Czy jest 7?
Przechodziłem przez wiele, by kupić nowego iPhone’a. Związałem się na dwa lata z operatorem. Wyjeżdżałem z kraju, by stać w kolejce przez całą noc. Raz prawie nas pobili. Kto by się spodziewał, że największa przygoda spotka mnie w tym roku, kiedy to po latach chciałem kupić smartfona w Polsce.
Zarówno niemiecką, jak i polską premierę telefonu spędziłem w Ameryce Południowej, gdzie dorwanie nowego iPhone’a jest praktycznie niemożliwe. Dlatego pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem po wylądowaniu w Europie, było przejście przez odprawę paszportową. Ale zaraz potem niczym oszalały zacząłem biegać po lotnisku we Frankfurcie, szukając iPhone’a 7. Jak łatwo się domyślić, nigdzie go nie było. Można tam kupić nowe BMW, Boosted Board, pokłady alkoholu i – jeśli dobrze zrozumiałem pewnego sprzedawcę – małe mieszkanie w Dubaju. Spasowałem. Tuż przed wejściem do samolotu sprawdziłem dostępność „siódemki” w Warszawie. Jest! Jedna sztuka. Do boju.
Na warszawskim lotnisku pojawiłem się około północy. Co prawda nie pojechałem prosto pod galerię, żeby stanąć w kolejce po telefon. Ale może to i lepiej. Rano okazało się, że do Polski przyjechała spora dostawa iPhone’ów. Kupienie go powinno być pestką. Prawda? Prawda? No, niezupełnie.
Ruszenie się z domu zajęło mi trochę, ale o 14:12 pod blokiem czekał Uber. Przejazd powinien zająć kwadrans, zakup telefonu jakieś trzy minuty, powrót kolejny kwadrans. Dlatego przed opuszczeniem mieszkania nastawiłem pranie, akurat będzie do powieszenia, jak wrócę. Po drodze zgarniam kumpla i razem jedziemy do salonu.
Pewnym krokiem wchodzę do sklepu. Mój obecny telefon w jednej kieszeni, moje obecne pieniądze w drugiej. Podchodzę do stołu z „siódemkami” i przyglądam się nowym czarnym kolorom. Po krótkiej chwili dochodzę do wniosku, że Jet Black, który mnie oczarował, na żywo robi dużo mniejsze wrażenie i decyduję się na matowy.
– Czy jest?
– Nie.
Otwieram oczy ze zdziwienia tak bardzo, że gałki wypadają, odbijają się od szkieł moich okularów, spadają na podłogę i rozpryskują się tak bardzo, że turkusowe buty nabierają ciemnoturkusowego koloru. Przecież strona mówiła, że jest. Miał być.
– A czy może pan sprawdzić dostępność w innych salonach?
– Jest na stronie.
– Ale na stronie jest napisane, że Wy macie. A nie macie.
– W takim razie moja odpowiedź brzmi: nie.
Wyciągam mój obecny telefon i sprawdzam „dostępność” na stronie. Tramwaj dowozi mnie do drugiego salonu na liście. Wdrapuję się na trzecie piętro galerii handlowej, mijam dwie osoby, które rozpakowują swoje iPhone’y 7. Przechodząc przez próg sklepu, widzę, że na ladzie stoją kolejne dwa telefony. Jest nadzieja!
– Dzień dobry. Dostanę czarnego iPhone’a 7?
– Proszę dać mi chwilę, zaraz sprawdzę.
Oczami wyobraźni rozpakowuję pudełko jak youtuberzy w swoich unboxingach. Wyciągam telefon, włączam go, synchronizuję z iCloud, wkurzam się na brak Jacka, pięknie. Z fascynacji wybija mnie sprzedawca.
– Niestety, nie mamy.
W głowie słyszę dźwięk rozbijanego szkła symbolizującego moją nadzieję. Ponownie wyciągam telefon. Tym razem już nie sprawdzam dostępności w salonach. Przez kombinację różnych serwisów, znajomych i infolinii wyciągam numery do poszczególnych punktów w Warszawie. Pytanie jest jedno. Jak się okazuje, odpowiedź również się nie zmienia. Spoglądam ze smutkiem na moje obecne pieniądze w drugiej kieszeni. Nikt ich nie chce. Przykro mi się robi. Bo to dobre pieniądze. Długo odkładane. Zapracowane. Wydaje mi się, że one mogły na ten dzień bardziej czekać niż ja. Z jakiegoś powodu przechodzę obok dworca.
Pociąg do stacji Łódź wjedzie na peron 3.
Kusi. Tam podobno są iPhone’y. A jak nie ma, to są pociągi do innych miast. Mogę pojechać do Katowic. Mogę pojechać do Bydgoszczy. Podobno w Szczecinie ktoś widział. Może gdzieś we Wrocławiu. Rozpędzona taksówka przejeżdża przez kałużę, oblewając mnie zimną wodą. Opamiętuję się. To tylko telefon. Czyżby?
Jest ostatni salon, do którego nie mogłem się dodzwonić. Ryzykujemy. Nie mamy nic do stracenia. Dojazd zajmuje nam około 30 minut. Jesteśmy na końcu miasta. Zasięg LTE tutaj nie dochodzi. Nikt nawet nie budował dróg, mamy tylko lekko uklepane ścieżki na polu. Kolejna galeria. Dziwnie się czuję, skacząc tak po tych miejscach. Mam wrażenie, że ktoś zaraz zacznie mi oferować jeansy. Nie, to tylko ulotka nowo otwartego sklepu. Święcące jabłko wyznacza mi drogę. Przechodzę przez drzwi. Pozbawiony nadziei pytam:
– Zastałem iPhone’a 7?
– Kolor?
– Czarny.
– Pojemność?
– 128 GB.
– Tak.
Nie wierzę w to, co się dzieje. Po chwili sprzedawca zjawia się z moim iPhone’em w ręce. Udało się! Płacę. Wychodzę. Szczęście.
Tę niesamowitą historię postanowiliśmy uczcić w lokalnym barze. Kilkoro znajomych chciało zobaczyć nowy telefon, była to więc doskonała okazja, żeby się spotkać. Po wszystkim zebrałem się i wróciłem do domu. Słuchawki na Lightning wpiąłem do telefonu, odpaliłem ulubioną playlistę i dziarsko ruszyłem w stronę swojego osiedla. Pod bramą zorientowałem się, że w barze zostawiłem torbę z H&M. W pewnym momencie ze złości kupiłem sobie skarpetki. W tej torbie było pudełko po telefonie i – z jakiegoś niewyjaśnionego powodu – moje klucze. Tak, te same klucze, którymi teraz powinienem otwierać drzwi.
@morid1n Niektórzy jeszcze nie śpią.
— Michał (@mikeyziel) September 30, 2016
Cóż. Przynajmniej mam iPhone’a 7. Po co komu mieszkanie, jak ma iPhone’a 7.
Sent from my iPhone before it got stolen by a homeless guy who then spit on me.
Historia oparta na faktach. Niektóre elementy zostały zmyślone. Niektóre nie. Klucze zostawiłem naprawdę.
Komentarze: 6
😂
A ja miałem nie kupować i zostać przy 6S. Nie wiem co mnie podkusiło, że zadzwoniłem do sklepu gdzie był ostatni czarny. Zamówiłem i kupiłem 😀
No i jak? Warto było? :)
Myślałem, że zapomnę, ale nie udało się:
Co do cholery stało się z praniem?
O fuck. Sprawdzę i dam Ci znać.
Czekam, bo nie daje mi to spokoju.