Stres
Wyobraź sobie, że się budzisz i nie wiesz, gdzie jesteś. Wyobraź sobie, że po wysłaniu maila sprawdzasz, czy na pewno poszedł do właściwego odbiorcy. Wyobraź sobie, że biegniesz na spotkanie i w połowie drogi uświadamiasz sobie, że już i tak dawno jesteś za późno i nie ma sensu biec dalej. Wyobraź sobie… Wyobraź sobie, że ze stresu nie możesz zasnąć, przewracasz się bezsensownie z boku na bok. Nie wyobrażam sobie. Mam to na co dzień. Stres to mój najlepszy kumpel i to on powoduje, że niewiele muszę sobie wyobrażać.
Już dawno uważałam stres za czynnik motywujący. Gdy jeszcze uczyłam się w szkole muzycznej, sądziłam, że stres mi pomaga wystąpić lepiej, niż jestem przygotowana. Powiedzmy, że umiem utwór na 80%, a dzięki stresowi się zmobilizuję i zagram na 150%. To ostatecznie doprowadziło mnie do polubienia stresu. Muszę go lubić, bo towarzyszy mi – chcę czy nie chcę – w zasadzie cały czas. Stres jest jak rodzina; nie wybierasz, tylko masz. Skoro i tak jest, to co począć – jak się nie ma, co się lubi, to się lubi stres.
Jak sobie zatem z nim radzę? Mam kilka wypróbowanych sposobów i podzielę się nimi, choć wydają mi się bardzo banalne. Nigdy jednak nie wiadomo, co komu może się przydać. Szczególnie w podróży służbowej. Od razu wyznam, że i tu technologia ma dla mnie duże znaczenie i pomaga mi w redukowaniu stresu (to piękne sformułowanie „redukowanie stresu”) czy perfekcyjnym ignorowaniu go.
Na strusia
Właśnie od tego zacznę. Stres warto po prostu ignorować, choć to chyba niezdrowe. Gdy byłam mała, coś mnie bolało (ciągle mnie coś bolało), a ja nagle orientowałam się, że przestało i mówiłam „przestało mnie boleć!”, babcia surowym głosem mnie napominała: „Nie mów głośno, bo usłyszy i zacznie od nowa boleć”. Zostało to we mnie. Nie mówię głośno, że jestem zestresowana; nawet tego po mnie nie widać. Dzisiaj miałam stres wskazujący na załamanie z płaczem, zaprzeczenie z waleniem pięścią w ścianę, burczenie i fuczenie na wszystkich wokół i tak dalej. A tymczasem uśmiechałam się i „na strusia” ignorowałam stres. Głowa w piasek, siedź cicho, stres sobie pójdzie.
Kłopot w tym, że takie trzymanie głowy w piasku na strusia może powodować poważne konsekwencje zdrowotne. Staram się więc jednak wykrzyczeć mój problem, przeklinam zdrowo, rozładowuję napięcie. Ale czasem jedyną i najlepszą metodą jest puszczenie stresowi ignora.
Burza
Czyli to, co opisałam jako remedium na strusia. Kto z Was nie szamotał się w matni stresu z kąta w kąt, nie rzucał aparatem telefonicznym o ścianę (zaliczone)? Kto z Was, zestresowany w maksymalnym stopniu, nie był gotów gór przenosić, z wielkim hukiem. Zestresowany człowiek ma moc tysiąca (ludzi, nie złotych). Zestresowany człowiek jednak, gdy przejdzie przez niego nawałnica, opada z sił i jest koniec człowieka. To też niezdrowe. Trzeba znaleźć lepsze sposoby na radzenie sobie ze stresem. I tu, poniekąd, wkracza technologia.
Słuchawki
Jakiś czas temu kolega w pracy zapytał mnie, czy jest jakaś muzyka, której słucham, by się odstresować na przykład przy finiszu projektu. Podałam mu kilka tytułów. Westchnął i powiedział, że jestem nienormalna. Cóż, mój sposób na stres to eliminacja bodźców zewnętrznych. W stresie jestem nabuzowana tak, że… tak, te góry przenosiłabym i od razu Kraków bym zbudowała. W takich chwilach, gdy wiem, że jestem o krok od pomyłki, zakładam słuchawki. Błogosławiona cisza, która odcina mnie od wszystkiego, bo – dobrze czytacie – nie włączam muzyki. Słuchawek rolą jest wypełnienie moich uszu ciszą, która powoduje, że stres staje się mały, malutki, znika.
Jeśli jednak słucham muzyki, to jest to muzyka jak najmniej angażująca. Minimalizm, ambient. Taki Philip Glass czy Brian Eno. Mam kilka sprawdzonych kawałków, które przyprawiły kolegę o westchnięcie.
Pykanie
Mechaniczne czynności wprawiają mnie, mój umysł, moje ciało, w pewien stan transu. Folie bąbelkowe – to już przeżytek. There’s an app for that. Nieee, nie pykam folii bąbelkowej. Gram w kulki. Odmóżdżacze – tak je nazywa większość. Dla mnie to odstresowywacze. Przestaję myśleć, mechanicznie pykam palcem po ekranie. Wygram – super, przegram – co z tego. Obojętność. Ważne, by pykać. To zły sposób radzenia sobie ze stresem. Nie dość, że traci się cenny czas, to na dodatek od pykania boli ręka. Szukam zdrowszych sposobów na radzenie sobie ze stresem.
Bieganie
Od jakiegoś czasu w każdą delegację zabieram buty i ciuchy do biegania. Wieczorem, gdy w hotelu mam ochotę paść na łóżko, wbijam się w obcisłe spodnie (to jedyna okazja, by mnie w takich gatkach zobaczyć!), oddychającą bluzę z kapturkiem, na głowie zawiązuję opaskę w jamniki i idę biegać. Łączę tu kilka rzeczy w jedno. Po pierwsze nie miałabym siły zwiedzać o 20.00 czy o 21.00 – niby Paryż znam, ale przecież nie wszystko jeszcze wiedziałam. Bieganie jest więc formą zwiedzania – na przykład Marsylii, gdzie w półtorej godziny zrobiłam trasę do Starego Portu i z powrotem. Po drugie wyłączam myśli, podobnie jak w przypadku pykania na telefonie. Noga za nogą, ręka za ręką, aplikacja na telefonie mówi mi, że mam przyspieszyć lub zwolnić do marszu i że jeszcze 20 minut do osiągnięcia celu. Cel – zwykle 45 minut – to tylko pozór. Prawdziwym celem jest osiągnięcie stanu, w którym działa wyłącznie ciało, a umysł śpi. Nie myślę, dokąd biegnę – zdaję się na mapę. Nie myślę, z jaką prędkością biegnę – zdaję się na aplikację. Nie myślę. Chłonę nieznane mi miasto, wchodzi we mnie przez pięty, którymi wbijam się w asfalt. Przenika do kolan, bioder, ramion i zapisuje się w moim umyśle, wypychając stamtąd stres.
Stresu nie da się w dzisiejszym świecie uniknąć. Dla mnie najlepszym sposobem jest po prostu go zaakceptować i wykorzystać do własnych celów. Nie jest dla człowieka dobry, przeciwnie – jest zły i nie można żyć ze stresem cały czas, stąd też moje sposoby na pozbycie się go lub jego redukcję. Ale każde zło nosi w sobie kawałek dobra. W stresie tkwi mobilizacja. Odrobina stresu i góry przeniosę, poważnie, tak, tak – chcesz się przekonać, to mnie zestresuj. Odrobina stresu i oto tuż przed pierwszą w nocy jednak kończę ten tekst, choć myślałam, że nie podołam. Teraz mogę odrobinę się zrelaksować, choć… Choć mój najlepszy kumpel obudzi mnie o 5:55, tylko po to, by mi powiedzieć: „Dzień dobry, za pięć minut pobudka” i złośliwie się do mnie uśmiechnąć. Przecież nie rzucę za to w niego telefonem.
Cover foto: Napoleon Bryl, świt nad pustynią w Izraelu.