ClamCase Pro
Opinie na temat tego, czy iPada można nazwać komputerem, czy nie, są podzielone. Dziś przedstawię wam recenzję produktu, który z całą pewnością spowoduje, że na swojego iPada będziecie patrzeć jak na komputer – nawet jeżeli wcześniej nawet o tym nie myśleliście. Panie i Panowie – przed wami ClamCase Pro i recenzja na ponad tysiąc słów.
iPada w obudowie instaluje się bardzo prosto – jest on wciskany na zatrzask w pokrywę klawiatury. Testowałem ClamCase Pro dla iPada Mini 2 i niestety nie wszystkie krawędzie pokrywa zakrywała w całości. O ile dolne krawędzie iPada mieszczą się wewnątrz niej, to górna część nieco wystaje ponad jej profil. Jest to bardziej problem estetyczny niż praktyczny, ponieważ nie spodziewam się, żeby miało to negatywny wpływ na bezpieczeństwo urządzenia. ClamCase wygląda wtedy jak laptop i odruchowo parę razy moje palce powędrowały w miejsce, gdzie spodziewałem się znaleźć touchpad. Na tym jednak podobieństwa do laptopów Apple się nie kończą. Klawiatura ma bowiem wbudowane magnesy, które działają tak samo, jak te użyte w Smart Cover – pozwalają na zablokowanie iPada w momencie zamknięcia obudowy oraz wybudzają go, gdy ta jest otwierana.
Z case’a można korzystać na trzy sposoby – jako laptop, tablet i stand. Pierwsza opcja wydaje mi się najwygodniejsza i jest przewidziana jako podstawowa, dlatego wrócę do niej w dalszej części recenzji. Aby korzystać z iPada w formie standu, należy obrócić pokrywę o około 310 stopni od pierwotnej pozycji. Klawiatura staje się wtedy podstawką, a sam iPad jest nieco odchylony do tyłu. Obracając pokrywę dalej, możliwe jest złożenie obudowy „na drugą stronę” i korzystanie z niej w wersji „tablet”. Jest to dość kuriozalne rozwiązanie, bo po co zakładać obudowę na iPada, jeżeli służy ona tylko do zwiększenia jego gabarytów i strasznie utrudnia trzymanie urządzenia. Na szczęście iPada można z obudowy stosunkowo łatwo wyciągnąć, odginając ją w miejscu zatrzasku. Stawia on pewien opór, ale mimo kilkukrotnego wyjmowania iPada pokrywa nie sprawia wrażenia, jakby miała za chwilę pęknąć – co zdarzało mi się już z plastikowymi pleckami nakładanymi na iPady.
Po obróceniu pokrywy o co najmniej 180 stopni wyłączana jest klawiatura – ma to na celu zabezpieczenie przed przypadkowym wciśnięciem klawiszy podczas korzystania z niej jako stand lub tablet. W tym drugim przypadku jest to niezbędne, ponieważ przy trzymaniu iPada w dłoni cały czas wciskają się jakieś klawisze. Jest to bardzo niewygodne i nie wyobrażam sobie dłuższego korzystania z iPada w tej postaci ze względu na brak komfortu jego trzymania oraz zwiększoną wagę. Klawisze, które mimowolnie się wciska, nie pozwalają pewnie trzymać urządzenia. Funkcja wyłączania klawiatury po obróceniu pokrywy niestety uniemożliwia korzystanie z ClamCase’a jako zewnętrznej klawiatury Bluetooth.
Sama klawiatura działa dość sprawnie. Trochę zajęło mi przestawienie się na węższy rozstaw klawiszy, ale pisze się na niej całkiem wygodnie. Podczas korzystania z klawiatury w tej postaci przesuwa się w mojej głowie przekładnia, która mówi, że korzystam z komputera i niestety łapałem się na tym, że iOS w paru miejscach kuleje przy korzystaniu z klawiatur. Możemy przykładowo wywołać Spotlight, ale już nie możemy za pomocą strzałek wybrać interesującego nas wyniku wyszukiwania. Podobnie jest z nawigowaniem kursorem za pomocą strzałek – kursor przemieszcza się w dół ekranu, ale sam widok się nie przesuwa, w wyniku czego kursor po prostu znika w pewnym momencie z pola widzenia. Nie jest to oczywiście w żadnym wypadku wada tej lub jakiejkolwiek innej klawiatury. Myślę jednak, że jeżeli decydujecie się na zakup, to powinniście być świadomi, że klawiatura wiele rzeczy ułatwi, ale nie spowoduje, że nie będziecie już musieli dotykać ekranu urządzenia.
Jakość wykonania obudowy jest wysoka, aczkolwiek nie bez zastrzeżeń. Klawiszom daleko do znanych z klawiatur Apple, a litery oraz ikony na nich umieszczone są naklejone, więc spodziewam się, że z czasem będą się wycierać. Na klawiaturze są dostępne standardowe klawisze funkcyjne, takie jak te do sterowania głośnością oraz odtwarzaniem, czy skróty do Spotlight oraz klawisz „Home”. Zastrzeżenia można mieć do przełącznika, który włącza klawiaturę – jego oznaczenia są słabo widoczne, a sam przełącznik nie ma kolorowego oznaczenia – nie wiadomo, czy jest w pozycji „ON”, czy „OFF”. Warto również poświęcić chwilę na wycięcie dla kabla Lightning – jest ono tak wyprofilowane, że tylko wtyczki o wymiarach identycznych z oryginalnymi się do niego zmieszczą. Mam zamiennik, który jest licencjonowanym kablem, ale ma inną końcówkę, przez co nie da się go włożyć do iPada, gdy jest on wsadzony do ClamCase.
Mam mieszane uczucia w stosunku do plastikowej pokrywy. O ile sama klawiatura jest aluminiowa, to pokrywa – ze względu na zatrzask – jest zrobiona z plastiku, który umożliwia jej odgięcie. Widziałbym w tym miejscu aluminiową pokrywę, sztywniejszą, a przez to lepiej dopasowaną do klawiatury. Zamiast zatrzasku natomiast chciałbym przełącznik, który blokuje iPada wewnątrz pokrywy. Wtedy zapewne możliwe byłoby lepsze spasowanie obu części ClamCase’a. Obecnie pokrywa nie łączy się idealnie z klawiaturą – po jej zamknięciu widać, że konstrukcja jest zwarta, ale nie idealnie dopasowana. Nie traktujcie tego jak coś, co eliminuje ten sprzęt – moje narzekanie wynika raczej z dążenia do perfekcji niż z faktycznych wad klawiatury.
Obudowa jest bardzo dobrze wyważona. Przed jej pierwszym użyciem byłem pełen obaw, czy nie będzie się ona przewracać pod wpływem ciężaru iPada. Jak się okazało, sytuacja taka nie przytrafia się, a ClamCase w pozycji „laptop” stoi bardzo stabilnie nawet ze znacznie odchylonym iPadem umieszczonym w pokrywie. Konstrukcja zawiasu powoduje, że klawiatura nie leży płasko, ale jest nieco uniesiona od strony zawiasu.
Według producenta bateria ma wystarczać na długo. Jak długo? Tego jeszcze nie wiem, bo w czasie testowania nie udało mi się jej w całości rozładować. Jest ona ładowana przez kabel o końcówkach mini USB/USB. Trzeba zaznaczyć, że klawiatura nie może ani zasilać, ani być zasilana z iPada – trzeba ją traktować jako odrębne urządzenie o swoim zapasie prądu. Na klawiaturze próżno szukać migających ciągle diod informujących o stanie baterii czy połączenia. Jest tylko jedna i przez 95% czasu pozostaje wygaszona i niewidoczna. Miga tylko podczas nawiązywania połączenia przez Bluetooth oraz jeżeli użytkownik naciśnie skrót odpowiedzialny za sprawdzanie poziomu naładowania. Dioda zapali się wtedy od 1 do 5 razy. Ta sama dioda wykorzystywana jest również jako informacja o wciśniętym klawiszu CapsLock. Bardzo przypadł mi do gustu oszczędny design klawiatury.
ClamCase Pro mogę zdecydowanie polecić osobom, które wiedzą, że będą na iPadzie pisać dużo. Jest to wygodniejsza opcja niż noszenie ze sobą osobno iPada oraz klawiatury. Możliwość „usunięcia” klawiatury ekranowej znacząco zwiększa komfort pisania, ponieważ na ekranie mieści się dużo więcej tekstu. Jeżeli jednak więcej czasu korzystacie z iPada, po prostu trzymając go w ręce, a ClamCase miałby być obudową („a jak już jest klawiatura, to może się przyda”) – polecam wtedy rozglądnąć się za czymś innym.
Klawiaturę Incipio ClamCase Pro znajdziecie w sklepie doapple.pl za 589 zł.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 1/2016