Wakacje
Osiem dni bez netu, bez laptopa. Oderwanie od codzienności, maili spływających od północy do północy (uroki współpracowników w USA i Azji). Niezawracanie sobie głowy terminami, datami i zobowiązaniami. Niemożliwe? A jednak od czasu do czasu decyduję się na wakacje, bo…
Po pierwsze mam autoresponder
Ustawiłam go dzień przed wyjazdem. Trochę zdejmuje ze mnie odpowiedzialność za wszystko, co się stanie pod moją nieobecność. Jest też informacją dla współpracowników. Zawsze zamieszczam w nim termin powrotu do pracy i jak można mnie inaczej złapać – w najpilniejszych sprawach – i do tego podaję numer telefonu komórkowego. Jeszcze nigdy się nie zawiodłam, jeszcze nigdy nikt nie skorzystał z tego numeru w błahej sprawie, choć raz zdarzyło mi się osobiście nadzorować zmiany w druku książki z plaży niedaleko La Rochelle we Francji. Słońce, Atlantyk, a na linii drukarz i zdenerwowany profesor, współautor. Nie, nie pytajcie o koszt tej rozmowy. Satysfakcja wiele wyrównuje, książka okazała się hitem na rynku podręczników akademickich.
Autoresponder to jednak mało. Na co najmniej tydzień przed urlopem zamieszczam w stopce maila (pod zwyczajną korpo-stopką) jego zapowiedź: OoO = Out of Office i daty od-do. Mało ludzi z tego korzysta, a szkoda. Zaskoczył kogoś z Was kiedyś urlop kontrahenta czy współpracownika, ale z dalej położonego pokoju? Na pewno tak. Nie czyńcie więc tego samego innym. Warto. Wszystkim nam będzie się lepiej pracowało.
Po drugie mam zastępstwo
Nie umiem zrozumieć, dlaczego niektórzy nie zostawiają zastępstwa na czas urlopu. Większość spraw nie zatrzymuje się tylko dlatego, że oto JA i moje wielkie EGO idziemy na urlop. Świat mknie dalej, a czasem okazuje się, że nawet szybciej w czasie urlopu niż normalnie. Kolejne prawo Murphy’ego: gdy nie ma mnie w pracy, wali się więcej, niż gdy jestem. Zastępca nie ogarnie wszystkiego, ale przynajmniej będzie się starał. Ostatnio, gdy zastępowałam kolegę, starałam się tak bardzo, że wychodziłam po godzinach. To jest jednak nasze wspólne dobro: ja zadbam o Twoje projekty, a ty wypoczywaj, bo gdy ja będę wypoczywać, ty lub ktoś inny, zadba o moje. Życie zawodowe jest prostsze dzięki takiej współpracy.
Po trzecie uporządkowałam sprawy bieżące
Ostatni dzień przed urlopem nigdy się nie kończy. Wybiegam wyobraźnią w przód, usiłując przewidzieć, co może się zdarzyć. Wszystkie „gdyby”, „może”, „jeśli” rozważam i wymyślam tak odjechane scenariusze, że Hitchcock, ba!, Tarantino by się nie powstydził. Porządkuję sprawy pod kątem tego, co niespodziewane, spisując listę możliwych reakcji.
Czasem, gdy ten dzień przychodzi, przeklinam chwilę, w której zdecydowałam się na wakacje…
Po czwarte nie znikam
Nie ma czegoś takiego jak zniknięcie w dzisiejszym świecie. Nie znika się, tylko po prostu brak zasięgu. Brak zasięgu to stres, bo brak wiadomości niekoniecznie oznacza dobre wiadomości. Nie unikam więc Wi-Fi i sprawdzania skrzynki służbowej na wakacjach, bo wiem dobrze, że jeśli przerwę sobie urlop na parę chwil, to poskutkuje mniejszym stresem po powrocie. Być może uda mi się zdusić w zarodku jakieś pożary?
Co do tego zdania są podzielone: wiele osób słysząc, że sprawdzam maile na urlopie, stuka się palcem po głowie. „Idiotka”. Nie kłócę się. Wiem, że oni mają rację, ale wiem też, że i ja ją mam.
Po piąte po powrocie…
…nie zaczynam od nadganiania maili (bo je czytałam, szach-mat) i wiem, co jest do zrobienia w pierwszej kolejności. Wiem to też od mojego zastępcy.
Tu istotna uwaga: komuś, kto podjął trud zastąpienia mnie na tydzień czy dwa w moich obowiązkach, przywożę prezent. Drobiazg, pamiątkę, alkohol, specjał lokalny, cokolwiek. Bo doceniam, co zrobił dla mnie.
Wracając do tematu. Po powrocie normalnie podejmuję obowiązki. I szybko – jak wszyscy – zapominam o wakacjach.
Ktoś mnie zapytał parę dni temu, czy skoro jestem w nieustającej delegacji, to czy na wakacje chce mi się wyjeżdżać. Tak! Mnie się chce wyjeżdżać ciągle. Dlaczego miałabym nie jechać na wakacje? Chyba bym oszalała! Szczególnie że na wakacjach włącza mi się tryb: „nie jestem kierownikiem tej wycieczki”. Chętnie pozwalam za siebie decydować, nie planuję, nie podejmuję odpowiedzialności. Bo wakacje w mojej opinii to nie idealne trzymanie się zasady „nie robię nic dla pracy”, ale coś w rodzaju wyluzowania. Jeśli mogę wyluzować, to żadne maile mi w tym nie przeszkodzą.
Poszukajcie własnej recepty na udane wakacje. Moje są zawsze takie, bo lata temu podjęłam decyzję, że tak ma być. I nic nie jest w stanie mi ich zepsuć. Tym bardziej, że przedstawionymi kilkoma trickami pomagam sobie w tym wydatnie. Udanych wakacji!