Maruda, maruda…
To słowa piosenki Fasolek, które z pewnością wielu z Was zna. Piosenki o marudzie, która na wszystko narzeka. Od dłuższego czasu obserwuję podobny trend do narzekania i zastanawiam się, jaki w tym cel?
Powodów do marudzenia można znaleźć naprawdę bez liku. Od za słonej zupy, po sytuację w państwie. Nie chcę się jednak wgłębiać w tematy kulinarne, a tym bardziej polityczne. Skupmy się raczej na dziedzinie technologii. Tutaj też, o dziwo, możemy znaleźć wiele powodów do narzekań.
Weźmy pod uwagę niedawną, głośną sprawę zmian dotyczących Instagrama. A raczej jednej głośnej – nowej ikony. Już chwilę od pojawienia się aktualizacji podniosła się fala marudzenia, jaka to ona brzydka, prymitywna, że nie ma nic wspólnego ze starą wersją, a co to w ogóle za kolory, a dlaczego gradienty i tak dalej… Przez cały dzień obserwowałem na Twitterze wiele takich narzekań. Nastąpiła zmiana i ludzie od razu zaczęli narzekać. Zaczęli podawać w wątpliwość umiejętności twórców nowej ikony. Niektórzy zadeklarowali nawet, że ze względu na nią, nie będą aktualizować aplikacji. Ujmując krótko, wiele osób z tego powodu zaczęło podnosić sobie ciśnienie. A przecież poniższy film w przyspieszonym tempie pokazuje, jak mogła wyglądać praca nad tym logo.
Inna sytuacja. Niedawna konferencja Apple, na której premierę miały iPad Pro 9,7″ oraz iPhone SE. O ile ten pierwszy w zasadzie się podobał, o tyle nowy smartfon Apple znowu wywołał lawinę narzekań. Bo w starej formie, bo taki mały, bo nie ma 3D Touch… Oczywiście zaraz za tym pojawiły się dalsze marudzenia uderzające w samo Apple, że nie jest innowacyjne, odgrzewa stare kotlety i w ogóle zaraz się skończy. I znowu ludzie zaczęli podnosić sobie ciśnienie.
I po co to wszystko? Po pierwsze, za wszystkimi podejmowanymi zmianami wielkich firm stoi naprawdę wykwalifikowany sztab specjalistów. To na pewno nie był student, który zaprojektował ikonę na kolanie, żeby móc się czym pochwalić w swoim portfolio. Takie zmiany nie są podejmowane pochopnie. Zmiana ikony Instagrama naprawdę była przemyślana i za jakiś czas będziemy śmiali się ze starej wersji. Zresztą podobnie było z premierą iOS 7, przy której okazji narzekaniom z powodu wyglądu nie było końca. A dziś? Większość z nas chyba nie wyobraża sobie powrotu do skeumorficznego środowiska. Po co więc było sobie psuć nerwy? A co z małym iPhone’em? To również nie była pochopna decyzja, by powrócić do starej formy. Tutaj również ogrom pracowników analizował potrzeby rynku, kalkulował, co będzie złotym środkiem dla wszystkich. Takich decyzji nie podjął Tim Cook w pojedynkę. Duże firmy muszą patrzeć w przyszłość. A człowiek z natury boi się zmian. Dlatego niedługo przejdziemy nad obecnymi do porządku dziennego, a pewnie znajdą się nowe tematy do narzekania.
Po drugie, nie rozumiem, dlaczego ludzie aż tak emocjonalnie wiążą się ze swoim sprzętem. Te wszystkie wojny między zwolennikami iOS i Androida, Playstation i Xbox i wiele innych. Czy naprawdę sprzęt, kawałek elektroniki jest wart aż takiego zachodu? Czy trzeba obrzucać kogoś błotem, bo używa innego sprzętu niż nasz? Czemu to ma służyć? Jeśli lubisz środowisko Apple, urządzenia tej firmy, to fajnie. Jeśli lubisz urządzenia z Androidem, to też fajnie. Najważniejsze jest, żebyś korzystał z tego, co Tobie najlepiej się używa. Może to być nawet Nokia 3210. To, że ktoś ma inny sprzęt, nie znaczy, że jest lepszy lub gorszy. To tylko kawałek elektroniki, często nawet produkowanej w tych samych fabrykach, co nasz smartfon, tablet i tym podobne. Naprawdę, nie warto tracić własnego zdrowia dla takich spraw. Życie daje nam większe zmartwienia, po co więc sobie dokładać kolejnych?
Po trzecie wreszcie, chyba mało kto lubi marudy, prawda? Podam przykład z mojego podwórka. Mam kolegę, którego bardzo lubię. Na wiele tematów mogę z nim porozmawiać, mimo że mamy inne poglądy. I robimy to bez hejtu, umiemy docenić zarówno wady rozwiązań, z których sami korzystamy, jak i zalety drugiej strony. Jest jednak dziedzina, o której niezbyt lubię z nim rozmawiać. To filmy. Niby obaj lubimy podobne gatunki, ale jak już przychodzi do dzielenia się wrażeniami, on skupia się tylko na negatywach. A bo to mało realistyczne, a bo tu była niedokładność itd. Po prostu nie umie cieszyć się z całokształtu i marudzi. Ja z kolei też zauważam takie nieścisłości, ale nie przykuwam do nich uwagi. Nie pozwalam im odebrać radości z filmu. Dlatego filmy, to jedyny temat, którego niezbyt lubię poruszać z moim kolegą, bo po prostu marudzi. Podobną niechęć przejawiają ludzie wobec osób, które ciągle marudzą.
Dlatego zastanówmy się, czy warto tracić zdrowie, nerwy dla takich spraw. Czy nie lepiej skupiać się bardziej na pozytywach? A wtedy z pewnością poczujemy się lepiej i świat wokół nas nabierze kolorów. Nie bądźmy marudami!