Dlaczego postanowienia noworoczne mają sens
Nie wiem, jak wygląda aktualnie Wasz timeline na Facebooku i Twitterze, ale u mnie od tygodnia przewija się jeden motyw — postanowienia noworoczne. Jedni je przygotowują, inni tylko piszą o tym, że nie będą sobie stawiać celów, bo to nie ma sensu.
Osobiście należę do pierwszej grupy. Siadam z długopisem i notatnikiem i spisuję realne postanowienia na najbliższy tuzin miesięcy. Co roku oczywiście polegam na jednym, standardowym — schudnąć, ale pozostałe się udają. Na zeszłorocznej liście miałam przeczytanie 35 książek, bo cztery lata temu uderzyło mnie, jak mało czytam, więc założyłam sobie w postanowieniach dwadzieścia sztuk i zwiększam tę liczbę o pięć każdego roku. Czytam dla przyjemności, ale dobrze się jeszcze trochę zmotywować, szczególnie że katalog Legimi to kilkanaście tysięcy książek i co najmniej czterocyfrowa liczba tytułów, które chciałabym przeczytać.
Znalazło się też miejsce na wyjazd do UK, bo na początku roku to jeszcze było tamto miejsce — spokojnie możemy uznać, że się udało. Miałam opublikować opowiadanie, zrobiłam to. Nie jest skończone, ale aktualne 60% ujrzało już światło dzienne. Kultowych filmów nadal nie widziałam wszystkich, ale coś chyba nadrobiłam, jednak nie na tyle, by móc powiedzieć, że się udało. Powinnam chyba chociaż stworzyć listę tytułów.
Tegorocznych jeszcze nie przygotowałam, ale wiem, że znajdą się tam znowu ćwiczenia (czyli: codziennie zrobić cokolwiek, chociaż 40 przysiadów czy krótką sesję z zestawem z YouTube’a), z dietą doszliśmy do ładu, jemy więcej warzyw i mniej mięsa. Może czas na jakiś zeszyt z przepisami? Żebym nie głowiła się co rano “Co dzisiaj na śniadanie?”. 40 książek. Jakiś konkretny cel związany z blogiem albo blogami, bo mam ich milion, a nawet ten główny jest trochę zaniedbywany. Ustawię sobie minimum słów do napisania każdego miesiąca, bo #NaNoWriMo było naprawdę przyjemne i 16 tysięcy słów w miesiąc to i tak imponujący wynik.
Ale dość już o mnie.
Czemu akurat postanowienia noworoczne?
Czemu zacząć od stycznia, a nie wstać dowolnego dnia z kanapy i powiedzieć “za rok od dzisiaj chcę ważyć 15 kilogramów mniej”.
Nie ma nic złego w dowolnej dacie, ale jednak nowy rok to nowy rok. Przynajmniej dla mnie. Zrywam folię z nowego kalendarza, gładzę go po okładce i widzę nowy start. To już umiera, bo papierowe kalendarze ustępują miejsca swoim odpowiednikom na telefonie, ale dla mnie to nadal jest symbol nowego startu. Na zeszły rok już nie patrzę, po podsumowaniu przyklejam naklejki indeksujące, które czekają na ten dzień w kieszonce na tylnej okładce, podpisuję je i wkładam kalendarz do pudełka. Do mojego archiwum. Pewnie już nigdy więcej go nawet nie otworzę.
Przede mną tyle czystych kartek! Tyle miejsca na plany! I niechęć do pustych dni, kiedy w kratce z ćwiczeniami czy czytaniem nie mogę postawić krzyżyka. To są dobre uczucia, dodatkowo motywujące do pracy nad sobą. Może to trochę dziecinne?
Czemu nie?
Nie uważam, żeby postanowienia noworoczne mnie ograniczały, a to dość popularne hasło przewijające się przez społecznościówki w ostatnich dniach. Czemu czytanie więcej ma być złe? Ludzie często zakładają, że zapomnę o przyjemności, że będę czytać w pośpiechu broszurki poniżej 200 stron, żeby się wyrobić. Ta liczba to tylko wskaźnik dla mnie — bo chcę czytać więcej. Wziąć się za siebie można zawsze, oczywiście, można się śmiać z tego, że znajduje się to na większości list z postanowieniami i jest pewnie tym najczęściej niewypełnianym. Ale ważne jest chcieć. Znaleźć motywację i czas. Zorganizować się tak, żeby to weszło w nawyk — sen w stałych godzinach, sensowne zbilansowane posiłki i ta godzina dla siebie, żeby wyjść na rower, pobiegać czy powyginać się przed Chodakowską. Możecie dać mi kopa!
Pierwszy dzień roku to jeden z najleniwszych dni na całym świecie, większość ludzi siedzi w domach, pijąc duże ilości wody. Może trochę czasu spędzą jeszcze ze znajomymi, ale pewnie każdy ma w tym dniu parę godzin czystego, błogiego lenistwa. Wiem, że teraz już za późno, ale rok ledwie się zaczął, a jutro kolejny dzień zaznaczony w kalendarzu na czerwono. Usiądźcie z kartką i długopisem, zastanówcie się nad tym, co chcielibyście osiągnąć w ciągu najbliższego roku. Wypiszcie te cele, które macie w zasięgu ręki, te realne, które przy odpowiednim wysiłku i motywacji jesteście w stanie osiągnąć. Listę schowajcie w szufladzie biurka albo w portfelu, tak, żebyście raz na jakiś na nią trafiali.
Powodzenia!