Land Rover Discovery Sport, Range Rover Evoque Coupé i Porsche Macan
Przez ostatnich kilka tygodni po rodzinnych wojażach samochodowych w poszukiwaniu fajnych miejsc do fotografowania dronem doszedłem do wniosku, że posiadanie zwykłej osobówki lub (o zgrozo!) samochodu sportowego, to samobójstwo przy próbach dojechania do tych miejsc, do których jeździliśmy. Teoretycznie najlepszym rozwiązaniem jest auto typu Audi A4 Allroad lub A6 Allroad – osobówka, ale z możliwością podniesienia w razie potrzeby. Problem w tym, że oba auta są przepaskudne wizualnie. Z drugiej strony za SUV-ami nie przepadam, podobnie jak za chlamydią, pryszczem na pupie bolącym podczas siadania czy smażonymi w głębokim oleju karaluchami. Postanowiłem zatem zobaczyć, co jest obecnie na rynku interesującego w kategorii małych terenówek – mniej lub bardziej obawiających się zjechania z asfaltu i zapuszczeniu w prawdziwie dziki teren.
Range Rover Evoque Coupé
To jedno z tych aut, które podobało mi się od pierwszego wejrzenia. Nigdy wcześniej nie jeździłem (za kierownicą) żadnego Range Rovera, postanowiłem więc zobaczyć, co w trawie piszczy (ale nie dosłownie, bo jazda próbna nie przewidywała zjechania z asfaltu). Zdecydowałem się na model z silnikiem benzynowym, napędem na cztery koła i automatyczną, 9-biegową skrzynią biegów.
Jakość wykonania wnętrza mnie zaskoczyła. Wszystko, łącznie z boczkami i deską rozdzielczą, jest pokryte skórą. Do kompletu oczywiście nie mogło zabrać pakietu „Black”, w którym są czarne 2” felgi, czarne napisy na nadwoziu, czarny dach oraz kilka innych elementów w tej barwie. Poziom nie dorównywał co prawda konstrukcjom niemieckim, ale było bardzo luksusowo. Pozycja za kierownicą również mi odpowiadała – stosunkowo nisko w porównaniu z innymi SUV-ami – a właściwości jezdne na asfalcie przewidywalne. Auto nie wychyla się specjalnie w zakrętach i prowadzi się porównywalnie do BMW X3. Zaletą dla mnie jest krótsze nadwozie oraz oczywiście tylko jedna para drzwi – nie mamy rodziny, format coupé w „terenowym” wydaniu to więc miły akcent. Silnik i skrzynia na pewno nie są najlepszym, co można spotkać w tej klasie, ale też nie mam im nic do zarzucenia – auto przyspiesza, dźwięk nie denerwuje, a skrzynia biegów nie szarpie. Niestety to auto ma jedną ogromną wadę – w konfiguracji, która mnie interesuje, kosztuje cennikowo 311 tysięcy złotych brutto. To dużo jak na tak małego zawadiakę.
Land Rover Discovery Sport
Z tym autem mam ciekawy związek, bo na początku, zaraz po jego debiucie, w ogóle mi się nie podobał wizualnie. Wystarczyło kilka miesięcy, aby przypadł mi do gustu, szczególnie w zwariowanych kolorach – życie jest zbyt krótkie, aby wybierać monochromatyczne wersje. Zbudowany na bazie Evoque’a jest dłuższy o 25 centymetrów, co skutkuje większą przestrzenią z tyłu i w bagażniku, a jednocześnie zapewnia podobne właściwości w terenie – oba są wyposażone w ten sam system Terrain Response, który automatycznie wykrywa nawierzchnię, po której się poruszamy i dostosowuje do niej napęd. Silnik i skrzynia? Również dokładnie takie same.
Pierwszą rzeczą, którą zauważyłem, to pozycja za kierownicą – jest zdecydowanie wyżej, za czym niestety nie przepadam, ale przyznam, że do wrażeń z jazdy za kierownicą autobusu czy ciężarówki trochę brakuje. Jest też głośniej – wyciszenie nie jest tak dobre, jak w Evoque’u. Nie ma też skóry na plastikach, a te są wyraźnie mniej estetyczne (czytaj: miejscami bardzo tanie). Wrażenia z samej jazdy po asfalcie są zbliżone, a nawet bardzo. Ani Discovery, ani Evoque sportowcami nie są, pomimo że ich nazwa lub wygląd to sugerują, ale prowadzą się zaskakująco dobrze. Spodziewałem się znacznie gorszych właściwości i, co ciekawe, znacznie lepiej wybierają nierówności niż na przykład BMW X3. Plusem obu są oczywiście (ograniczone) możliwości terenowe – nie mają reduktorów i daleko im do prawdziwych terenówek, ale nad jezioro na piknik1 powinny dotrzeć. W góry, po dziurawej, brukowanej drodze, z możliwością zaparkowania na polu rolnika, również. Gdybym jechał osobówką, to bym zawrócił, a gdybym zawrócił, to nie zrobiłbym poniższego zdjęcia.
Widok ze Srebrnej Góry podczas zachodu słońca. Panorama złożona z 8 zdjęć.
Cena za tę przyjemność zaczyna się znacznie niżej niż w przypadku Evoque’a, bo od 186 tysięcy złotych, a za wersję z bajerami i pakietem „Black” na dużych 20″ kołach trzeba przygotować około 260 tysięcy. Lepiej, ale nadal dużo.
Porsche Macan
Macan to prawdopodobnie najładniejszy mały SUV, dostępny na rynku. Można wybrać pośród szerokiej gamy silników od 2.0T, przez diesla, do 400-konnego V6. To też (prawdopodobnie) najlepiej prowadzący się samochód tej klasy po asfalcie, a jeśli wierzyć Porsche, to w terenie też radzi sobie nie najgorzej (po dołożeniu opcjonalnego pneumatycznego zawieszenie). Ma oczywiście napęd na cztery koła i listę opcji dłuższą niż wiązanka puszczona przez żula pod monopolowym, który rozlał swojego ostatniego winiaka. Cena też zaskakuje – zaczyna się od 226 tysięcy złotych. Za Porsche zbudowane na bazie Audi Q5. Ale jednak Porsche.
Muszę przyznać, że pomimo mojej nienawiści do tego typu samochodów, dla takiej osoby jak ja, która często oczekuje uniwersalności w podróży, brak problemów z pokonaniem przeszkód w postaci krawężników, dziur czy nieutwardzonych dróg, to Porsche najbardziej do mnie przemawia. Stworzone przede wszystkim na asfalt, pozwala również zjechać z niego, chociażby na wspomniany piknik2. Ponadto wersja 2.0T kosztuje bardzo rozsądne pieniądze, szczególnie biorąc pod uwagę, że można ją bardzo bogato wyposażyć. Najważniejsze jest jednak wykonanie wnętrza oraz pozycja za kierownicą – w Macanie wyraźnie czuć jego dziedzictwo – jest nisko, luksusowo wręcz, a jakość wykonania nie ma sobie równych. Na życzenie absolutnie wszystko można pokryć skórą, nawet listki od kratek wentylacyjnych. Dwusprzęgłowa skrzynia biegów jest oczywiście wzorowa, a największą zaletą całej konstrukcji jest możliwość zamówienia pneumatycznego zawieszenia, które umożliwia obniżanie i podnoszenie samochodu w trakcie jazdy, zależnie od potrzeb.
Cena za taką zabawkę wyposażoną we wspomniane zawieszenie, 20″ felgi, sportowy wydech, lepszą klimatyzację, w pełni elektryczne sportowe i podgrzewane fotele, CarPlay i multum innych opcji wynosi niecałe 280 tysięcy złotych. To 30K taniej niż mniejszy Evoque i tylko nieznacznie drożej niż Discovery Sport.
Rozum podpowiada jednak Land Rovera, rozsądek Porsche, a serce…
No cóż… chrzanić pikniki i zdjęcia z drona.
Komentarze: 2
Zdziwiłem się, że Macan jest tak tani. :) To by tłumaczyło ich popularność. Zamawiaj!
A mnie że LR i RR tak drogie! 😉