Zielona Irlandia
Pisząc te słowa, siedzę w jadalni wynajętego domu na wsi, popijam herbatę z mlekiem. Jak się dobrze wychylę, to przez okno zobaczę klify, a za nimi bezmiar oceanu.
Ale dlaczego jedziecie?
Powodów do wyjazdu było kilka. Przede wszystkim, bo mogę. Jak już wiecie, zarówno ja, jak i Angelika, jesteśmy freelancerami. Nasze dzieci jeszcze nie osiągnęły wieku szkolnego, był to więc ostatni gwizdek na podjęcie takiej decyzji.
Drugim powodem są same dzieci. Amon ma 4 lata, Matylda – 3 lata. Oznacza to, że od najmłodszych lat będą się uczyć języka angielskiego z odpowiednim akcentem. Tak, nie przeszkadza mi to, że będą gorzej mówić po polsku niż po angielsku. To tym drugim językiem trafią do szerszej publiczności, jeżeli kiedykolwiek by chcieli prowadzić bloga, vloga czy po prostu twitchować.
Listopad, jedziemy…
Początkowo mieliśmy jechać do Wielkiej Brytanii. Dokładnie w okolice Newcastle Upon Tyne. Niestety, nastąpił Brexit i nas odstraszył. Jako że Irlandia jest drugim anglojęzycznym krajem w Europie i tym, który nie ma w planach opuszczenia Unii, zdecydowaliśmy się, że tam jedziemy.
Pierwsze miesiące od decyzji, do którego kraju jedziemy, to było najzwyklejsze grzebanie w internecie. Jako że niespecjalnie mamy tu znajomych, a lokalny rynek pracy nas nie interesuje (jeden z plusów bycia freelancerem), mogliśmy wybrać dowolne miejsce do osiedlenia.
Szybkie googlanie i znaleźliśmy stronę z ofertami najmu (daft.ie). Teraz już tylko wpisać warunki: minimum 2 sypialnie, sortuj od najtańszych i po chwili wiedzieliśmy, jakie ceny są w którym regionie. Wybraliśmy Clare. Jest jednym z tańszych regionów, a przy tym bardzo malowniczym. Drugi plus tego regionu to lotnisko Shannon, na które samoloty latają i z Wrocławia, i Krakowa.
Miesiąc do wyjazdu
Na miesiąc przed wyjazdem zarezerwowaliśmy bilety. Kupiliśmy je przez Skyscanner. Udało nam się trafić w okienko, kiedy były wyjątkowo tanie.
Bilety już mamy, termin wylotu ustalony. Został jeszcze nocleg na pierwszy tydzień, może dwa. Jak zapewne wiecie, stron, na których można znaleźć różne oferty noclegu, jest wiele: TripAdvisor, Booking.com, Airbnb i samo googlanie za prywatnymi kwaterami.
Zdecydowaliśmy się na jedną ofertę z Airbnb w mieście Kilrush. Samo miasto jest oddalone od lotniska o 70 km, ale możliwe jest dotarcie do niego busem sieci Bus Éireann lub lotniskową taksówką. Tak na marginesie, to właśnie na Airbnb znaleźliśmy dużo tańsze propozycje noclegu, a przy tym oferujące dokładnie te same opcje, co inne.
Dwa tygodnie przed
Pozbywanie się wszystkich rzeczy zaczęło się tak naprawdę dwa tygodnie przed wyjazdem. Wcześniej tylko przejrzeliśmy ubranka dzieci i rozdaliśmy to, co już było na nie za małe.
Jedną z najtrudniejszych do sprzedania dla nas rzeczy był samochód. Mój ukochany Jeep. Przeciągałem sprawę tak długo, jak mogłem. Niestety, tutaj na niewiele by się zdał. Z bólem serca wrzuciłem go na facebookową grupę fanów marki i sprzedał się w godzinę. Tak, po godzinie miałem w ręce pieniądze i podpisaną umowę kupna-sprzedaży.
Z dużych rzeczy została jeszcze pralka, lodówka i meble. Tu znowu w ruch poszła grupa sprzedażowa na Facebooku. Praktycznie w każdym mieście znajdziecie taką „Sprzedam, kupię, zamienię – tu wpisz nazwę miasta”. Zasady takich grup są różne i tu należy uważać. Na niektórych występuje ograniczenie dotyczące liczby postów i wytyczne, co do tego, co musi się znaleźć w ich treści. Na co bardziej januszowych znajdują się też wymogi lajkowania kilku innych profili. Nasze rzeczy na sprzedaż umieściliśmy też na olx i gumtree, ale to właśnie na facebookowej grupie był największy odzew.
Wiadomo, nie obyło się też bez problemów. Pytania typu „a za ile”, „a czy jeszcze dostępne” trafiały do nas co pięć minut. Na koniec dnia i tak najlepszy był pewien pan, który się mnie spytał, czy sprzedam trzyletnią pralkę za 50 złotych. Tak, trzeba mieć anielską cierpliwość do tego wszystkiego.
W niedzielę wszystko, co nam zostało, a nie miało jakiejś specjalnej wartości (talerze, kubki, garnki, stare biurka), rozdawaliśmy za przysłowiową złotówkę. To, co nie znalazło właściciela, niestety znalazło się na śmietniku. Przyznam szczerze, że nigdy nie byłem świadom tego, ile mam rzeczy, dopóki nie musiałem tego wszystkiego wynieść na śmietnik.
Ostatecznie cały nasz dobytek, który trafił z nami do Irlandii to plecak, większa torba, torba na laptop, wózek (te rzeczy poleciały z nami od razu) i siedem kartonów. Kartony trafiły do moich rodziców i czekają na oddzielny transport.
Podróż
Właściwą podróż do Irlandii rozpoczęliśmy o 6:30 w poniedziałek 12 września. Najpierw tramwaj z Bytomia do Katowic. Śniadanie na dworcu. Następnie pociąg InterCity do Wrocławia. Tam już tylko autobus i byliśmy na lotnisku. Cztery godziny podróży za nami, jeszcze tylko pięć kolejnych i będziemy na miejscu.
Całość bagażu mieliśmy tak przygotowaną, by wszystko zmieściło się do podręcznego, jedynie wózek musiał trafić do luku bagażowego. Dzięki temu odprawa przeszła bardzo szybko. Co przy dwójce dzieci jest dość ważne.
Lot trwał 2 godz. 50 min. Wrocław pożegnał nas pięknym słońcem, Irlandia za to przywitała nas lekkim deszczem. Lotnisko jest małe, ogarnięcie się na nim nie stanowiło więc problemu. Szybko odnaleźliśmy przystanek busów.
Niestety, do samego Kilrush nie ma bezpośredniego połączenia, jechaliśmy więc z przesiadką w Ennis. W przeciwieństwie do Polski tutaj dzieci mają darmowe bilety do piątego roku życia. Czyli do obowiązku szkolnego. O godzinie 19:30 lokalnego czasu trafiliśmy pod drzwi domu, w którym mieliśmy opłacony nocleg. Zostało nam jeszcze trochę energii na krótki spacer po mieście.
Na miejscu
Właściwie to dopiero na miejscu, we wtorek, zaczęło się faktyczne szukanie czegoś do wynajęcia. Jeszcze w Polsce, na dwa tygodnie przed odlotem, znaleźliśmy kilka interesujących nas ofert na wspomnianej stronie daft.ie. Mailowo skontaktowaliśmy się z wystawiającymi oferty, informując o chęci zobaczenia domu lub mieszkania po 12 września i naszej sytuacji.
W Irlandii panuje system referencji i trzeba bacznie uważać, czy takie są wymagane przy wynajmie. Część z najmujących zezwala na referencje z Polski.
Pierwszy telefon, jaki wykonaliśmy był w sprawie pewnego mieszkania w samym Kilrush. Idealnie usytuowane blisko centrum miasta z widokiem na przystań i zatokę. Niestety, było już na etapie finalizowania umowy. W lokalnym sklepie, na tablicy informacyjnej, znaleźliśmy jeszcze dwie oferty.
Tu znowu nic. Oba numery nieczynne, czyli pewnie już wynajęte. To by było na tyle, jeżeli chodzi o Kilrush. Czas zacząć szukać dalej. Jak już wspominałem, jeszcze w Polsce kontaktowaliśmy się z kilkoma osobami. Wybraliśmy na pierwszy strzał tę ofertę, w której kontakt przyjął najluźniejszą formę.
Jeden telefon, właściciele poinformowali nas, że przyjadą po nas do Kilrush i zawiozą na miejsce. Na wycieczkę wybrała się Angelika, mówi wyraźniej niż ja po angielsku. Dwie godziny siedzenia w napięciu i czekania na jakiekolwiek info i w końcu wróciła. Dom podobno fajny, z dużym ogródkiem i blisko klifów. Chcą jeszcze mnie poznać i dadzą znać, czy to my jesteśmy tymi wybranymi.
Kolejne siedzenie i czekanie na telefon, SMS-a, jakąkolwiek informację. Nagle przychodzi SMS, że wynajmą nam ten dom na sześć miesięcy i jak po tym okresie będzie OK, to na dłużej.
Tak oto w ciągu trochę ponad 24 godzin w Irlandii znaleźliśmy miejsce do mieszkania przez najbliższe sześć miesięcy.
Teraz zostało nam jeszcze ogarnąć internet i jakiś środek transportu. Niestety najbliższe miasto, a zarazem sklep są w odległości sześciu kilometrów. O dziwo, dzieci do szkoły mają tylko 15-minutowy spacerek.
Sama Irlandia jest przepiękna, a pogoda tak szalona, jak to opisują, ale dla tych widoków, jakie tu są, warto trochę pocierpieć. Przynajmniej podobno nie ma śniegu.
Komentarze: 5
Tym mnie zaskoczyłeś. W głowie kończyłem “…jeżeli kiedykolwiek by chcieli szukać szkoły/pracy”. 🙂
Świetny wpis, mega wyprawa! Podziwiam odwagę! No i emocje musicie mieć ogromne! Czekam na ciąg dalszy i liczę na serię „z życia codziennego” w Clare. Oraz reakcje dzieci na to wszystko!
W Irlandi dzieci urodzone do czerwca mogą zacząć szkołę w wieku 4 lat a urodzone w 2 połowie roku 5 lat. W szkole będą miały dwa języki: angielski i irlandzki :)
Internet stacionarny: Eir, Vodafone, Virgin – ale szybkość zależy od rejonu zamieszkania.
Internet mobile: Three – 20 euro unlimited (Tesco Mobile 15 euro – 10 GB)
Pomyślcie o podjęciu jakiejś pracy i wyrobieniu numerów PPS: http://www.citizensinformation.ie/en/social_welfare/irish_social_welfare_system/personal_public_service_number.html
Ważna rzecz w Irlandii to składki PRSI i ubezpieczenie – to na wypadek choroby i opłat za lekarza i szpital.
Transport – jeżeli chodzi o samochód to tutaj działa inny system ubezpieczeń. Ubezpieczenie jest na kierowcę i samochód. Tylko on może kierować.
A jeżeli chodzi o Co. Clare to jeden z najpiękniejszych zakątków Irlandii.
A nie jest tak, że mając działalność gosp. w Polsce i płacąc tutaj składki, mają też tam ubezpieczenie?
Tak czy siak, zakładamy działalność tu w Irlandii :) lada tydzień. Działalność w PL mogę zamknąć przez internet, yay XXI wiek.
Fajny tekst. Totalnie inne okoliczności wyjazdu do Irlandii niż moje.
Będę musiał do Was wpaść, gdy za rok wrócę do Irlandii. A Was zapraszam do Dublina :)