Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Prawda i prawda technologiczna

Prawda i prawda technologiczna

1
Dodane: 8 lat temu

„Boska Florence” króluje na ekranach kin – film, jak się zwykło mówić, o najgorszej śpiewaczce świata. Florence Foster Jenkins, pewna milionerka z połowy XX wieku, miała marzenie: śpiewać. Co z tego, że nie umiała? Mogła sobie to zapewnić, dzięki wpływom i finansom. Dzisiaj niezbędne są inne środki. Technologia. A wszystko sprowadza się do prawdy.

Mówi się, że śpiewać każdy może, ale nie każdy musi. Oceńcie sami, czy tytułowa Boska Florence musiała:

Florence Foster Jenkins najwyraźniej musiała. Nie ona jedyna. Taka na przykład Mandaryna:

Takich jest więcej i nie ma się co nad nimi znęcać. Chociaż, w sumie… skoro ktoś wychodzi na scenę, a nie bardzo reprezentuje poziom sceniczny, to chyba można trochę się pośmiać z wpadki, prawda?

Bądźmy jednak poważni. Dzisiaj Florence Foster Jenkins, majętna marzycielka, mogłaby w inny sposób spełnić sny. Wystarczyłoby lekko głos „dostroić”. Niecałe 700 dolarów i Melodyne 4, program służący do między innymi dostrajania nie bardzo strojących wokalistów jest Twój, Florence. Szczególnie że dzisiaj konkurencja jest znacznie większa. Szczególnie że dzisiaj żaden chyba wykonawca muzyki pop nie wypuści na rynek nagrania, które nie zostało „dostrojone”.

Co innego koncerty – wpadka Mandaryny, to świadoma decyzja o zrezygnowaniu przez artystkę z playbacku i samodzielnym publicznym wykonaniu piosenki znanej z dostrojonego nagrania. Znamy jednak przypadki, w których wykonawca nieświadomie zaprezentował swoje słabe umiejętności, gdy w czasie koncertu na żywo, zawiódł go playback. Pomijam sytuacje, w których nie umiał zestroić się z nagraniem i grymasy nie są zsynchronizowane z nagraniem, pomijam zdarzenia, w których zapomniał, że na nagraniu jest jeszcze jedna powtórka refrenu, a zdążył już odejść od mikrofonu. Mam na myśli zdarzenia losowe, choćby wypięcie się kabla z mikrofonu. Takich wstydliwych zdarzeń można znaleźć mnóstwo w internecie, przeżyły je największe gwiazdy. Może na ich usprawiedliwienie dodam, że nie zawsze fałszowanie ujawnione przez awarię playbacku oznacza, że artysta kompletnie nie umie śpiewać – w chwili, gdy czuje się bezpieczny, traci czujność, dodatkowo słabo się słyszy i to, co w efekcie dociera do publiczności, może nie odbiegać od popisów pod prysznicem niejednego z czytelników tych słów. Tak, tak!

Wracając do Boskiej Florence. Co mogłoby się jej przydarzyć dzisiaj? Otóż w czasie nagrywania, można byłoby jej założyć słuchawki na uszy, w których miałaby melodię-pilota, do której wystarczyłoby się dostosować. Wiecie sami, jak to jest: łatwiej się śpiewa w chórze – ba, nie tylko łatwiej, ale i lepiej. Florence w duecie z Florence w słuchawkach śpiewałaby być może znośniej dla uszu słuchaczy niż Florence solo. No ale nie każdemu to pomaga; może akurat ta artystka była na tyle mało utalentowana, że nawet taki autodoping w uszach by jej nie pomógł.

Florence można byłoby także dostroić. Nie chcę wchodzić w szczegóły techniczne czy wręcz w sztukę realizatorów nagrań, którzy ze słabej jakości nagrań umieją wyczarować coś, co później odbiorcę zaczaruje. Nie tylko technicznie, bo mam na myśli także likwidację fałszu. Takie tworzenie alternatywnej prawdy muzycznej. Z kilku nagranych wersji można choćby stworzyć „jedyną słuszną”. Czytaj: z dziesięciu nagrań, na których pojedyncze dźwięki są zaśpiewane czysto, skleja się ostateczną wersję, a część dźwięków się „podciąga”. To, naprawdę, tak uproszczona wersja dość skomplikowanego procesu, że aż wstyd mi te słowa publikować. Z drugiej strony w takich sytuacjach myślę sobie, że wolę nie znać takich rzeczy od kuchni. Zbyt duża wiedza zaburza mi później odbiór muzyki, bo gdy pomyślę, że ulubiony artysta potrzebuje znacznej korekty, by uzyskać to brzmienie, przy którym miękną mi nogi i do tego wiem, jak ta korekta przebiegała, to nogi mi sztywnieją i z nastroju nici.

Dotarłam wreszcie do punktu rozważań, który najbardziej mnie interesuje: prawda a korekta prawdy. Czy faktycznie interesuje nas goła prawda w muzyce i Florence Foster Jenkins słuchamy dlatego, że jest „prawdziwa” w swoich nagraniach? Czy może interesuje nas bardziej ta prawda stworzona przez realizatorów nagrań? Proszę, proszę o komentarze, jestem bardzo ciekawa, bo sama się waham i nie wiem, jakiej sobie udzielić odpowiedzi. Przecież nawet teksty, które publikują koleżanki i koledzy z iMag Weekly są poddawane, ojej, korekcie! To samo słowo. Przecież szykując się na wieczorne wyjście, robię korektę twarzy! Przecież gdyby nie to ludzkie pragnienie prawdy stworzonej, a nie naturalnej, chirurdzy plastyczni nie mieliby, co robić! Prawda zatem naturalna czy prawda wykreowana, moi drodzy, Was kręci?

Meryl Streep

Meryl Streep, odtwórczyni roli Florence Foster Jenkins, bez makijażu.

Anna Gabryś

Byłam flecistką, wydawczynią, historyczką, muzealniczką. Jestem IT PM. Nie wiem, kim jeszcze zostanę. #piszęSobie #smartkultura #polszczyzna

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 1

Piękna ta Meryl Streep.

Ogólnie, w świecie, gdzie każdy może udawać kogoś innego, ludzie zaczęli sobie cenić prawdziwość. Korekta, drobna, kosmetyczna, nikomu jeszcze nikomu nie przeszkadza, taka, która dalej zachowuje oryginalny charakter. Jeśli ktoś wybiera się na koncert jakiejś gwiazdy, to chce posłuchać jej, na żywo, bez korekty i upiększaczy, a już broń boże nie z playbacku. To sprawia, że każde wykonanie jest inne i to jest właśnie piękne. Nie musi być idealne, nie każda nuta musi być idealna.

Korekta czy retusz, przeszkadzają ludziom dopiero w momencie, gdy oryginał znacznie odbiega od tego, co zostało nam wcześniej przedstawione. Makijaż przykładowo, jest akceptowany i na porządku dziennym, a mocno wyfotoszopowane zdjęcia w społecznościówkach, które kompletnie zniekształcają rzeczywistość nigdy nie będą “normalne”.