W końcu kupiłem wymarzony notatnik
Uwielbiam to uczucie, które pojawia się po utworzeniu nowego wpisu w naszym CMS-ie, dodaniu go do odpowiedniej kategorii i znalezieniu dla niego pięknego zdjęcia. Jestem wtedy gotowy na rozpoczęcie pisania na temat, który mnie ekscytuje. Na temat, na który czekałem od prawdopodobnie paru lat, ponieważ w końcu może coś zmienię w swoim życiu tak, by móc wykorzystać narzędzia, które tak bardzo mi się wizualnie podobają. Nie ukrywam, że spory wpływ na mój entuzjazm ma seria artykułów z poprzednich wydań iMag Weekly, autorstwa Angeliki Boruckiej, właśnie na temat notatników.
Notatniki
Od lat próbuję korzystać z notatników – takich analogowych – do pewnych zadań, ale nigdy nie udało mi się długo wytrwać w swoim postanowieniu. Zawsze kończyło się na tym, że poniewierały się tygodniami, nieużywane, aż w końcu chowałem je do szuflady, aby o nich zapomnieć. Powinienem je wyrzucić… wiecie co? Sekundka… nie uciekajcie nigdzie! OK, jestem… wywalone. Czasami drastyczne rozwiązania są najlepsze.
Dotychczas eksperymentowałem głównie z marką Moleskine oraz nieznanymi, które przypadkowo wpadły mi w ręce. Moleskine z perspektywy czasu jednak nie jest czymś, co powoduje u mnie gęsią skórkę, ale siadając do tego artykułu, tylko myśląc o Field Notes, włosy na rękach stanęły mi dęba – jest nadzieja, że coś zmienię.
Field Notes
Wczoraj Krzysiek Stambuła tweetnął o ciekawej promocji Field Notes. Otóż firma ze względu na przeniesienie swojego biura do nowego budynku poinformowała, że nadal wyposażają nowy lokal, ale ich dział wysyłki jest „gotowy na wszystko”, dział marketingu postanowił ich więc przetestować. Promocja była bardzo prosta: żadnych kodów, żadnych zadań specjalnych, żadnych kwot minimalnych, żadnego bullshitu; wystarczyło kupić cokolwiek, aby otrzymać paczkę trzech notatników z serii „Pitch Black” gratis. Jak tylko zobaczyłem tweeta, to wiedziałem, że skorzystam z okazji, ale musiałem mieć powód. Pół dnia głowiłem się nad tym, do czego je przeznaczę oraz który model wziąć. To drugie okazało się proste, jak już ogarnąłem pytanie pierwsze – drugie wynikało z pierwszego!
Podróże
Staramy się często i dużo podróżować, spełniając przy okazji nasze marzenia. Jak Iwona powiedziała mi, że nigdy nie była w wymarzonej Wenecji, to postarałem się tam zorganizować wyjazd urodzinowy dla niej. Rok wcześniej otrzymałem w prezencie od niej wyjazd do Rzymu na koncert. W tym roku pojechaliśmy na Karaiby – od lat po cichu kombinowałem, jak tam wrócić. Z każdego wyjazdu zawsze staram się przywieźć sporą liczbę zdjęć, a raz nawet, w Maroku, zdarzyło się nam nakręcić vloga (jeszcze nie opublikowałem wszystkich odcinków). Często po danym wyjeździe decyduję się na podzielenie wrażeniami i przygodami, aby innym było łatwiej ten kierunek odwiedzić w przyszłości. Dotychczas spotkałem się jednak z jednym dużym problemem…
Podczas podróżowania, robienia zdjęć czy zwiedzania, zawsze dowiadujemy się o jakiejś ciekawostce, której nigdzie nie opisano. Czasami mam też ochotę zanotować jakieś wyjątkowe okoliczności dotyczące robionych zdjęć. Te rzeczy zazwyczaj spisujemy wieczorem na komputerze, w pliku tekstowym, który trafia do odpowiedniego folderu. Nigdy jeszcze nie udało nam się zmusić do notowania rzeczy na bieżąco – próbowaliśmy, ale nic z tego nie wyszło. Problem z notowaniem wieczorem jest taki, że często o czymś zapominamy, czasem czymś ważnym. Po paru dniach lub tygodniach po prostu o tym zapominamy całkowicie.
Expedition
Mam nadzieję, że tę lukę wypełni seria „Expedition” od Field Notes. Różni się ona od ich pozostałej oferty kilkoma istotnymi cechami. Po pierwsze, zastosowano widoczny kolor okładki – „Antarctic Field Orange” na przodzie i „Polar Night Black” na plecach. Po drugie, wykorzystano syntetyczny papier od firmy Yupo, który jest wodoodporny i ciężko go podrzeć – wymaga pisania ołówkiem, długopisem (tradycyjnym, z kulką) lub za pomocą cienkopisu (polecają Sharpie). Można go używać pod wodą, w próżni (wymagany specjalistyczny długopis), strzelać do niego lub zanurzać w kwasach – Field Notes opublikowało dwanaście filmów z testów, które przeprowadzili na serii „Expedition”. Ta firma nie przestanie mnie zaskakiwać…
Promocja obowiązywała na zakup z ich sklepu w USA, byłem więc przygotowany na to, że trochę będę musiał na nie poczekać. Kilka godzin po złożeniu zamówienia dostałem maila (screenshot z niego jest powyżej) z informacją, że moja paczka została wysłana oraz że będę musiał czekać od dwóch do pięciu tygodni – za 50 lub 60 dolarów mogłem ten czas skrócić do kilku dni, ale biorąc pod uwagę, że wartość zamówienia wynosiła niecałe 10 dolarów, nie miało to żadnego sensu.
Najbliższy wyjazd dopiero za kilka miesięcy, ale zdam relację, jak już zacznę je używać zgodnie z planem (lub nie!). Na szczęście mam teraz trochę czasu, aby stać się geekiem na punkcie długopisów lub cienkopisów…
Komentarze: 2
Napisz co odkryłeś ciekawego w kategorii “długo i cienkopisów”. Mam tę samą wersję FN i testuje Stabilo – dużo tańsze od Sharpie.
Na razie mam romans z najtańszymi możliwie długopisami BIC – nie wiem dlaczego ale dobrze mi się nimi pisze. Kompletny brak logiki w tym. Kiedyś używałem też Pilota HiTec 5 czy jakoś tak się nazywał. Muszę go poszukać w sklepach.