Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Brian Lumley – „Dom pełen drzwi”

Brian Lumley – „Dom pełen drzwi”

0
Dodane: 8 lat temu

Brian Lumley to mój ulubiony autor, autor, którego poznałam o wiele za wcześnie i który jako pierwszy pojawił się w moim repertuarze dorosłych książek.

„Dom pełen drzwi” to najlepsze z jego dzieł, chociaż nie moje ulubione, bo pierwsze miejsce w moim sercu zdecydowanie zajmuje trzeci tom serii Nekroskop.

Miałam 8 albo 10 lat, gdy spotkałam się z tą powieścią pierwszy raz. Kto miał kiedykolwiek styczność z tym autorem, dobrze wie, że to zdecydowanie za mało. Jednak nie żałuję, bo gdyby nie ta powieść, to z pewnością byłabym inną osobą.

„Dom pełen drzwi”

Staruszek wstaje jak co dzień, ubiera się i zabiera swojego psa, Barneya, na spacer po okolicy. Gdy podnosi wzrok na wzgórze Ben Lawers — zamiera, gdyż w połowie zbocza pojawił się zamek. Nigdy wcześniej go tam nie było, a jest solidną i potężną konstrukcją. Pies wyrywa się do nieznanej budowli i… znika.

Kilka miesięcy później teren jest ogrodzony i pilnowany przez uzbrojonych strażników, a dostęp na teren jednostki ma tylko kilka wysoko postawionych osób.

Lumley nie byłby sobą, gdyby w naszej historii nie pojawiły się osoby o mocach parapsychicznych, w tym przypadku jest to Spencer Gill, którego „mocą” jest rozumienie maszyn. I według niego wspomniany Zamek jest właśnie maszyną.

Jack Turnbull to osobisty ochroniarz Ministra Obrony, który na czas wizyty Gilla w Killin właśnie nim się zajmuje. Już pierwszej nocy w pobliżu Zamku musi oddać strzał do osoby, który zagraża jego podopiecznemu, do osoby, która posługuje się pozaziemską technologią.

Książka na dobre rozkręca się w chwili, kiedy Zamek wchłania w siebie kilka osób. Gilla i Turnbulla, Ministra Obrony, fana teorii spiskowych, dziewczynę, która po prostu próbowała uciec od swojego męża (trafiają tam oboje), Bannermana, którego poznajemy w drugim rozdziale oraz Varre’a, francuskiego fana talentu Spencera.

Gill czuje, że znajdują się w Zamku, jednak mając go przed oczami, w górze niebo, a pod nogami trawę, trudno w to uwierzyć.

Tylko tym razem w ścianie budowli są drzwi.


To opowieść o prywatnych piekłach, o najgorszych koszmarach, w której nie brak dziwnych i krwiożerczych stworzeń, nie brak seksu (ups) oraz rozważań na temat Nas, ludzi, które strasznie podobają mi się w literaturze – Glukhovsky robi to dobrze.

Czytałam ją cztery razy, za każdym razem poznając i rozumiejąc ją trochę bardziej. Przy pierwszym spotkaniu nie zrozumiałam wiele, chociaż fabularnie historia przypadła mi do gustu, ale tak powierzchownie, bo co mogłam zrozumieć? Dopisałam do swojego słownika „ergo”, a długie zdania na stałe zagościły w moich szkolnych wypracowaniach.

Wiem jednak dobrze, że to moja ulubiona książka. TA książka, która w jakiś sposób ukształtowała mnie na człowieka, którym teraz jestem. Nie mam wiele takich książek.


Czy warto sięgnąć po tę książkę? Jeśli lubicie powieści z technologią w tle, jeśli horrory lub thrillery znajdują się w Waszym kręgu zainteresować, lubicie czytać o id – nie wahajcie się. Miejcie jednak na uwadze, że zdania Lumley’a są trochę przydługie i czasem można stracić wątek, gdy dotrzemy do piątej już linijki.

Czemu ta książka nie doczekała się ponownego wydania? Nie mam pojęcia. Jedno wydawnictwo zabrało się za jego powieści kilka ładnych lat temu i wydali wszystko oprócz tego. Na szczęście można na nią jeszcze trafić w antykwariatach.

Angelika Borucka

Koduję, gram w gry i oglądam horrory. A do tego wszystkiego używam Windowsa.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .