Przesiadka w Atenach
Podczas każdej podróży, niezależnie od jej celu i długości, lubię do maksimum wykorzystywać czas, by odwiedzić jak największą liczbę miejsc. W zasadę tę wpisuje się także wychodzenie z lotniska podczas kilkugodzinnych przesiadek pomiędzy dwoma lotami. Tak stało się w marcu, gdy zamiast czekać na kolejny lot w terminalu w Atenach, postanowiłem odwiedzić centrum stolicy Grecji, w tym czasie wykonując powyższe zdjęcie.
Okoliczności wizyty w Atenach były dosyć nietypowe, gdyż znalazłem się tam w drodze z Warszawy do… Londynu na forum ekonomiczne LSE. Znając dokładny termin konferencji, bilety lotnicze kupowałem z dużym wyprzedzeniem. Ceny były bardzo korzystne, a ja na etapie rezerwacji zwróciłem uwagę na fakt, że za taką samą kwotę (niewiele ponad 150 złotych) mogę polecieć bezpośrednio tanimi liniami lotniczymi WizzAir lub narodowym przewoźnikiem Grecji, Aegean Airlines. Do drugiej opcji przekonały mnie liczne zalety: 1) nigdy nie leciałem Aegean, a Wizz Airem wielokrotnie; 2) linia tradycyjna oferuje serwis pokładowy, korzysta z rękawów i tak dalej – tanie linie tego nie robią; 3) Wizz Air przylatywał na mocno oddalone lotnisko London-Luton, a Aegean – na główne lotnisko Heathrow, które z centrum miasta łączy metro. Najmocniejszym argumentem za wyborem podróży z przystankiem w Grecji była jednak kilkugodzinna przesiadka, która dawała realne szanse na krótką wizytę w centrum Aten.
Poranny lot z Warszawy był bardzo przyjemnym doświadczeniem. Miła załoga, dużo przestrzeni na nogi, spora liczba wolnych foteli (miałem cały rząd dla siebie), ciepły posiłek (rzecz już praktycznie niespotykana na krótkich trasach europejskich) oraz niesamowite widoki na podejściu do lądowania sprawiły, że linie Aegean mogę polecić każdemu. Ale nie o to chodzi w tym artykule. Plan po przylocie do Aten wymagał bardzo szybkiego opuszczenia terminala oraz znalezienia lotniskowej stacji metra, gdyż drugi samolot startował zaledwie 4,5 godziny później. Cały proces przebiegł bezproblemowo i po około 40 minutach jazdy dotarłem do centrum.
Ważną kwestią był wybór jednego ciekawego miejsca, które mogłem odwiedzić. Krótki czas przesiadki pozostawiał niewiele ponad godzinę na pobyt w Atenach, dlatego nie mogłem pozwolić sobie na dłuższe zwiedzanie. Wpływał na to również fakt, że do Londynu leciałem tylko z bagażem podręcznym – wszystkie rzeczy miałem więc ze sobą (mała walizka i plecak ze sprzętem). Jak zwykle w takich sytuacjach zadałem pytanie na Twitterze; po otrzymaniu kilkunastu odpowiedzi i krótkim researchu w internecie zdecydowałem, że wysiądę na stacji metra przy placu Monastiraki, z którego widać Akropol. Po dotarciu na miejsce udało mi się przespacerować wokół placu i po okolicznych uliczkach, zrobić drobne zakupy, zjeść truskawki (których o tej porze roku w Polsce nie było) oraz wykonać powyższe zdjęcie. Teoretycznie można powiedzieć, że to niewiele. Dla mnie istotny był jednak fakt odwiedzenia kraju, w którym wcześniej nie byłem i wykorzystania do maksimum każdej minuty lotniczej przesiadki – czasu, który zazwyczaj spędzamy, przeklikując internet w oczekiwaniu na kolejny lot.
Możliwości planowania takich podróży są dzisiaj niemal nieograniczone, a pomagają w tym bardzo atrakcyjne ceny biletów. Dzięki temu możemy zjeść śniadanie w Warszawie, przespacerować się przez centrum Aten, a na wieczór dotrzeć na kolację do Londynu. Świadomość tych możliwości jeszcze bardziej motywuje mnie do intensywnego latania. Moja przesiadka w Grecji to tylko przykład – za równie ciekawe uważam lotnicze wypady z Warszawy do Gdańska lub Wrocławia z przelotami linią Ryanair za dziewięć złotych, a także tak zwane „jednodniówki” do europejskich miast – na takie loty promocyjne bilety często kupimy za kilkadziesiąt złotych.