży model ma lepsze parametry. Podczas prezentacji zauważyłem, że niektóre osoby narzekały na brak dotyku – uważam to akurat za pozytywną cechę, bo w Intuosie 5 nie przypadła mi do gustu. To jednak indywidualna potrzeba, której brak każdy musi sam ocenić względem swoich własnych oczekiwań. Największym problemem, po całym dniu używania Cintiqa, jest jednak to, że widać na nim odciski ręki i palców. W komplecie jest na szczęście stosowna szmatka, która skutecznie go potrafi wyczyścić.
Model 13HD do komputera podłącza się specjalnym kablem, który od strony tabletu ma tylko jedno złącze. Niestety brzydkie z wyglądu – szkoda, bo zupełnie nie pasuje do całości. Od strony komputera natomiast rozchodzi się na trzy wtyczki – USB, HDMI oraz zasilający, do którego podłącza się zasilacz. Kabel jest wystarczająco długi, aby nie martwić się, że go nam zabraknie i do dziś nie udało mi się go niechcący wypiąć z tabletu. Marzy mi się dzień, w którym akumulatory będą na tyle małe i wydajne, żeby móc zasilić Cintiqa niezależnie, przez przynajmniej dobę, a technologia na tyle się rozwinie, że będzie można też zastosować WHDMI lub jego następną generację.
Najsłabszym punktem Cintiqa 13HD nie jest on sam, ale OS X, a konkretnie to sposób, w jaki obsługuje dwa monitory. Cintiq pojawia się właśnie jako drugi monitor, a ja stosuję na komputerze cztery różne biurka i tym samym tablet również automatycznie ma tyle samo. A chciałbym, żeby miał tylko jedno. Cała nadzieja w następnej wersji OS X. Na początku najwygodniej korzystało się z niego w trybie „mirror”, gdzie na obu monitorach widzimy dokładnie to samo. Nie wiem, jak tę kwestię rozwiązano pod Windows 8, ale jeśli dobrze pamiętam, to pod starszymi wersjami jest to praktyczniejsze. Udało im się jednak dojść do ładu i składu po paru zmianach w swoim workflow i muszę powiedzieć, że retuszowanie zdjęć w Lightroomie to czysta przyjemność, w szczególności jeśli robimy wiele drobnych korekt, które wymagają precyzji.
W modelu 13HD, zamiast wcześniejszych rozwiązań znanych z Intuosów, zdecydowano się na cztery ExpressKeys oraz RockerRing, który znacznie bardziej przypadł mi do gustu. Klawisze są zwykłe, bez podświetlenia LED jak w Intuosie 4 oraz bez obsługi dotyku – jak w Intuosie 5. Z pewnym zdziwieniem zauważyłem, że zupełnie mi tego nie brakowało. Sam RockerRing spisywał się idealnie, bez konieczności przenoszenia na niego wzroku – moje preferowane ustawienia to Undo/Redo na kierunkach lewo/prawo, a do góra/dół przypisałem odpowiednio zwiększanie i zmniejszanie rozmiaru pędzla. Pod przyciskiem na środku zdecydowałem się umieścić zmianę trybu obsługi dwóch monitorów, dzięki czemu mogłem, za pomocą Cintiqa, poruszać kursorem po biurku swojego iMaka.
Jestem przekonany, że wielu profesjonalistów będzie zachwyconych możliwościami Cintiqa 13HD. Precyzyjny retusz czy też możliwości rysowania jak na kartce papieru dla wielu będą nieocenione, tak jak i możliwość uwolnienia się od komputera i wygodnego rozłożenia się na ulubionych fotelu, z Cintiqiem na kolanach.
Miłej zabawy, a ja tymczasem znikam do kraju, w którym Wacomy nie są dostępne – moja karta kredytowa tego wydatku nie zniesie.
Dane techniczne
Producent: Wacom
Model: Cintiq 13HD
Ekran: 13,3″, 1920×1080 px, IPS
Wymagane porty w Mac/PC: HDMI lub (Mini) DisplayPort, USB 2.0
Piórko: 2048 poziomów nacisku
Przyciski: ExpressKeys ×4, RockerRing
Waga: 1,2 kg
Wymiary (szer. × gł. × wys.): 375 × 248 × 14 mm
W komplecie:
- piórko i stojak do niego
- kabel 3-w-jednym
- stojak dla 13HD z możliwością ustawienia pod czterema kątami
- szmatka do czyszczenia ekranu