Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Ale, przepraszam, gdzie ja jestem?

Ale, przepraszam, gdzie ja jestem?

1
Dodane: 8 lat temu

– Będziesz spędzać 60% miesiąca pracy w delegacjach. Czy rozumiesz i zgadzasz się na to?
– Rozumiem. Zgadzam się.
– 60%. Słownie: sześćdziesiąt procent. Rozumiesz?
– Rozumiem. Sześćdziesiąt.
– Zgadzasz się?
– Zgadzam!

Ostatnie słowo prawie wykrzyknęłam i się obudziłam.


Rozejrzałam się wokoło. Ciemno. Na nocnym stoliku wibrowała opaska FitBit. „Aha, 6 rano” – pomyślałam. Za oknem? Strasznie dużo świateł. Zamknęłam oczy i otworzyłam ponownie. Nadal ciemno w pokoju i światła za oknem. Coś mi się nie zgadzało. Dopiero po chwili zdenerwowania dotarło do mnie, że jest 4 rano, śpię w hotelu na lotnisku Roissy–Charles-de-Gaulle pod Paryżem i muszę się zebrać na śniadanie, żeby zdążyć na poranny lot do Warszawy.

To mój typowy poranek – nie, że Paryż, nie, że poranny lot, tylko poranny brak świadomości, gdzie się dzisiaj budzę. Tego, niestety, nie da się w żaden sposób uniknąć – jedni ten problem mają, innym jest oszczędzony. Ten niepokój w pierwszych chwilach po obudzeniu, gdzie dzisiaj śpię i dlaczego znowu zaspałam. Innych problemów jednak można uniknąć i warto sobie pomóc, bo życie w podróży to wcale nie eleganckie business lounge na lotnisku i transfery limuzynami. To stres, zdenerwowanie i psychiczny jet lag.

Każdą podróż zaczynam od jej zorganizowania. Planuję wyjazd i przyjazd tak, by je zgrać z innymi zadaniami, by – jeśli tylko to możliwe – spać w domu, by nie zabierać rejestrowanego bagażu i tak dalej. Zaczynam więc od kalendarza.

walizka-dla-ani-2-hero

Świt dzisiaj, gdzieś nad Wielką Brytanią.

Kalendarz

Nie lubię podróżować w piątki, bo to najbardziej ruszający się dzień tygodnia. Loty od dawna wykupione, tłok, opóźnienia, zdenerwowanie. Nie lubię. Jeśli tylko to możliwe, podróżuję, szczególnie służbowo, od wtorku do czwartku. Pozwala mi to także sensownie zaplanować weekendy.

Gdy już mam opanowany kalendarz, sprawdzam pogodę.

Pogoda

To istotny dla mnie czynnik, bo zgodnie z tym, jaka jest prognoza, będę się pakować. Trudno jest meteorologom przewidzieć pogodę na więcej niż dzień, może dwa do przodu, ale – jak sobie wyobrażam – jeśli odkryję trendy, to może wpasuję się wybranymi ciuchami na moją podróż.

Dodaję zatem w telefonie do aplikacji systemowej „Weather” na iPhonie miasto, do którego się udaję i codziennie patrzę, jak wygląda prognoza długoterminowa i jak się sytuacja zmienia.

walizka-dla-ani-3-hero

Walizka

Jeśli wyjazd jest krótki, zabieram plecak lub małą walizkę kabinową. Na dłużej służy mi większa walizka, jeszcze większa albo i nawet największa. Z tą ostatnią na szczęście podróżowałam tylko raz – tam i z powrotem.

Na bagaż wpływ ma czasem cena jego przewozu, a najczęściej pogoda – zimą ciuchy są grubsze, większe, zajmują więcej miejsca i nie zawsze zmieszczę się do plecaka. A na dwa, trzy dni właśnie z nim lubię latać najbardziej. Albo jeździć, bo samochodem i pociągiem też się sporo przemieszczam.

Bilety, rezerwacje

Staram się mieć zawsze informacje dotyczące podróży w Evernote. Wiecie już, że to moje podręczne centrum zarządzania moim światem. Zamieszczam tam karty pokładowe, bilety kolejowe, dojazd do hotelu, numery rezerwacji. W dość dowolnym porządku, czasem to po prostu jedna notka gromadząca wszystko. Do tego jeszcze jest kalendarz. W dniu podróży wpisuję godzinę odjazdu/odlotu lub przyjazdu/przylotu, wraz z numerem miejsca, a w przypadku hotelu – adres, który do systemowego kalendarza w OS X ładuje mi się od razu z mapą. To samo robię z wszystkimi spotkaniami – mam dzięki temu historię na później, a na przyszłość nie denerwuję się, że o czymś zapomniałam i po jednym spotkaniu nie będę wiedziała, co robić dalej.


To są podstawy mojej organizacji podróży. Jest jeszcze parę drobiazgów, o których napiszę w kolejnych odcinkach „Kobiety w delegacji”. Tylko najpierw muszę sprawdzić, gdzie jestem i gdzie kończę pisać ten tekst.

PS Na dzisiejszy poranny lot z Londynu niemal się spóźniłam. Kierowca, który miał mnie odebrać z hotelu, czekał w innym hotelu. Sprawdził nazwę, nie sprawdził adresu. Na szczęście przytomny pan w recepcji zaproponował, że zadzwoni do drugiego hotelu, odległego o niecałe dwie mile, skąd ściągnął mój transport. To nie był koniec przygód, ale to już zupełnie inna historia… Szofer po spotkaniu ze mną o godzinie 5 rano (miał być 4:45) na pewno do końca życia zapamięta, że należy do notesu wpisać nie tylko nazwę hotelu, ale i adres. Patrz punkt „Bilety, rezerwacje”.

Anna Gabryś

Byłam flecistką, wydawczynią, historyczką, muzealniczką. Jestem IT PM. Nie wiem, kim jeszcze zostanę. #piszęSobie #smartkultura #polszczyzna

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 1