Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Mój jedyny nauczyciel z powołania

Mój jedyny nauczyciel z powołania

0
Dodane: 8 lat temu

Dzisiaj jest dzień, w którym część z Was – przepraszam, nie znam Waszego wieku ani nie wiem, czy jeszcze chodzicie do szkoły – rano wsiadła w autobus, tramwaj, na rower lub w samochód, aby dotrzeć na pierwszy dzień nowego roku szkolnego. Zauważyłem ten fakt z tylko z dwóch powodów – dzisiaj rano korki na mieście były większe niż zwykle oraz na Twitterze śledzę pewnego nauczyciela, który czyta iMag Weekly.

Nie znamy się osobiście, a „jedynie” z Twittera, z podziwem jednak śledzę mojego imiennika, urodzonego prawdopodobnie w tym samym roku co ja, który czasami przeraźliwie pozytywnie mnie zaskakuje.

Zaskakujące, że znają filmy z 1985 roku, ale to nie oni są fajni – ile bym dał, żeby tak ciekawe tematy poruszali nauczyciele na moich lekcjach.

Wojtku – to oni mają zajebistego nauczyciela.


W swojej szkolnej historii miałem jednak jednego nauczyciela, który zdawał się urodzonym showmanem zakochanym w geografii. Shropshire. Tak miał na nazwisko. Na imię? Mister zapewne. To prawdziwe wyleciało mi już dawno z głowy. Oprócz tego wszystkiego miał dar przewidywania katastrof, a przez te cztery lata, gdy mnie nauczał ciekawostek ze świata, doliczyliśmy się trzech – każda jego lekcja na dany temat odbyła się średnio kilka tygodni przed tragicznymi wydarzeniami. Teraz, jak patrzę na tematykę, którą dobierał po tych trzech sytuacjach, to przestał poruszać takie tematy – być może dotknęło go to bardziej niż sobie wtedy, jako dzieci, wyobrażaliśmy.

LSD

Do dzisiaj nie zapomnę, jak weszliśmy do sali – dwudziestoosobowa grupa prawdopodobnie trzynastolatków1 – i na tablicy zobaczyliśmy ogromny napis…

LSD chalkboard

Jak możecie się spodziewać, minęło dobrych kilka minut, zanim udało mu się nas uspokoić – zainteresowanie wszystkich bez wyjątku było przeogromne. Po chwili dowiedzieliśmy się, że chodzi o zjawisko zwanym „Longshore Drift”, w którym morskie prądy i fale ciągle przenoszą osady wzdłuż wybrzeża w konkretnym kierunku. Jestem absolutnie przekonany, że nie pamiętałbym absolutnie nic na ten temat, gdyby nie Mr Shropshire, który potrafił zainteresować swoich uczniów nawet najnudniejszym tematem.

Trzęsienia ziemi

Cairo-Earthquake-hero

Mr Shropshire miał też zdolność opowiadania długo i ciekawie na najdziwniejsze tematy. Do dzisiaj pamiętam, jak wspominał o tym, że w dzisiejszych czasach – chodzi o lata dziewięćdziesiąte – budynki są projektowane i budowane tak, aby wytrzymać między innymi trzęsienia ziemi. Cała lekcja była poświęcona temu zagadnieniu i podchodził do niego z najprzeróżniejszych stron – od ruchów płyt tektonicznych po wspomniane metody stawiania budynków. Jako przykład miasta, które jest zupełnie nieprzygotowane na ewentualną katastrofę tego typu, podał Kair. Mniej więcej dwa tygodnie później, 12 października 1992 roku, nieopodal Dahshuru, 35 kilometrów od stolicy Egiptu, zarejestrowano trzęsienie ziemi o sile 5,8 w skali Richtera. Spowodowało śmierć 545 osób i raniło ponad sześć tysięcy kolejnych mieszkańców, a 50 tysięcy osób zostało bez dachu nad głową. Na następnej lekcji pokazywał nam zdjęcia z Kairu oraz tłumaczył na ich przykładzie, dlaczego taki budynek „złożył” się tak, a inny inaczej. Pamiętam, że niespecjalnie przejąłem się samymi mieszkańcami – z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że dzieci potrafią być wyjątkowo odporne na odpychanie myśli, których ogromu nie do końca pojmują – ale byłem absolutnie zafascynowany tym architektonicznym podejściem do tematu.

Lotniska

Sunset-beach-hero

Przed wakacjami, czyli w roku szkolnym przed trzęsieniem ziemi w Kairze, Mr Shropshire opowiadał nam o lotniskach, urządzeniach nawigacyjnych montowanych w samolotach oraz o tym, jak działa autopilot. Pokazywał też przykłady wyjątkowych lotnisk na świecie, o ekstremalnie trudnych podejściach. Jednym z przykładów było lotnisko Schiphol w Amsterdamie, które leży trzy, cztery metry poniżej poziomu morza (a jeden z pasów startowych aż siedem metrów). Do dzisiaj pamiętam, jak wypowiadał się na ten temat – wspominał, że to nie jest dobry pomysł i wcześniej czy później któryś pilot zapomni o tym drobnym fakcie z takiego, czy innego powodu. Jak już wróciliśmy z wakacji, to na pierwszej lekcji przedstawił nam to wydarzenie szczegółowo – katastrofa transportowego Boeinga 747 zdarzyła się 4 października 1992 roku, w której wyniku zginęły 43 osoby.


Wiem, że przed wspomnianymi dwiema katastrofami była jeszcze trzecia, ale nie mogę sobie kompletnie przypomnieć, czego dotyczyła. W każdym razie Mr Shropshire, pomijając jego przewidywania, potrafił wokół nudnej jak flaki z olejem geografii, stworzyć ciekawą otoczkę i zawsze znalazł coś, czym potrafił swoich uczniów zainteresować. To dzięki niemu pamiętam tak wiele z tego przedmiotu dzisiaj, bo mój kolejny nauczyciel, już w Polsce, potrafił w mojej pamięci wyryć jedynie jedną sytuację. Otóż uczyliśmy się wtedy topografii – był to prawdopodobnie 1996 rok – i odczytywania najprzeróżniejszych map zawierających symbole, których dzisiaj już nie pamiętam. Miał w zwyczaju na początku każdej lekcji wywoływać kilka osób do tablicy i zadawać pytania na ocenę. Na szczęście nie padło na mnie, bo prawdopodobnie dostałbym „pałę”. Wywołany kolega w każdym razie dobrze sobie radził – opowiadał o ukształtowaniu terenu wokół jakiegoś włoskiego jeziora oraz o różnych innych rzeczach, których dzisiaj nie potrafiłbym wydedukować z mapy. W pewnym momencie nauczyciel zapytał, czy ma jeszcze coś do dodania, a on bez zastanowienia wypalił, że w tym miejscu rosną takie i owakie drzewa, opisał krzewy i wyściółkę lasu oraz dokładnie opisał brzeg jeziora, wraz z kolorem piasku na jednej z plaż. Nauczyciel – niestety, nie pamiętam już dzisiaj jego nazwiska – otworzył oczy szeroko ze zdumienia i zapytał, jak wyciągnął aż tyle informacji z tej mapy. Kolega odpowiedział…

Byłem tam w tym roku na wakacjach.

Reakcja nauczyciela?

„Pała! Siadaj!”

Dziękuję.

  1. To chyba był 1992 rok, o którym teraz wspominam, ale ciężko mi to ustalić w 100%.

Wojtek Pietrusiewicz

Wydawca, fotograf, podróżnik, podcaster – niekoniecznie w tej kolejności. Lubię espresso, mechaniczne zegarki, mechaniczne klawiatury i zwinne samochody.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .