Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu „Nie w narzędziu bowiem istota pisania…” <br />Scrivener na iOS

„Nie w narzędziu bowiem istota pisania…”
Scrivener na iOS

12
Dodane: 8 lat temu

Czy znajdzie się choć jeden człowiek piszący, który jeszcze nie opublikował notki o premierze Scrivenera na iOS?! Ze świecą szukać i się nie znajdzie. Już chyba wszyscy użytkownicy tego programu a) wyrazili swoje zadowolenie z pojawienia się wersji mobilnej, b) opisali, jak z niego korzystają i jak radzą, by z niego korzystać, c) przedstawili „kiler ficzery” mobilnego Scrivenera, które sprawią, że nigdy, przenigdy nie sięgniecie po inny edytor tekstu1. Czas więc na mnie. Długo oczekiwana premiera nastąpiła 20 lipca, mamy sierpień, program miał więc szansę się „uleżeć”, charakterystyczna ikona z literą „S” przypominająca chiński symbol jin-jang opatrzyła się na ekranach wszystkich moich urządzeń mobilnych, mogę zatem pozwolić sobie na kilka słów. Tylko o czym tych kilka słów, skoro już wszystko podobno zostało powiedziane?

cover_scrivener-hero

Nie zajmę się punktem b, bo tak naprawdę z mobilnego Scrivenera jeszcze w pełni nie skorzystałam (podkreślam „w pełni”). Nie zajmę się też punktem c, bo, zaprawdę, nie wiem, jakie te kiler ficzery są. Dość arogancko uważam bowiem, że po prostu cały Scrivener to taki kiler program. W pewnym sensie zaś punkt a wypełnia cały ten tekst, bo – zaiste – jestem zachwycona wersją mobilną tego programu do tego stopnia, że przeprowadziłam w domu wykopaliska archeologiczne, odkopałam iPada 3, na nim zainstalowałam Scrivenera i… okazało się, że to jedyna aplikacja, który mnie potrafi skłonić do korzystania z tabletu2.

Ten tekst poświęcam innemu tematowi. Przedstawię na kilku przykładach, jak technologia ułatwia mi pisanie, a jednocześnie wypełnia te same potrzeby warsztatowe, które zaspokajałam w analogowy sposób.

Ponieważ piszę od zawsze, zaliczyłam wiele różnych edytorów tekstu, począwszy od kartonu A3, kleju, nożyczek – na nim edytowałam pierwsze większe formy, planując strukturę tekstu – przez kombinację folderów i ich nazw ze skomplikowaną strukturą dokumentów MS Worda, przez minimalistyczne edytory w stylu Omm Writer (cudowny, naprawdę przepiękny, polecam wypróbować), świetny i funkcjonalny webowy Draftin (w którym piszę ten tekst i także gorąco polecam) i wreszcie Scrivener, który – i tu zdradzę pointę tekstu – okazał się dokładnie tym samym, co karton, nożyczki i klej, tylko nieco upgrade’owanym.

Skoro pointa już zdradzona, to zostało ją tylko uzasadnić. Do tego potrzebuję opowiedzieć co nieco o pewnych elementach warsztatu pisarskiego, które zastosowano w Scrivenerze, w rewelacyjny sposób tworząc jedyne w swoim rodzaju środowisko pisarskie. Czy muszę dodać, że przeniesienie na iOS podniosło jego wartość?

Research

001scrivener-hero

Kiedyś, gdy jeszcze pracowałam jako historyk, robiłam kwerendę. Teraz robię już tylko research. Tak czy inaczej, za cokolwiek się zabieram, zaczynam od poszukiwań. Czynię to w internecie – przeglądam rezultaty wyszukiwania, czasem zapisując link do samego zapytania, sprawdzam zasoby repozytoriów muzeów wirtualnych i bibliotek, czytam dostępne książki online, przeszukuję otchłanie mojego Evernote’a (w którym, jak już wiecie, jest wszystko). Gromadzę i analizuję, robię notatki, zachowuję na później lub wyrzucam. Miałam do takich rzeczy specjalne fiszki (dla niezorientowanych: niewielkie kartki, na których notowałam źródło informacji, np. książka jakaś tam, i cytat, niekiedy od razu z interpretacją), które składałam w specjalnym różowym pudełku w białe kropki. Później te fiszki robiłam sobie w postaci wypisków z książek w dokumentach Worda. Zdjęcia z książek skanowałam i w dokumencie dawałam odnośnik do nazwy obrazka.

Teraz sytuacja wygląda tak, że wszystko wrzucam do worka, który się nazywa Scrivener. Pliki w .pdf, obrazki, pliki audio i nawet video, a wreszcie całe strony internetowe (!!!) wrzucam do specjalnego miejsca, które się nazywa „Research” w konkretnym projekcie. Na iPadzie Pro, który wspiera split screen, wygląda to jeszcze lepiej niż na starawej „trójce” – elementy z researchu można wyświetlić obok tekstu i w ten sposób je dopasowywać, dzieląc między rozdziały czy inne cząstki dokumentu. Na laptopie to fajna praca – poważnie, fajna – ale na iPadzie jest to po prostu super. Robiąc „drag and drop”, czuję się jak kiedyś, gdy z pudełeczka „fiszki do przejrzenia” przekładałam karteczkę do pudełeczka „fiszki do wykorzystania”. Technologia niby taka do przodu, a oddaje moje niegdysiejsze zachowanie, a – co więcej – wprowadza mnie w zachwyt!

I tak, zgadza się: jeśli fakt trzymania efektów researchu w Scrivenerze nie zgadza się Wam z tym, że w Evernote trzymam wszystko, to co z tego? Do Scrivenera trafiają często rezultaty tego, co dzięki Evernote’owi przefiltrowałam. Tam jest wszystko, tu – tylko to, co dotyczy bezpośrednio projektu.

Tablica korkowa

003scrivener-hero

To dzięki mobilnej wersji Scrivenera właśnie na niej zaczyna się teraz pracę nad tekstem. iPad – bo telefon jednak nie, nieco za mały i przez to niezbyt wygodny – pozwala na spokojne przygotowanie struktury tekstu, a uważam, że od tego właśnie powinno się zacząć pisanie czegokolwiek dłuższego niż 2000 słów (liczba dość przypadkowa i nieprzemyślana). Świetny widok „tablicy korkowej” to właśnie mój karton A3 z czasów, gdy tablic korkowych jeszcze nie kupowało się w Ikei (bo wtedy w Polsce nie było Ikei)3.

Po co struktura? Struktura tekstu jest jak mapa. Dzięki niej wiem, dokąd zmierzam i przez co po drodze zahaczę. Trzyma mnie na obranej drodze, a nawet jeśli pozwolę myślom z niej zboczyć, to zawsze wiem, jak na nią powrócić. W scrivenerowym widoku tablicy korkowej, na iPadzie, taką mapę się tworzy w spokoju, bez zakłóceń, bez multitaskingu, bez twitterka i fejsika w tle, i bez tak dalej, i bez tym podobnych. Trawestując slogan Michała Śliwińskiego , to „tylko iPad” i ja. I plan. Tylko my i nic innego. Dawniej taki karton rozkładałam na podłodze i układałam na nim kartki z hasłami, dopóki struktura nie nabrała sensu. Wtedy, za pomocą kleju mocowałam hasła na kartonie, a karton wieszałam na ścianie. Pisząc pracę magisterską, pracowałam w sposób hybrydowy na kartonie i jednocześnie w Wordzie, a także później, zaczynając doktorat. Dopiero dzięki Scrivenerowi odkryłam, że nie tylko ja tak robię, że to normalne i że „there’s an app for that”… Nie, wróć, ta aplikacja pojawiła się dwa tygodnie temu.

Jest kilka sposobów na przygotowanie struktury tekstu w Scrivenerze – tablica korkowa nie jest jedyna, ale w mojej opinii to najlepszy wizualnie sposób na ogarnięcie całości planowanej pracy.

Snapshot

002scrivener-hero

Niee, nie Snapchat! Snapshot, czyli, gdy praca wre i kawałek tekstu jest już gotowy, zapisuję go (a właściwie nie zapisuję, bo zarówno desktopowa, jak i mobilna wersja Scrivenera sama, co maksymalnie 2 sekundy, dokonuje autozapisu) i zakładam, że wrócę do niego jutro. Zamykam program, wyłączam urządzenie i następnego dnia wszystko po kolei włączam. Pierwsze zdziwienie: Scrivener otwiera się na dokładnie tym miejscu, na którym ostatnio zakończyłam w nim pracę – byłam w rozdziale IV w czwartym akapicie i tu jestem ponownie. Druga myśl: skoro wczoraj mi tak dobrze poszło, to edytując dzisiaj coś mogę spie…psuć. Tu pojawia się Snapshot. Robię „zdjęcie” tego, co mam, a Scrivener zapisuje to wszystko, co mam, jako wersję.
Później wersje mogę porównać, sprawdzić, gdzie naprawiłam, a gdzie nie.

To kolejna funkcjonalność, którą sama sobie musiałam zapewniać w analogowym świecie. Na przykład drukowałam i na wydruku wpisywałam „wersja fafdziesiąta, 6-07-2001”. Albo zapisywałam w folderze „wersje” kolejną wersję. Po jakimś czasie nie wiedziałam już, która wersja jest która, mimo skrupulatnego nazywania każdej z nich. Scrivener moje działanie nie tylko odtworzył, ale i ulepszył – każdy snapshot mogę skomentować i otwierając tę wersję do porównania po jakimś czasie, wiem, o co mi chodziło.

Karty

Nieważne, czy pisze się powieść fantastyczną, czy historyczną dysertację. W tekście pojawiają się ludzie, miejsca i im podobne. Przy dłuższej formie warto zrobić sobie ich karty, przypominające lekarską kartę informacyjną. Wyciąga się w odpowiednim momencie taką kartę z katalogu i, tadam!, była żona kuzyna głównego bohatera była blondynką, a nie szatynką – przynajmniej tak zaplanowałam rok temu, zaczynając pisanie. Pamięć ludzka jest ulotna, ale czytelnicy nie wybaczają takich błędów. Scrivener jest moją buerlecithiną, moim prywatnym anty-alzheimerem. Bo w obu wersjach każde wystąpienie postaci w tekście mogę błyskawicznie odnaleźć dzięki jej karcie.

Jak to robiłam przedtem? Kolorowe karteczki przyklejane na wydruku w miejscu, gdzie postać czy zdarzenie występuje, lub zaznaczanie w tekście w Wordzie miejsca kolorowym podkreśleniem. Tekst wygląda ohydnie, nie da się czytać w takiej formie, a karteczki odpadają. Scrivener zrobił tak, jak chciałabym, a nawet lepiej.

Mogę mnożyć przykłady tych funkcjonalności, które przed rozpoczęciem pracy w Scrivenerze wykorzystywałam analogowo lub za pomocą jakichś obejść czy tricków w innych edytorach w połączeniu z folderami, wydrukami i sprytnym systemem nazywania plików. Ale po co? Jeśli ktoś z Was jest zainteresowany podjęciem wyzwania, to wystarczy ściągnąć program na okres testów (wersja desktopowa) – pełne 30 dni, nie od daty uruchomienia liczone, ale faktycznego używania 30 dni powinno wystarczyć, by już wiedzieć. Wersja iOS jest dopełnieniem desktopu i, choć miałam wątpliwości, czy na pewno jej potrzebuję, bo przecież iPad to nie dla mnie, nie używam, nawet nie wiem, gdzie leży, a telefon (iPhone 5S) nie nadaje się do pisania, to nie wyobrażam sobie dalszej pracy nad większym tekstem bez tego ułatwienia, jakim jest mobilny Scrivener. Nie, to nie problemy pierwszego świata – wydaje mi się, że skoro dostaję tak dobre ułatwienie życia, to dlaczego mam z niego nie skorzystać? Takie coś, jak to, że aktualnie pisane zdanie zawsze znajduje się w środku ekranu. Taki drobiazg, a cieszy.

Korzystam zatem. Ponieważ to tak zwany program-kombajn – robi wszystko, tylko nie dzieci – ciągle się go uczę. Stąd zastrzeżenie, że mobilnej wersji ciągle nie poznałam w pełni. Raptem pozmieniałam strukturę czegoś, co zaczęłam już dawno temu pisać, a było dość bezkształtnym amebowym tworem, raptem na ławce w Łazienkach zmieniłam jedno słowo w starszej pracy, z którą „na pewno kiedyś coś zrobię”. Scrivener mobilny to wielki krok ludzkości i jeden mój krok ku celowi, czyli zaplanowanym zylionom słów, które – oby – ujrzały kiedyś światło dzienne. Żałuję tylko, że pisząc dwie moje poprzednie prace historyczne, nie miałam go do dyspozycji, ale przynajmniej wypracowałam swój warsztat pracy. Z organizacją pracy pisarskiej jest tak samo, jak z samochodami: powinno się uczyć jazdy i doskonalić ją na słabszych modelach, bez wspomagania kierownicy, by potem nie tylko poczuć ulgę, ale zdobyte doświadczenia wykorzystać odpowiednio w praktyce.

Scrivener nie jest dla każdego – nie każdy, kto pisze, będzie go potrzebował. Do pisania tekstów w ramach cyklu #smartkultura4 w iMagWeekly wykorzystuję nie ten program, ale lekki, webowy Draftin. Nie lubię bowiem strzelać do much z armaty. Nie każdy też ma takie nawyki jak ja, sięgające zamierzchłych czasów analogowych, edytorów takich jak ChiWriter czy początków Worda. Nie każdy potrzebuje móc jednym pociągnięciem myszki za url w przeglądarce zrzucić całą stronę do katalogu „research” albo eksportować cały, gotowy tekst do e-puba w trzy kliki (co można zrobić w Scrivenerze!). Są miłośnicy innych edytorów – jest wręcz frakcja „scrivenerowców” i frakcja „ulyssesowców” (choćby taki Wojtek…). Nie w narzędziu bowiem istota pisania, ale w tym, czy ma się coś do powiedzenia i czy umie się to napisać. Narzędzie ma być pomocą, a nie utrudnieniem – gdy zbyt skomplikowane, a nie kłopotem – bo zbyt drogie. Jak się ktoś zaprze, to napisze doktorat w Wordzie, jako i ja uczyniłam. Wiem jednak na pewno, że kolejną pracę o takim rozmachu zdecydowałabym się pisać w niczym innym, jak właśnie w Scrivenerze.

  1. Warto zajrzeć na twitterowy feed Scrivenera, gdzie zamieszczane są linki do wielu recenzji i tutoriali robionych przez użytkowników na całym świecie.
  2. Nawet Mahjonggowi to się nie udało…
  3. Na marginesie: tablica korkowa może wyglądać jak korkowa, ale jestem przeciwniczką skeumorfizmu – wolę czystą białą ścianę.
  4. No dobrze, wiem, nie ma w tym tygodniu „prawdziwej” smartkultury, ale. No właśnie, ale – zajęłam się poznawaniem Scrivenera. #Smartkultura będzie za tydzień, obiecuję.

Anna Gabryś

Byłam flecistką, wydawczynią, historyczką, muzealniczką. Jestem IT PM. Nie wiem, kim jeszcze zostanę. #piszęSobie #smartkultura #polszczyzna

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 12

jest mmm mój …sssskarb. Dziękuję za ten tekst – uwielbiam ten system pisania szczególnie za tablice – gdzie analogowo naklejałem karteczki – tu cyfrowo je sobie opisuję.

Opracowuję teraz dwie większe publikacje – jedna o historii fotografii druga o wyprawach na Sahare – Ulysses choć fajny nie ma tego co mi jest potrzebne – jest fajny do małych tekstów esejów ale nie do rozdziałów i podrozdziałów i bajerów …

Bardzo miło się Ciebie czyta – gdy wspomniałem Wojtkowi o premierze – powiedział ze będzie większy tekst – ale nie spodziewałem sie tak ładnego :)

fajnie jest tak słodzić jeśli herbata jest takiej jakości :) dziękuję

płonę :)

dziękuję!!! dobrego pisania, a o wyprawach na Saharę bym, oj, bym poczytała!

pisze się … są już dwa rozdziały … na zdjęciu moja ulubiona kawiarnia … i praca nad Historia

pisze się … są już dwa rozdziały … na zdjęciu moja ulubiona kawiarnia … i praca nad Historia fotografii

pisze się … są już dwa rozdziały … na zdjęciu moja ulubiona kawiarnia … i praca nad Historią fotografii prasowej (niedoceniana jest taka fotografia)