Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Zaraza

Zaraza

0
Dodane: 7 lat temu

W poniedziałek – nie ma mnie, we wtorek nie mogę, choć jestem w Polsce, od środy do piątku mnie nie ma. W przyszłym tygodniu może w któryś dzień, ale nie wiem, czy jest sens rezerwować wizytę u lekarza, bo może poczuję się już lepiej. Albo może nie? A może tak. A może nie?

Choroba w podróży, chyba najgorsze, co może się przytrafić. Ubezpieczamy się od najgorszego na czas wyjazdu – od śmierci, od wypadku, od ciężkiego uszkodzenia ciała, od długotrwałej hospitalizacji (choć może raczej od jej potencjalnych kosztów)… A tymczasem zwykła grypa czy podziębienie może sprawić, że w delegacji życie i tak trudne zamieni się w koszmar.

(przerwa techniczna na atak kaszlu)

Właśnie to przytrafiło mi się trzy tygodnie temu. Rozchorowałam się chyba drugiego dnia na czterodniowym wyjeździe. W biurze wszyscy cherlali w poprzednim tygodniu, ale, jak to we Francji, buzi-buzi na dzień dobry musiało być. Przyjęłam w czwartek czy w piątek sporo zarazków, w weekend wymieszałam francuską zarazę z polską i trudno się dziwić, że zakiełkowała i obrodziła obfitym kaszlem, katarem, bólem gardła, osłabieniem, gorączką i tak dalej.

Nie zabiłam zarazy po powrocie do Polski. Stłumiłam ją jedynie syropkami, aspirynką, witaminkami. I to był błąd. Przestrzegam przed niedoleczeniem.

(przerwa techniczna – sięgam po chusteczkę)

Co mogłam zrobić lepiej i co mogę Wam polecić? Przede wszystkim nie witajcie się jesienią czule z nikim, kogo podejrzewacie o choć odrobinę przeziębienia. Francuskie buzi-buzi i „Ça va?” powodują propagowanie choroby. Zatem jesienią, gdy zarazki krążą w powietrzu, zalecam dystans – którego, niestety, sama nie byłam w stanie dochować.
Następnie witaminy. Zarazie trudniej będzie Was dosięgnąć, jeśli zachowujecie zdrowy poziom witamin w organizmie. Mam na myśli przede wszystkim witaminę C czerpaną z owoców i warzyw. Jabłka, pomarańcze, no i świeża cebula. Korzystajcie z nich do woli. To też mój błąd – w delegacji trudno jest znaleźć czas na wyjście na targ, kupienie jabłek, co dopiero mówić o cebuli przed spotkaniem z klientem czy podróżą samolotem!
Wypoczynek. Zmęczonego zaraza łatwiej dosięga. Trzeba spać wystarczająco długo, nie wolno się przemęczać – tylko jak to zrobić w delegacji, gdy na kontrolę bezpieczeństwa należy się zgłosić o 4:45 rano, a dzień pracy kończy się o 21.30, czasami później. Znowu – nierealne.

(przerwa techniczna na łyk syropku)

Choć może i realne, tylko często w podróży służbowej zapomina się o podstawowych zasadach życia. Wypoczynku, zdrowym odżywianiu, zachowaniu niezbędnego dystansu. A przecież gdybyśmy wszyscy o tym pamiętali, można byłoby się w biurze całować do woli. Gdyby ci, którzy zarazę do biura przywlekli jako pierwsi, zachowali niezbędny dystans, nie bylibyśmy wszyscy chorzy. Przecież normalny człowiek chce wyzdrowieć i nie za wszelką cenę musi chodzić do pracy. W końcu po to mamy wszystkie narzędzia do zdalnej pracy, by pracować zdalnie! Ups, no właśnie, gdyby to tak działało, nie musiałabym jak rozkaszlana wariatka latać do Paryża…

Zatem jednak dystans. Zarówno do innych, jak i do projektów czy obowiązków. Zdrowia wszak nikt nikomu nie zwróci, nawet jeśli dzięki ciężkiej pracy zasłuży się na premię.

(przerwa techniczna, cukierek na kaszel)

Jak sobie radzę z chorobą w podróży? Nie radzę sobie. Ale kilka drobiazgów mi pomaga. Między innymi syropek przywieziony z Polski – nie było problemu z oryginalną buteleczką na kontroli bezpieczeństwa; większe zainteresowanie niż syrop na kaszel wzbudziły moje buty na wysokim obcasie. Pomaga prywatna apteczka, a w niej aspiryna rozpuszczalna, znacznie tańsza w Polsce niż tu, we Francji, a przede wszystkim pod ręką. Apteczka, zresztą, to coś, co mam przy sobie zawsze, a w niej plastry, tabletki od bólu głowy, aspiryna. Kiedyś, gdy mieszkałam w Kazachstanie, apteczka była rozszerzona o tabletki do uzdatniania wody i folię termiczną, no ale tam nie obawiałam się grypy, tylko trzęsienia ziemi.

Nie idę do lekarza tu, na miejscu, choć Unia Europejska mi to gwarantuje, tylko usiłuję znaleźć termin u mojej ulubionej pani doktor w Polsce. Może do czasu, gdy w końcu wrócę z delegacji, kaszel mi przejdzie, gorączka minie, a katar wyschnie. A może nie? Zależy, kiedy moja delegacja się skończy.

(przerwa techniczna, bez komentarza)

No to buzi-buzi. Żartuję!

Anna Gabryś

Byłam flecistką, wydawczynią, historyczką, muzealniczką. Jestem IT PM. Nie wiem, kim jeszcze zostanę. #piszęSobie #smartkultura #polszczyzna

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .