Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Mój Setup

Mój Setup

2
Dodane: 9 lat temu

Lubię ładne rzeczy – chyba mało kto ich nie lubi. Ważniejsze jednak jest to, jak i do czego je wykorzystuję w życiu. Pozostaje też podjęcie decyzji, które z nich ze sobą zabrać, gdy wybieram się gdzieś dalej – czy to na urlop, czy po prostu w podróż. Kolejny problem (pierwszego świata), jaki obecnie mam, to dwa braki, które chciałbym mieć, ale które prawdopodobnie (czytaj: na pewno) byłyby przesadą. Zacznę jednak od tego, co już mam…

Każde z moich urządzeń jest do czegoś przeznaczone. Każde ma swój cel i odpowiednie dla danej sytuacji zastosowanie. Pomimo że nie jest to w żaden sposób przyjemne dla portfela, mnogość urządzeń pozwala mi wybrać to, które najlepiej nadaje się do zadania stojącego przede mną. Niestety pojawiają się z tego tytułu problemy, takie jak konieczność zarządzania nimi, utrzymywania w odpowiednim stanie, uaktualniania i tak dalej. To trochę jak mieć samochód miejski, minivana na wakacje rodzinne, wyścigówkę na tor, Gran Turismo na samotne i długie autostradowe podróże oraz terenówkę na bezdroża. W tym przykładzie kwoty potrzebne do kupienia i utrzymania ich wszystkich są znacznie wyższe, ale analogia podobna. Z tego powodu dla mnie istotne jest też wyeliminowanie tych urządzeń (samochodów), z których korzystam mniej niż raz dziennie. Dla przykładu taka terenówka, którą wyciągałbym z garażu raz w miesiącu, powędrowałaby do komisu. Albo tam, gdzie się obecnie sprzedaje samochody.

blogXTAA2600_2000px

iPhone 6S Plus

Jak debil wymieniam co roku iPhone’a, bo takie są „koszty prowadzenia bloga”. Nie zmienia to jednak faktu, że dosyć istotnym powodem dla mnie jest aparat oraz usługi Apple. Obie te rzeczy stają się coraz lepsze i prawdopodobnie żałowałbym, że mógłbym przez ostatni rok mieć lepszej jakości zdjęcia, a już tym bardziej z takimi dodatkami jak Live Photos. Moja Iwona też swoją 6-tkę zmieniła na 6S-a – właśnie z powodu tych ruchomych zdjęć, a to osoba wyjątkowo nielubiąca zmieniania sprzętu.

iPhone to mój smartfon. Jeśli jestem w domu lub biurze, to raczej leży nieużywany. Czasami sięgam po niego tylko po to, by przejrzeć Twittera na Tweetbocie. Służy też w sprawach fitnessowo-zdrowotnych. Gdy jednak udaję się gdziekolwiek poza dom, biuro lub domowe biuro, to staje się moim komputerem – raz nawet pisałem artykuł do iMagazine podczas spaceru na spotkanie, bo czas naglił. Brakowało mi trochę na chodniku tych pasów dla korzystających ze smartfonów – takich, co w Chinach zrobili. Potrafię za jego pomocą zrobić praktycznie wszystko, co potrzebuję, włączając w to montaż wideo (jeśli naprawdę muszę). No, może poza nagraniem podcastu – tego nie ogarniam, chociaż teoretycznie jest to możliwe. Na urlopach i w sytuacjach, gdy nie mam ze sobą swojego „dużego” aparatu, służy mi również jako środek wyrazu artystycznego (czyli robię nim zdjęcia). Podsumowując, jest to mój kieszonkowy komputer i zastępczy aparat fotograficzny.

P.S. Model 5,5” wybrałem ze względu na dłuższy czas pracy na jednym ładowaniu, ale coraz bardziej tego żałuję.

blogXTAA2604_2000px

Apple Watch

Wielu go nie lubi. Jeszcze większa liczba ludzi uważa go za zupełnie zbędny gadżet. Tymczasem nie zdjąłem go z nadgarstka na dłużej niż kilka godzin (głównie podczas snu), odkąd wszedł w moje posiadanie. Na model stalowy zdecydowałem się z jednego powodu – ma szafirowe, bardziej wytrzymałe, szkło. Po prostu obliczyłem, że dzięki temu dłużej zajmie mi jego rozwalanie, a tymczasem nadal wygląda jak nowy (model Space Black pokryty jest PVD, które się zupełnie nie rysuje). Po co mi on, pytacie?

Otóż Apple Watch ma przed sobą trzy zadania.

Po pierwsze, codziennie komunikuję się za jego pośrednictwem z żoną. Mamy własny system tapnięć oraz rysunków, dzięki któremu możemy oderwać się od pracy na kilka sekund bez konieczności podnoszenia telefonu. Iwona często nie ma możliwości odbierania i odpisywania na wiadomości, szczególnie podczas spotkań, ale na nadgarstek zerknie. A czasami mnie puknie (albo, jak kto woli tapnie) lub nawet coś narysuje. Apple Watch ułatwia ponadto odczytywanie wiadomości w samochodzie oraz podczas spacerów. Widzę też, kto dzwoni, bez konieczności wyciągania telefonu z kieszeni. Dla kobiet dodatkowo często oznacza to brak konieczności grzebania w torebce. Wygoda przede wszystkim.

Po drugie, Apple Watch dba o to, abym raz na godzinę podniósł swoje cztery litery sprzed komputera na minutę, celem pobudzenia mojego krążenia. Wymaga ode mnie też, abym spalił x aktywnych kalorii na dobę. Gdy ma się lat więcej niż trzydzieści, to warto się trochę poruszać, szczególnie w sytuacji, gdy ma się pracę siedzącą. Osoby, które nie ruszają się wystarczająco dużo, mają znacznie większą podatność na różne problemy zdrowotne – warto ten temat poruszyć z lekarzem, fizjoterapeutą lub lokalnym sportowcem. Zresztą mam najlepszy przykład, że to działa, przy naprawdę niewielkiej motywacji – siebie samego. Odkąd zacząłem monitorować spożywane posiłki i spalane kalorie, schudłem ponad trzynaście kilogramów. Dzięki temu czuję się też znacznie lepiej i przy okazji od niedawna lepiej śpię (dokładnie od momentu, gdy za pomocą AW zacząłem również monitorować swój sen).

Trzecią funkcją, za którą cenię sobie swojego Apple Watcha, jest dostęp do kilku podstawowych informacji, takich jak pogoda, kursy walut czy godziny wschodów lub zachodów słońca. Dotychczas musiałem wyciągać z kieszeni telefon, odblokować mu ekran, znaleźć odpowiednią aplikację, włączyć ją, poczekać aż się odświeży i dopiero wtedy zdobywałem potrzebne informacje. Teraz po prostu podnoszę rękę.

Bardzo chciałbym, aby Apple mocno rozwinęło funkcjonalność tarcz, aby dostarczały informacje inteligentnie, wtedy, gdy je potrzebuję. Nie zaszkodziłoby też, by Apple Watch stał się narzędziem, za pomocą którego mógłbym otwierać dom, uruchamiać samochód, czy płacić w sklepie. Tak, ja też czekam na Apple Pay w Polsce.

blogXTAA2748_2000px

iPad Pro 12,9”

Historię swojego Pro 12,9” już opisywałem – nigdy nie sądziłem, że go kupię, dopóki nie wpadł mi w ręce na lotnisku. Niestety nie mieli tam modeli 128 GB z LTE, jeszcze więc tego samego dnia zamówiłem sobie model w Apple Store. Następnego dnia rano doszedłem jednak do wniosku, że czekanie pięć czy siedem dni to gruba przesada. Wskoczyłem w trampki, pobiegłem do najbliższego resellera i wyszedłem z iPadem w kolorze srebrnym. Z czasem dokupiłem do niego Smart Keyboard oraz Pencil i mam z nimi jeden problem, ale o tym za chwilę.

iPad Pro całkowicie odmienił to, jak używam tabletu. Dotychczas miałem – zamiennie stosowane – modele z ekranami 9,7” i 7,9”. Miniaka używałem jedynie do czytania oraz pisania na klawiaturze ekranowej – prawie nigdy nie korzystałem z zewnętrznej. W tej roli spisywał się idealnie – jako czytnik RSS-ów, Twittera, książek oraz przeglądania stron www. Gdy na rynku pojawił się Air 2, to natychmiast się na niego przesiadłem – brakowało mi w moim Mini 2 większej powierzchni ekranu do wygodnego dla wzroku pisania na zewnętrznej klawiaturze. Poza tym magazyny iPadowe, w tym oczywiście iMagazine, nie wyglądały tak imponująco – zawsze z zazdrością patrzyłem na Aira pierwszej generacji mojej żony. Jak tylko Apple wypuściło Aira 2, to razem przesiedliśmy się na ten model (Iwona wzięła srebrny, a ja złoty, aby ich nie mylić) – głównymi powodami były niższa waga i zdecydowanie lepszy ekran. Różnice zsumowały się na bardzo miły upgrade i nie spodziewałem się, że cokolwiek w najbliższych dwóch latach spowoduje, że przesiądę się na kolejną wersję. iPad Pro 12,9” urzekł mnie „pełnym” internetem w przeglądarce oraz możliwością uruchamiania dwóch prawie pełnych pionowych aplikacji iPadowych obok siebie. Na modelu 9,7” jest za mało miejsca i programy zmniejszają się (na szerokość) do rozmiarów iPhone’owych. U większego brata ten problem nie występuje. Dzięki większemu ekranowi i Smart Keyboard, na której nadzwyczajnie dobrze mi się pisze, iPad Pro 12,9” spowodował, że znacznie mniej czasu spędzam na swoich Macach, a więcej na iPadzie. Znacznie więcej! Niestety, ale ceną używania dużego iPada Pro jest jego waga, która czasami denerwuje. Jestem w stanie go trzymać jedną ręką – jest bardzo cienki – ale podpieram go nogą, gdy siedzę z nim w fotelu, aby się niepotrzebnie nie męczyć. Jednak myśl, że miałbym wrócić do mniejszego ekranu i nie mieć dostępu do takiego wspaniałego płótna, skutecznie mnie zniechęca do większych zmian. Problem w tym, że na iPadzie Pro, ze względu na brak niektórych narzędzi, trudniej pewne rzeczy zrobić, a inne są wręcz niemożliwe. Najbardziej brakuje mi aplikacji ImageOptim, z której codziennie korzystam. To z kolei powoduje, że wyjeżdżając gdzieś, jeśli przewiduję, że będę pracował z większą ilością zdjęć, biorę ze sobą MacBooka Pro. Bez sensu. Prawda jest taka, że powinienem dopracować swój workflow na iPadzie i wykorzystać Screens VNC, aby w takich krytycznych sytuacjach używać zdalnie OS X. Tylko muszę na to znaleźć czas i motywację.

Ze Smart Keyboard i Apple Pencil jest ciekawa sprawa. Klawiatura jest naprawdę genialna, ale najważniejszą jej cechą jest jej pełnowymiarowość. Niemniej jednak używam jej tylko do dłuższego pisania – krótsze teksty popełniam na klawiaturze ekranowej w ustawieniu poziomym, w którym jest prawie pełnowymiarowa i zaskakująco wygodna. Pencila natomiast używam do ręcznego notowania. Rzecz w tym, że ostatnio rzadko mam taką potrzebę, przez co Pencil stał się tą terenówką, która stoi w garażu…

blogPW1_10050_2000px

MacBook Pro 13”

Mój MacBook Pro z ekranem Retina jest wyposażony w 8 GB RAM-u i 128 GB SSD. To mój „terminal” – przedłużenie desktopowego Maca. Wszystko, co na nim jest, znajduje się w chmurze (korzystam do tego celu z Dropboxa, a wkrótce planuję jeszcze zintegrować BitTorrent Sync, jak znajdę na to czas), dzięki czemu mogę bardzo szybko między nimi się przełączać.

Na MacBooku Pro robię wszystko, co na dużym Macu, poza nagrywaniem podcastów, montażem wideo oraz obróbką zdjęć. Te trzy czynności mogę na nim wykonywać, ale decyduję się na ten krok tylko w przypadku ostateczności – różnica wydajności pomiędzy desktopem a laptopem przy tak wymagających zadaniach jest ogromna. No i na biurku mam znacznie lepszy i większy monitor – 4K przy 32” vs. 13” robi ogromną różnicę. Uwielbiam za to pisać na laptopie – siadam sobie wtedy wygodnie w fotelu lub na balkonie, jeśli pogoda pozwala, a czas mi leci kilkukrotnie szybciej niż przed biurkiem.

blogTS1_9693_2000px

Mac

Desktopowy Mac to wół roboczy. Jego głównym zadaniem jest obróbka zdjęć w Lightroomie oraz montaż wideo w Final Cut Pro X. Jeśli korzystam z iBooks Author, InDesigna lub Illustratora, to również preferuję zasiąść przed nim, ale tutaj powodem już nie jest wydajność, a duży monitor. Niestety obecne MacBooki Pro nadal nie obsługują rozdzielczości 4K na zewnętrznym monitorze przy 60 Hz, poza modelem 15” wyposażonym w AMD Radeon R9 M370X – ten wspiera aż 5120 x 2880 px przy 60 Hz. Z jakimikolwiek zmianami sprzętowymi wstrzymuję się do czasu, aż to się zmieni – nie chcę mieć 15” laptopa; jest dla mnie za ciężki i nieporęczny. Z niecierpliwością zresztą czekam na nowe modele Apple – plotki mówią, że będą cieńsze i lżejsze. Prawdopodobnie poczekam na ich drugą generację lub aż wszystkie będą wspierały zewnętrzne monitory 5K przy 60 Hz.

Fuji X100T komplet

Fuji X100T i DJI Phantom 4

Na swoim wyposażeniu mam też dwa aparaty. Fuji X100T, ze stałym szkłem 23 mm (odpowiednik 35 mm na pełnej klatce) oraz bardziej mobilny aparat zamontowany pod moim dronem – DJI Phantomem 4. Odkąd przestało mi się chcieć nosić swojego „dużego” pełnoklatkowego Nikona, sprzedałem go i w pełni przesiadłem się na X100T. Największym zaskoczeniem dla mnie jest fakt, że nie czuję się nim specjalnie ograniczony – jakościowo zdjęcia są prawie tak samo dobre, a waży zaledwie 300 gramów. To o 4700 gramów mniej niż Nikon z całą moją szklarnią, którą targałem na plecach. Są jednak sytuacje, w których brakuje mi innych ogniskowych, szczególnie czegoś długiego i ultraszerokiego. Dlatego w planach mam zakup X-Pro2 lub X-T2, ale o tym za chwilę.

DJI-Phantom-4-hero

Niedawno nabyłem drogą kupna DJI Phantom 4. Nie latam nim dla samej przyjemności latania – to przede wszystkim aparat i kamera wideo, dzięki czemu mam możliwość wykonywania ujęć niemożliwych inaczej niż poprzez wynajęcie helikoptera lub samolotu. Urzekła mnie inna perspektywa, którą tak rzadko mamy okazję zobaczyć. Phantom 4 ma matrycę 12 MP i potrafi zapisywać zdjęcia w RAW (a konkretnie do DNG). Wspiera też nagrywanie wideo w 4K przy 30 fps, a jego obiektyw jest dosyć szeroki – to mniej więcej odpowiednik 20 mm na pełnej klatce.

Jeszcze nie miałem okazji zabrać Phantoma 4 na urlop lub dłuższy wyjazd, nie jestem więc pewny, jak się w takiej sytuacji sprawdzi, ale mam do niego plecak Manfrotto D1, który dodatkowo mieści iPada (do 9,7”) oraz laptopa do 17”. Do górnej kieszeni ponadto wcisnąłbym spokojnie Fuji X-T2 lub X-Pro2 z jednym, a może dwoma dodatkowymi szkłami. Już wkrótce sprawdzę ten setup na własnej skórze i dam znać.

Fuji X-Pro2 lub X-T2?

Jak już wspominałem, planuję dodatkowo zakupić Fuji X-Pro2 lub X-T2 – czekam na pojawienie się tego drugiego modelu na rynku. Plotki mówią, że będzie wkrótce. Liczę na to, że T2 przejmie nową matrycę z Pro2 – to dla mnie kluczowe. Poza tym rzekomo wspierać wideo w 4K, czego nie robi Pro2. To byłby mój główny aparat, a X100T stałby się backupem na sytuacje, gdy nie chcę lub nie mogę wziąć większej ilości sprzętu. Najpiękniejsza jest w takim zestawie różnica wagi względem mojego Nikona ze szklarnią – komplet będzie ważył około półtora kilograma zamiast pięciu. Przepaść! A jeśli chodzi o obiektywy, to planuję wyposażyć się w XF 10-24 mm f/4, XF 23 mm f/1.4 oraz XF 90 mm f/2 (odpowiedniki na pełnej klatce: 15-36 mm, 35 mm i 135 mm).

Teoretycznie większe Fuji powinno mi całkowicie zastąpić X100T, ale raczej nie pozbędę się tego retromaleństwa – idealnie spisuje się w sytuacji, gdy nie chcę za dużo nosić. Bardziej jednak czekam na to, kiedy iPhone zastąpi mi X100T – to będzie przełom.

iPad mini?

No właśnie. Mały iPad chodzi mi po głowie od dłuższego czasu z kilku powodów. Po pierwsze, iPad Pro 12,9” jest czasami za duży, aby z nim latać po mieście pod pachą. Po drugie, to 13” monstrum jednak nie jest zbyt wygodne jako ekran do DJI Phantoma – pisałem o tym w poprzednim wydaniu iMag Weekly i coraz bardziej utwierdzam się w tym, a z każdym wykonanym lotem mam ochotę mieć mniejszy model. Problem w tym, że w takiej sytuacji miałbym w domu dwa iPady, które niby się między sobą różnią, ale jeden z nich na pewno znacznie częściej „stałby w garażu”. To bez sensu. Idealnym kompromisem wydaje się więc model 9,7”, ale w połączeniu z mniejszym Smart Keyboard nie zapewnie takiej samej wygody co duży model – musiałbym wrócić do pełnowymiarowej Apple Wireless Keyboard, co mi się nie uśmiecha. Mini na też jeszcze jeden minus – technologia w nim jest już prawie dwie generacje „w plecy”. Chyba po prostu poczekam na Mini 5 i zobaczę wtedy, na czym stoję – bez ciśnienia.


Zdaję sobie sprawę z tego, że to wszystko problemy pierwszego świata, ale pomimo to staram sobie znaleźć złoty środek, który będzie jak najlepiej spełniał moje oczekiwania.


Jeśli macie jakieś ciekawe pomysły, pytania lub własne doświadczenia, to zapraszam do podzielenia się nimi – z chęcią poczytam o Waszych setupach i przygodach w świecie technologii. A jeśli macie jakiś wyjątkowy setup, którym chcielibyście się podzielić, to odezwijcie się do nas na weekly@imagazine.pl.

Wojtek Pietrusiewicz

Wydawca, fotograf, podróżnik, podcaster – niekoniecznie w tej kolejności. Lubię espresso, mechaniczne zegarki, mechaniczne klawiatury i zwinne samochody.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 2