Galeria pełna sztuki
Co mogło mnie skłonić, bym po raz pierwszy w życiu poszła do Galerii Mokotów? Nie, nie buty – odpowiadam tym, którzy mnie dobrze znają. Nie, także nie marché z francuskimi produktami. Również nie animacje dla dorosłych i tym bardziej dzieci i nawet nie wyprzedaż w iSpocie. Do GalMoku poszłam po raz pierwszy, żeby zobaczyć specjalny pokaz trzech obrazów reprezentujących nurt Op-art, wystawionych przez Desa Unicum. Ich autorami są Wojciech Fangor, Victor Vasarely i Julian Stańczak.
Mało smart się zaczyna i już odczuwam zdenerwowanie w czytelnikach. Będzie smart, zapewniam. Na czym polegał ów pokaz w GalMoku1? W czarnym ośmiobocznym, odciętym od świata niewielkim pawilonie, który postawiono na skrzyżowaniu alejek za fontanną w GalMoku, zawieszono trzy obrazy wymienionych trzech artystów. Do wnętrza wpuszczano tylko osoby, które się zarejestrowały przez stronę internetową. Każdy przez pięć minut mógł obcować ze sztuką indywidualnie… Rozmarzyłam się, gdy przeczytałam na stronie internetowej projektu następujące słowa:
Po wejściu do wyciemnionej przestrzeni widz będzie przebywał tylko ze sztuką. Przed oczami zobaczy trzy obrazy. Przez moment pozostanie z nimi wyłącznie sam.
Rzeczywistość jest trochę inna. Po pierwsze nie „sam”, bo wewnątrz cały czas była z nami pani pilnująca – bardzo miła i życzliwa, ale jednak tam była. Po drugie „z nami”, czyli nie byłam sama, ale z kimś – nie wiedziałam, że rezerwacja moich pięciu minut obowiązuje dla dwóch osób (nie podano tego na stronie), zrobiłam więc dwie rezerwacje i ostatecznie spędziliśmy razem z Napoleonem dziesięć minut ze sztuką i z panią z Desy Unicum.
Co to jest Desa Unicum? Dobre pytanie i warto na nie odpowiedzieć. O ile dobrze się orientuję, jest to największy w Polsce dom aukcyjny, handlujący sztuką – bardzo rozmaitą, od sztuki dawnej, uznanej, po dzieła młodych artystów dopiero szukających uznania i artystycznego i finansowego. Desa Unicum jest też liderem na rynku smart rozwiązań w aukcjach sztuki. Nie tylko aukcje można śledzić online, ale można w nich także uczestniczyć. A już zupełnie pomijam to, że strona domu aukcyjnego jest całkiem niezła, co wcale nie jest typowym zjawiskiem dla jednostki operującej na rynku sztuki. A zdawałoby się…
Smartkultura dzisiaj to zatem krótka opowieść o tym, jak sztuka zbliża się do nas dzięki technologiom. Nie tylko aplikacje mobilne umożliwiają obcowanie ze sztuką na bieżąco. Zorganizowanie wystawy Op-artowych artystów w GalMoku i zapisywanie się na wejście co pięć minut było możliwe tylko dzięki technologiom. To jest smart naprawdę, bo nie dość, że technologie przybliżają kulturę, to do tego dosłownie do tej kultury przyciągają. Wracam do pierwszych zdań mojego tekstu: „Co mogło mnie skłonić, bym po raz pierwszy w życiu poszła do Galerii Mokotów?” – już wiecie, co to takiego było? Trzy obrazy ni mniej, ni więcej2.
Warto było. Cholernie było warto, bo te trzy obrazy pójdą na aukcji za ciężkie pieniądze i znikną w jakiejś pilnie strzeżonej kolekcji prywatnej. A każdy fangor zobaczony, to odrobina szczęścia więcej. Ten zresztą magnetyzował, oślepiał wręcz mistrzowskim złudzeniem optycznym. Pozostałe dwa również zniewalały, ale nie miały takiej siły przyciągania, jak fangor. Hipnotyczny był. Żadne zdjęcie tego nie oddaje. Proszę bardzo, kolejny aspekt smart. Oglądamy dzieła sztuki na tabletach, smartfonach, w webie, a nic nie jest lepsze od bezpośredniego zetknięcia z dziełem. No pewnie, nie zawsze można, dlatego – postuluję – oglądajmy sztukę na tabletach, smartfonach, w webie, bo tylko w ten sposób damy się ściągnąć na jakiś ekstra pokaz fangora.
Wracając jeszcze do pokazu od strony technicznej: niestety, oświetlenie w pawilonie było dość słabe. Niestety, bo obraz Stańczaka wyglądał dobrze tylko z jednego punktu. Trudno jednak wymagać, by dom aukcyjny na krótki czas wystawy w GalMoku inwestował pewnie co najmniej dziesięć tysięcy złotych w oświetlenie. W sumie…, co mi tam. Wymagałabym. Uważam, że tak dobre dzieła, w taki sposób prezentowane, powinny być znakomicie oświetlone. Kooperacja z Philipsem mogłaby przynieść znakomite rezultaty, szczególnie że wygląda na to, że możemy się od czasu do czasu spodziewać podobnych działań podejmowanych przez Desę Unicum.
Podsumowując: to pomysł znakomity – pokazać obrazy, które same w sobie są świetną promocją zbliżającej się aukcji w środowisku nienaturalnym dla sztuki tak, by dotrzeć do jak największej liczby odbiorców. Tak, jestem na tak, mimo wpadki z oświetleniem. Idźcie do GalMoku nie tylko po buty, na animacje czy polansować się na drugim piętrze. Po sztukę idźcie, po sztukę!
- Trzymam się tego skrótu, choć przypomina mi mocno radzieckie nagminne skracanie wszystkiego, na przykład w języku radzieckim (tak, nie rosyjskim) funkcjonuje słowo „cum” określające sklep wielkopowierzchniowy, wielopiętrowy, takie Domy Towarowe „Centrum” czy krakowski „Jubilat”, a słowo to było pierwotnie skrótem Centralnyj Uniwersalnyj Magazin… Nie umiem się pogodzić z tą radziecką manią skracania; chodźmy do deteca – powiedzielibyście tak dzisiaj, mając na myśli GalMok? ↩
- No dobrze, niech będzie, buty też kupiłam, ale dopiero po obejrzeniu obrazów! ↩
Komentarze: 1
Polskie Domy Towarowe Centrum we Wrocławiu. W skrócie PeDeT. Do dzisiaj używam, chociaż to “Renoma”.