Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu <em>Wołyń</em> (2016)

Wołyń (2016)

0
Dodane: 7 lat temu

Mam ogromne szczęście uczestniczyć w pokazach organizowanych przez Stowarzyszenie Filmowców Polskich. Na ich zaproszenie do kina Kultura przychodzą przede wszystkim ambasadorzy wielu krajów, ale również osoby zajmujące się szerzeniem kultury. Na „Wołyń” o mały włos nie poszedłem – nie miałem pojęcia, czego się spodziewać, a znając „nasze” kino, nie spodziewałem się niczego porywającego. Tym razem było inaczej.

SFP na te pokazy stara się zawsze zapraszać aktorów, scenarzystów czy producentów. Dzięki nim miałem między innymi okazję poznać Andrzeja Wajdę i Wojciecha Pszoniaka (przy okazji zremasterowanej wersji „Ziemi obiecanej”) oraz Jana Komasę i Annę Próchniak („Miasto 44”). Na premierę „Wołynia” w kinie Kultura przyjechał Wojciech Smarzowski, Michalina Łabacz i Adrian Zaremba. W miarę możliwości staram się zawsze zrobić sobie selfie (aby Jasiek Urbanowicz mi pozazdrościł), ale znacznie cenniejsze są rozmowy z zaproszonymi — odpowiadają, mniej lub bardziej chętnie, na pytania publiczności, a na koniec można z nimi porozmawiać  nieoficjalnie, na bankiecie.

wolyn-2016-6-hero

„Wołyń” opowiada historię Zosi Głowackiej (Michalina Łabacz), 17-letniej dziewczyny z wołyńskiej wsi, która zakochuje się w Petrze – Ukraińcu. Ta miłość obecna jest na ekranie do samego końca, mimo że się o niej nie wspomina – w niewyjaśniony sposób towarzyszy ona Zosi, jak niewidzialny przyjaciel. Byłem zresztą pod ogromnym wrażeniem kunsztu aktorskiego Michaliny, która jeszcze nie skończyła szkoły filmowej – to była jej pierwsza rola. Nie było ani jednej chwili, w której nie była przekonująca. Zaszczytem dla mnie było móc po pokazie złożyć jej gratulacje osobiście.

wolyn-2016-5-hero

Przyznam się, że o samych wydarzeniach z tego okresu niewiele wiedziałem przed seansem. Wyszedłem zasmucony i lekko zszokowany. Nie dość, że były przerażające, to reżyser nie krępował się pokazać najbardziej obrzydliwych obrazów w zaskakujących detalach. To, co jednak mnie najbardziej wzruszyło, stało się po filmie. Gdy na sali mikrofon wędrował z rąk do rąk, a widzowie zadawali Wojciechowi Smarzowskiego trudne pytania. W końcu mikrofon trafił do starszego pana, który przeżył rzeź wołyńską – miał wtedy 10 lat. Przez dobre pół godziny ten starszy pan, drżącym głosem, opowiadał o losie swoim i swojej rodziny. O tym, jak poszczególne rodziny ostrzegały się wzajemnie przed atakami. O tym, jak pierwszy raz zobaczył nieżywego, młodego człowieka, który zginął w eksplozji. Opowiadał o jego stopach, które były bardzo brudne. Nie rozumiał tego wtedy – wszystkie dzieci miały przecież czyste stopy – dopóki jego wujek mu nie wytłumaczył, że stało się to w wyniku wybuchu. Siedziałem od niego na tyle daleko, że nie widziałem, czy łzy zalewają mu oczy, ale jego opowiadanie było tak przejmujące, że czułem, jak przeżywa tamte chwile przynajmniej po raz trzeci. Pierwszy raz, gdy był dzieckiem, drugi raz, oglądając film, a trzeci – opowiadając o tamtych wydarzeniach.

wolyn-2016-2-hero

Starszy pan, zanim zaczął swoje opowiadanie, zwrócił też uwagę na to, że nie wszystko w filmie było przedstawione zgodnie z rzeczywistością tamtych czasów. Zauważył, że okna były inne, firanki nie takie, jak pamięta… Jak już wspominałem, opowiadał przez ponad pół godziny i wzruszył całą salę. Na koniec Wojciech Smarzowski odpowiedział mu jedynie, że „nad scenografią pracował sztab ludzi i odtworzyli ją zgodnie z trendami z tamtych lat”. Nie podziękował mu. Nie współczuł. Nic innego nie powiedział. Niestety, po tym wydarzeniu mam o nim wyjątkowo negatywne zdanie, pomimo że stworzył film, który każdy powinien obejrzeć. Najlepiej w kinie.

Wojtek Pietrusiewicz

Wydawca, fotograf, podróżnik, podcaster – niekoniecznie w tej kolejności. Lubię espresso, mechaniczne zegarki, mechaniczne klawiatury i zwinne samochody.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .