Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Zadomowianie w Irlandii

Zadomowianie w Irlandii

3
Dodane: 8 lat temu

Jako tło, muszę Wam się przyznać, że Święta od lat to dla mnie koszmarne dni. Nawet chyba nie umiem powiedzieć dlaczego. Może trochę smutno mi patrzeć na zarobioną babcię, która na głowie ma gości, opiekę nad dziadkiem, a później jeszcze godziny sprzątania. Przez kilka dni przed Świętami praktycznie nie wychodzi z kuchni, a jedna para rąk do pomocy, to wciąż zbyt mało, żeby odpocząć choć na moment.

Nie lubię też cyrku, wiecie, tego rozgardiaszu, dzieci, które nie śpią do północy i Kevina w telewizji. Może to tradycja, ale jakoś nie umiem się tym cieszyć. Jedzenie u babci zawsze jest cudowne, jednak… wyprowadzając się na Śląsk, liczyliśmy się z tym, że nie spędzimy całych Świąt w moim rodzinnym domu. Mamy przecież teraz dwie pary rodziców, a rodzice Krzyśka, skoro jest jedynakiem, mają pierwszeństwo.

Ostatnie kilka lat spędzaliśmy Święta u siebie, jednego dnia odwiedzając teściów, czasem goszcząc moją część rodziny i przyjaciela w naszym mieszkaniu. Bo dla mnie Święta to nie musi być tylko rodzina, dla najbliższych przyjaciół też znajduje się miejsce przy moim stole. Może to też niezgodne z tradycją?

Smutno mi, oczywiście, gdy w Święta nie widzę się z babcią, z drugiej strony, ma urodziny chwilę później, co jest dobrą okazją do odwiedzin. W tym roku było inaczej, byliśmy sami, nie odwiedzaliśmy rodziny, ani rodzina nas. I może wstyd się przyznać, ale mi się podobało. Cisza, spokój, wszystko na naszych warunkach. Może nie było jedzenia w ilościach nie do przejedzenia, ale i tak, wizja spędzenia Świąt w czwórkę była kusząca i uspokajająca.

Nie mam złego kontaktu z rodzicami, ale nie czuję potrzeby widywania ich. Rozmawiamy przez telefon raz na tydzień czy dwa i to mi w zupełności wystarcza do szczęścia. I wiem, że zła ze mnie córka, jednak też wiem, że rodzicom to pasuje. Tata ma swoje życie, dużo pracuje, a moja mama opiekuje się malutkim bratem, więc nie zawsze ma dłuższą chwilę, by porozmawiać.

Nowe miejsce. Nowe tradycje.

Na Twitterze już zostałam zjedzona, gdy napisałam, że nie zamierzam przynosić do tego kraju Wigilii. Nie chcę mieszać naszym dzieciom dnia, kiedy przychodzi Mikołaj, bo wierzenie w Santi to tutaj jest wielka sprawa — trzeba więc dostosować się do tutejszych obyczajów, czyli prezentów znajdywanych pod choinką rano, 25 grudnia.

Sama Wigilia? Dla mnie bez różnicy, czy będziemy obchodzić Święta 24-25 grudnia, czy 25-26 grudnia. Przynajmniej u mnie w domu, w drugi dzień Świąt każdy już siedział u siebie i wyjadał resztki sałatek i ciast.

Nasze pierwsze Święta w Irlandii

W piątek przed Wigilią dostaliśmy zaproszenie do pubu. Grzane wino (w teorii, każdy i tak pił Guinessa albo colę), chipsy, świąteczne dekoracje i muzyka na żywo. Bardzo dużo ludzi, dużo dzieci tańczących w sali obok.

W Wigilię u nas były głównie telefony do rodziny. Wieczorem wiadomość od sąsiada, że na plaży będzie zbiórka charytatywna na dwie fundacje i ludzie idą się kąpać w oceanie. Dosłownie na moment, ale żeby zrobić coś. Zgłosiłam się, że wbiegnę do wody, sąsiad też się skusił, więc byliśmy umówieni na rano. O 12 w Boże Narodzenie pojechaliśmy na plażę i naprawdę wykąpaliśmy się w oceanie! To było intrygujące przeżycie, o wiele przyjemniejsze niż się spodziewałam — woda miała 10 stopni, w powietrzu było dwa więcej.

Zaproszenie na drinka, jeszcze zanim opuściliśmy samochód. Ciężko było odmówić, chociaż nie chcieliśmy się za bardzo narzucać, sądząc, że będą zajęci przygotowywaniem świątecznej kolacji. O 15 zapukaliśmy do ich drzwi.

O Świętach rozmawialiśmy parę razy, wiedziałam, że tylko raz spędzali je sami w czwórkę, a zazwyczaj są z rodziną — albo z rodzicami Cathala, albo jego rodzeństwem. Byliśmy więc bardzo zaskoczeni, gdy okazało się, że te Święta spędzają z… nami.

To był bardzo miły wieczór! Zjedliśmy indyka pieczonego w sosie BBQ i Coli z purée z zielonego groszku i gotowaną marchewką. Do tego czerwone wino, whiskey czy piwo, co kto chciał. Rozmawialiśmy przez cały wieczór, po kolacji przechodząc do pokoju ze stołem bilardowym. Dzieci bawiły się całkiem grzecznie, tylko czasami się nie rozumiejąc, a my widzieliśmy, że im naprawdę dobrze w naszym towarzystwie. To było inne!

Na drugi dzień Świąt zaprosiliśmy sąsiadów do nas na obiad, polski obiad. Gołąbki z sosem pomidorowym i barszczyk z uszkami — pierwszy raz robiłam uszka.

Nie mogłam wyjść z szoku, że to przyszło tak naturalnie, te Święta tu, w obcym kraju. Mieliśmy siebie w czwórkę i to było najważniejsze, ale sąsiedzi zdecydowanie umilili nam ten czas. Może to nie były rodzinne Święta, ale na pewno spokojne i po prostu dobre. Niczego więcej mi do szczęścia nie potrzeba.

Kultura Świąt, poza jedzeniem, niewiele się różni. Nie wyobrażam sobie w Polsce jakichkolwiek mrożonek czy gotowych dań, może poza śledziami, a tutaj to jednak tylko obiad. Nie ma kompotu z suszu, nie ma sałatek. Trochę dziwnie, ale nic mi na szczęście nie broni, by przygotować to u siebie w domu i pokazać sąsiadom. Nie chcę zgubić polskiej kuchni w Święta, nie o to chodzi w naszym nieobchodzeniu Wigilii. Chcę tylko trochę dostosować się do tutejszych obyczajów, bo chcę wsiąknąć w ten kraj, w jego kulturę. Przyjechałam tu przecież mieszkać i żyć.



Angelika Borucka

Koduję, gram w gry i oglądam horrory. A do tego wszystkiego używam Windowsa.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 3

Cathal jest fanem kapusty, więc gołąbki im podeszły. Uszka też, barszcz też :D
Na dniach jeszcze ogarnę bigos, zobaczymy wtedy. Ale generalnie chcą więcej, więc jest dobrze.

Sweet. Pamiętam jak miałem kolegę (Anglik) jak miałem jakieś 10 lat, który non-stop chciał do nas przychodzić na obiady. Posmakowały mu polskie dania i nie miał ochoty jeść jego mamy “bangers & mash” które regularnie się powtarzały. Zaczęło jej być smutno i prosiła moją mamę o przepisy nawet, ale nie pamiętam już jak to się skończyło. :-)