MacBook Pro z Touch Barem wciąga baterię podczas snu (badam sprawę)
Przez ostatnie dni starałem się pracować normalnie na swoim nowym, wymienionym MacBooku Pro 13″ z Touch Barem. Nowszym, czyli lepszym, prawda? Bo z późniejszej partii. Dla precyzji, został wyprodukowany dnia 19/12/2016, czyli dokładnie cztery dni przed dotarciem do mnie. To napawało mnie optymizmem, prawdopodobnie niepotrzebnie.
Realny czas pracy na baterii
Czym jest ta normalna praca, zapytacie. Otóż obecnie, w okresie pomiędzy świętami a Nowym Rokiem, to przede wszystkim praca z plikami – tekstowymi i zdjęciami. Publikowałem archiwalne artykuły, pisałem kolejne, rozpakowywałem zdjęcia do tych archiwalnych artykułów i dostosowywałem do WWW.
Do pisania używam Ulyssesa lub robię to bezpośrednio w przeglądarce (Safari), w edytorze WordPressa. Z plikami ZIP radzi sobie Finder, a z ich kompresją, na potrzeby internetowe, program ImageOptim. To zdecydowanie nie są operacje, które wymagają wydajnego procesora i które nie powinny pożerać zapasów baterii. Nawet celem rozpakowania ZIP-a – są na tyle małe, że MacBook 12″ byłby prawdopodobnie zaledwie o kilka sekund wolniejszy w najgorszym wypadku.
Samo pisanie może być teoretycznie problematyczne dla baterii, jeśli nie zdajemy sobie sprawy z bardzo podstawowej rzeczy. Otóż pisząc w Ulyssesie lub iA Writer, plik nad którym pracuję, może znajdować się albo na dysku, albo w iCloudzie. W tym pierwszym przypadku może być w folderze, który synchronizuje się z innymi komputerami (na przykład w Dropboksie lub w moim przypadku – w folderze monitorowanym przez Resilio Sync). W drugim jest analogicznie. Edytowany plik tekstowy jest automatycznie zapisywany co sekundę lub dwie – konieczność ręcznego zapisywania za pomocą skrótu CMD+S (CTRL+S pod Windows) już dawno minął. Skoro więc plik jest co chwilę zapisywany, to również co chwilę synchronizuje się z pozostałymi naszymi sprzętami lub chmurą (Dropbox, Resilio Sync, iCloud). To wymaga ciągłej pracy procesora i połączenia Wi-Fi, co zwiększa pobór prądu. Ogólnie jest to niepotrzebne marnowanie energii.
Z moich testów wynika, że praca nad plikiem znajdującym się w iCloudzie, skraca czas pracy komputera o około godzinę względem pliku, który „leżałby” na dysku i nie byłby synchronizowany. Analogicznie zachowuje się plik znajdujący się w folderze synchronizowanym przez Resilio Sync – tutaj nie prowadziłem tak szczegółowego porównania, ale pobór może być jeszcze większy.
Problem z MacBookiem Pro z 2016 roku jest taki, że jeśli pracowałem na pliku niesynchronizowanym, to bez żadnych problemów osiągałem następujące czasy pracy:
- na MacBooku Air 11″ (2013) – od 16 do 20 godzin
- na MacBooku Pro 13″ (2014) – od 11 do 13 godzin
Różnica wynikała przede wszystkim z tego, ile korzystałem z Safari podczas wspomnianego pisania. Nowy 13-calowy MacBook Pro z Touch Barem nie jest w stanie w żaden sposób zbliżyć się do tych wartości. W najlepszym wypadku mogę spodziewać się 10 godzin pracy w tym trybie. W najlepszym. Realnie jest to o godzinę mniej. Pobór prądu podczas samego pisania utrzymuje się na stabilnym poziomie 5–5,1 watów, co wydaje się być absurdalnie dużo dla tak prozaicznej, nieobciążającej czynności. Dodam jeszcze, że podświetlenie ekranu mam ustawione na około 40%, czyli niewiele. Zaletą nowego ekranu jest też to, że jego jasność, o ile oscyluje w rejonie 40–80%, znacząco nie wpływa na czas pracy komputera – wydaje się być rzeczywiście wyjątkowo energooszczędny.
Pobór prądu podczas snu
Wczoraj zauważyłem coś niepokojącego z moim nowszym MacBookiem Pro. Otóż w ciągu dnia zostawiłem go na dwie godziny w stanie uśpionym. Nie podłączałem go do ładowarki. Funkcję Power Nap mam włączoną tylko jeśli Mac jest podłączony do ładowarki, co oznacza, że w trybie pracy na akumulatorze nie budzi się, aby pobrać nowe maile i nie aktualizuje plików w iCloudzie czy stanu otwartych programów. Leżał sobie w tym stanie, a gdy go ponownie otworzyłem dwie godziny później, stan jego baterii był niższy o aż 10%. To mi się nigdy dotychczas nie zdarzyło, również na modelu poprzednim. Spodziewam się zatem albo problemu sprzętowego z tą konkretną sztuką, albo software’owego. Co ciekawe, wszystkie poprzednie Maki zostawiałem odłączone od prądu, nawet na kilka dni, i nigdy nie traciły więcej niż 1–2% po dwóch dobach. Specyfikacja MacBooków zresztą przewiduje, że powinno im wystarczyć baterii na 30 dni snu. Zacząłem więc monitorować i to.
- 27/12/2016 – 19:20 – 57% – uśpiłem Maca
- 27/12/2016 – 20:18 – 55% – wybudziłem go (spał 58 min)
- 27/12/2016 – 20:27 – 53% – uśpiłem Maca
- 27/12/2016 – 21:44 – 52% – wybudziłem go (spał 77 min)
Dodam jeszcze, że nie mam nic nowego, jeśli chodzi o oprogramowanie trzecie i nic nie pojawia się w logach systemowych – śpi jak zabity.
Będę temat dalej obserwował, ale wygląda na to, że ten komputer wraca do Apple. Co więcej, prawdopodobnie odczuję ulgę, jeśli go zwrócę – obecnie jest on tylko źródłem frustracji i niezadowolenia.
Przykro mi Apple, ale nie tego oczekuję od komputera za 8999 złotych. Zaczynacie błądzić coraz bardziej i przestajecie wypełniać potrzeby użytkowników. Pięć czy sześć godzin pracy (średnio) było do zaakceptowania osiem lat temu.
Czas na śniadanie.
- 28/12/2016 – 08:46 – 97% – uśpiłem Maca
- 28/12/2016 – 10:15 – 96% – wybudziłem go (spał 89 min)
No i wróciłem do MacBooka z iPada. W ciągu półtorej godziny stracił zaledwie 1%. Wygląda więc na to, że po problemie, ale jeszcze będę śledził temat.
Kocha, lubi, szanuje…
Przez ostatnie kilka miesięcy trapi mnie sporo problemów. Najpierw była przygoda z iPhonem, którego po wielkich bojach udało mi się wymienić na sprawny model, a od trzech tygodni tłukę się z myślami z MacBookiem. To wszystko jest bardzo frustrujące, ponieważ uwielbiam macOS. Zresztą pisałem na ten temat niedawno…
Nie podoba mi się kierunek obrany przez Apple, głównie dlatego, że absolutnie kocham Maca. Jeśli jednak będą wypuszczali wybrakowane serie, ponieważ nie potrafią się przyłożyć do jednego z najważniejszych produktów – musimy pamiętać, że bez Maca nie byłoby iPhone’a, iOS-a ani oprogramowania na niego – to w końcu sfrustrują mnie na tyle, że pożegnam się z tą platformą. Najważniejsza dla mnie jest przeglądarka i Lightroom, a te są dostępne u konkurencji. Oczywiście, brakowałoby mi narzędzi, z których obecnie korzystam, ale przesiadłbym się na inne. Skoro ja – osoba, która jest bardziej zafascynowana Macami niż iPhone’ami – ma takie myśli, to co chodzi po głowach osób, które traktują ten sprzęt tylko jako narzędzie pracy?
Przyznam, że naprawdę nie wyobrażam sobie przesiadki na Windowsa ani Linuxa – korzystałem z tych systemów operacyjnych przez wiele lat i nie sprawiały mi one żadnej przyjemności. Mac jest dla mnie kwintesencją idealnego środowiska pracy dla moich potrzeb – spełnia podstawowe funkcje w stopniu więcej niż wystarczającym, a przy okazji dodaje sporo smaczków. Niestety, jego jakość, pomimo że jest daleko od kwiatków Microsoftowych, spadła w ostatnich latach. Nic poważnego, ale sporo drobnych błędów powoduje dużą frustrację.
Autentycznie przykro mi, że wylałem tyle słów żalu na samego MacBooka Pro (obecnie ponad 20 tysięcy, licząc recenzję w styczniowym wydaniu iMagazine), ale, jak już wspominałem, oferta Apple staje się coraz bardziej niszowa i coraz mniej odpowiada moim potrzebom.
Macowa oferta
MacBook (12″) – To maleństwo ma za mały ekran dla moich potrzeb i przy okazji oferuje niewystarczający czas pracy na jednym ładowaniu. No i ta klawiatura…
MacBook Pro (2015) – 13-tka była praktycznie idealna dla moich potrzeb. Niestety, ekran był dla mnie niewystarczający, a to kluczowy element. Model 13″ był moim faworytem, bo 15-tka jest po prostu za duża i ciężka.
MacBook Pro (2016) – Uważam po tych trzech tygodniach, że Apple zrobiło błąd, czyniąc Touch Bar wyróżnikiem pomiędzy modelem mniej i bardziej Pro. OK, powiedzieli wprost, że podstawowy model bez Touch Bara jest w rzeczywistości MacBookiem Air z ekranem Retina, z wolniejszymi procesorami i mniejszą liczbą portów, ale mogli to rozegrać lepiej. Każdy model powinien mieć Touch ID i cztery porty Thunderbolt 3, a Touch Bar powinien być opcją, jak większy SSD czy więcej RAM-u.
MacBook Air – Gdyby go chociaż uaktualniali o najnowsze „bajery” i ekran Retina… trzymany jest w ofercie tylko dlatego, że ma „niską” cenę. Nie mogę go z czystym sumieniem polecić nikomu, ze względu na podły ekran.
Mac Mini – Ten genialny mały komputer został ostatni raz uaktualniony pod koniec 2014 roku (ponad 800 dni temu). Dodam, że ten update spowodował, że ceny modeli z 2012 roku podskoczyły, bo były lepsze pod prawie każdym względem.
iMac – Prawdopodobnie wkrótce doczeka się uaktualnienia. To jedyny desktopowy Mac, który jest uaktualniany. Niestety, firma nadal nie rozwiązała problemu z kurzem – nadal widzę wielu właścicieli narzekających na ten fenomen – więc nie mogę go nikomu polecić i sam go nie kupię.
Mac Pro – Rekordzista. Cena niezmieniona od ponad 1100 dni, pomimo że zawiera technologię z 2013 roku. Zaczyna się od 14299 złotych, ale rozsądna konfiguracja (taka dla mnie) z 6-rdzeniowym procesorem, 1 TB dyskiem i 64 GB RAM oznaczają wydatek rzędu 22 tysięcy złotych (bez szybszych GPU) Za jedną czwartą tej ceny można zbudować szybszego hackintosha.
Jeszcze dwa lata temu nie sądziłem, że będę tak zawiedziony postawą Apple w kwestii Maca. Ich zaniedbania są ogromne i całkowicie niezrozumiałe – to w końcu największa firma na świecie.