TripMode 2.0 zagościł u mnie na stałe
Kilka miesięcy temu wspominałem o problemie z danymi podczas podróżowania…
Od tamtej pory non-stop korzystam z TripMode na swoim MacBooku Pro Escape i miło mi powiedzieć, że to jeden z tych programów, który stał się domyślnie wymaganym. Żyje sobie w pasku menu na górze ekranu i pika mi co jakiś czas, gdy program żąda dostępu do internetu.
Pomimo samego dobra, jakie ten program oferuje, kilkukrotnie dałem się załapać na tym, że jakiś program przestał mi działać. Pierwszy był Terminal, za pomocą którego próbowałem zrobić traceroute’a i pinga.
– Cholera, czemu mi internet nie działa! – zastanawiałem się.
Safari funkcjonowało, Terminal odmawiał współpracy. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że przecież jest zablokowany!
Najbardziej sobie w nim chwalę automatycznie tworzone profile dla poszczególnych sieci, z którymi się łączę. Dzięki temu nie muszę w ogóle zarządzać niczym. Być może przesadziłem trochę z limitem 1 GB, ale jeszcze nigdzie „w polu” do niego nie dobiłem, więc na razie nie mam potrzeby niczego zmieniać.
Program jest całkowicie warty swojej ceny i gorąco go polecam.
TripMode kosztuje 8 USD i można go kupić tutaj. Jest też 7-dniowa wersja trialowa.
Komentarze: 6
dzięki! Wypróbuję :-)
RAMu to lubi zjeść :)
U mnie 89 MB standardowo. To dużo?
Nie, to mało. U mnie natomiast 320MB, to mało?
Więcej niż u mnie. Trochę dużo, ale ciężko powiedzieć. 🙂
Zauważyłem, że stabilizuje się po paru godzinach i jest ~90MB. Fajna aplikacja pomimo tego :)