Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Komedia, dramat, nagość

Komedia, dramat, nagość

0
Dodane: 8 lat temu

Nie lubię oglądać dramatów w teatrze. Co więcej, nie lubię też komedii z elementami tragedii. Bodajże rok lub dwa lata temu byliśmy z Iwoną na „Czechow żartuje!”, z Andrzejem Grabowskim i Wojciechem Malajkatem w rolach głównych. Sztuka to była wyborna, a Malajkat przeszedł samego siebie – nigdy go jeszcze nie widziałem lepiej grającego. Ale Andrzej Grabowski… była jedna scena z jego monologiem tak smutnym, że to przygnębienie przeszyło moje ciało do szpiku kości, a potem dotarło do duszy. Po tej scenie już nie byłem w stanie odpowiednio reagować na część komediową. Nie „zdołował” mnie – to za mocne słowo – ale głęboko zasmucił. Z perspektywy muszę powiedzieć, że Grabowski… no co za aktor! Brawo! Ale nie przepadam za takimi doświadczeniami…


marta-wierzbicka-proba-w-tearze-hero

Marta Wierzbicka w „Kiedy kota nie ma…” – Teatr Capitol.

Pamiętam moje pierwsze samodzielne wyjście do teatru, jakby to było wczoraj. Miałem wtedy prawdopodobnie 15 lub 16 lat, z paroma koleżankami i kolegami wybraliśmy się do Sceny Kameralnej przy ulicy Świdnickiej we Wrocławiu. „Okno na parlament” było genialną komedią, a główne skrzypce grał Kazimierz Kaczor! Znałem go przecież z telewizji! Skorzystam z okazji i pozdrowię Martę, która na pewno tego nie przeczyta, ale która była odpowiedzialna za wybór spektaklu. Po pierwsze gra aktorska była wspaniała. Po drugie miałem 15 (lub 16) lat, a po scenie skakała piękna, młoda blondynka w samych majtkach. Prawdopodobnie się wtedy w niej zauroczyłem, ale umówmy się, że nastolatkom przeważnie wiele nie trzeba, aby krew im się zaczęła gotować. Temat samej nagości jest oczywiście kontrowersyjny – czy scenariusz przewiduje nagość dla samej nagości, żeby sprzedać więcej biletów, czy dlatego, że wnosi ona coś do przedstawienia? W tym przypadku pasował znakomicie – perypetie nagiej kochanki, ministra i jego żony były przekomiczne.

Ciekawostką natomiast jest to, że to była moja jedyna komedia w teatrze z nagą postacią…


O tej nagości wspominam dlatego, że w zeszłym tygodniu miałem ogromną przyjemność z oglądania „Kolacji dla głupca” w Teatrze Ateneum. Otóż na scenie, na dosłownie kilka minut, pojawiła się Emilia Komarnicka ze swoimi długimi nogami w pończochach wystających spod króciuteńkiej sukienki. Nie powiem – wrażenie zrobiła na mnie ogromne. Nagości nie było, ale jej postać i tak dodawała ogromnej pikanterii tej świetnej sztuce. Niestety, nie wiem, jak to wszystko odbierają kobiety, ale podejrzewam, iż zdecydowana większość mężczyzn jest zachwycona – jesteśmy wzrokowcami, czyż nie? Zanim jednak wyjdę na starego pryka podniecającego się „młodymi dupami”… Dosyć długo zastanawiałem się, dlaczego seksowne kobiety w teatrze wywierają na mnie szczególne wrażenie, bo w kinie czy na filmie tego tak nie odbieram. Owszem, miło popatrzeć, ale niewiele więcej. A więc może inaczej odbieram to w teatrze, ponieważ aktorzy są tutaj na wyciągnięcie ręki? Bo to bardziej rzeczywiste postacie mieszkające w tych samych miastach co my? A może po prostu te sztuki, których doświadczyłem, miały doskonały scenariusz, gdzie taka seksowna postać idealnie w nich pasowała? Jestem skłonny przychylić się do tego ostatniego, ponieważ jak przez mgłę pamiętam oglądanie dramatu na deskach we Wrocławiu, ze znacznie większą dozą nagości, po którym wyszedłem całkowicie zniesmaczony. Resztę wymazałem z pamięci.

kolacja-dla-glupca-02

Emilia miała swoich kilka minut, ale to Piotr Fronczewski i Krzysztof Tyniec zdobyli moje największe uznanie. Fronczewskiego zawsze kojarzyłem z tym serialem z telewizji, w którym miał dwie dziewczynki pod swoją opieką. Po tym spektaklu to się zmieniło – od teraz w mojej głowie to Piotr Fronczewski z „Kolacji dla głupca”. Rzadko mi się zdarza zmienić zdanie, wysyłam więc duże, wirtualne brawa dla niego – był znakomity. A Krzysztof Tyniec? Co za gra! Takiej ekspresji samym ciałem już dawno, jeśli kiedykolwiek, nie widziałem! Prawdziwy artysta w roli zdawałoby się, że dla niego stworzonej.

kolacja-dla-glupca-05

Jeśli grają „Kolację dla głupca” w Waszym mieście, to nie zastanawiajcie się – kupcie szybciuteńko bilety dla siebie i partnerów, mężów, żony, kochanek czy kochanków. Nie będziecie żałowali, bo sam scenariusz jest cudowny. Jeśli jednak będziecie mieli jakąkolwiek sposobność obejrzenia jej w Teatrze Ateneum w Warszawie, to gorąco polecam, nawet jeśli ma się to wiązać z wycieczką. Dla Krzysztofa Tyńca. Bo warto.

Wojtek Pietrusiewicz

Wydawca, fotograf, podróżnik, podcaster – niekoniecznie w tej kolejności. Lubię espresso, mechaniczne zegarki, mechaniczne klawiatury i zwinne samochody.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .