Archiwum Burzowego Światła
W zeszłym tygodniu pisałem o wyjątkowej w moim życiu serii „Mistborn” Brandona Sandersona. Napisałem wtedy, że…
przygodę z twórczością Brandona rozpocząłem od innej serii, do której jeszcze wrócę w przyszłym wydaniu, ale z perspektywy czasu najbardziej przypadła mi do gustu trylogia „Z mgły zrodzony”.
Tą serią jest właśnie The Stormlight Archive, która całkowicie zmieniła mój światopogląd na literaturę fantasy. Jeśli czytaliście „Z mgły zrodzony”, to wiecie już, ile czasu w życiu poświęciłem na wyjątkowe „Koło Czasu” Roberta Jordana – dziewiętnaście lat (to prawie dwadzieścia lat, a zatem dwie dekady lub też jedna piąta wieku), ale odpowiadało mi to. Mogłem w każdej chwili przenieść się do innego świata i żyć życiem innych. Życiem z pozoru fascynującym, pomimo że mój ulubiony bohater często nie miał co jeść, ktoś bezustannie próbował go zabić, a on sam popadał momentami w depresję. Zawsze jednak trafiała się jakaś śliczna dziewczyna, która potrafiła odwrócić jego uwagę od czarnych myśli. Ta ucieczka myślami była czymś, co absolutnie uwielbiałem, szczególnie podczas nudnych chwil spędzanych w komunikacji miejskiej lub przed snem. Zawsze też odpowiadał mi fakt, że „Koło Czasu” składało się z kilkunastu tomów i że niektóre z nich miały po ponad tysiąc stron. Ciągle było mi mało. Jak już w końcu skończyłem tę serię (czyt. ostatnie trzy książki przeczytałem po trzy razy), to pamiętam dramatyczną dla mnie myśl, która zawitała mi do głowy.
– Co teraz?!?
Faktycznie, na długi czas odstawiłem książkę i po prostu czytałem inne rzeczy, głównie w internecie. Chociaż ten uraz trwał w sumie kilka lat, to w międzyczasie pochłonąłem wiele zaległych pozycji, przy okazji przerzucając się na kryminały. Tak, oczywiście na liście był Stieg Larsson. Nie, czwartego tomu nie czytałem. Z czasem wróciłem do autora, który mi zaimponował – do Brandona Sandersona. Z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że to była świetna decyzja.
Niektóre pozycje w powyższej ilustracji miały zmienione tytuły – nie jest w 100% dokładna.
Cosmere
Pisząc o serii „Mistborn” nie wspomniałem o wyjątkowym dla mnie sposobie budowania struktury wszechświata przez Sandersona. Otóż zdecydowana większość jego książek osadzona jest we wszechświecie nazwanym „Cosmere”, składającym się z wielu planet. Jedną z nich – Scadrial – macie okazję poznać w „Z mgły zrodzony”. Oczywiście obowiązują tutaj zasady fantasy – niektórzy ludzie lub stworzenia są w stanie przemieszczać się w czasoprzestrzeni pomiędzy planetami, szczególnie w płaszczyznach niezrozumiałych dla nas. Tak między innymi funkcjonuje Shadesmar, którego poznacie w opisywanej serii. Brandon czasami zdradza ciekawe szczegóły na ten temat w różnych wywiadach, ale dotarcie do wszystkich informacji jest dla mnie praktycznie niemożliwe. Najciekawsze są jednak subtelne odwołania do innych planet w różnych książkach – jeśli czytelnik o nich czytał, to od razu skojarzy, o co chodzi, a inny po prostu przyjmie to jako kolejne wydarzenie.
Archiwum Burzowego Światła
Seria „The Stormlight Archive” składa się obecnie z dwóch tomów – „The Way of Kings” („Droga Królów”) i „Words od Radiance” („Słowa światłości”) – ale w planach jest kolejnych osiem. Przyznam, że zacząłem czytać ją przez własną pomyłkę – myślałem, że będą tylko trzy tomy. W każdym razie trzeci, pod roboczym tytułem „Oathbringer”, ma się rzekomo pojawić jeszcze w 2016 roku (wydanie polskie zapewne rok później).
Planeta Roshar nie jest przyjaznym miejscem dla ludzi, dla fauny i dla flory. Przez jej powierzchnię przetacza się highstorm – gwałtowna burza, która wędruje ze wschodu na zachód, dookoła planety. Okres zaraz po jej zakończeniu, określany jako The Weeping, przynosi delikatne deszcze, które stwarzają ludziom oraz faunie i florze niezbędne warunki do przetrwania – lata jednak minęły, zanim wszyscy zaadaptowali się do tych zmian w pogodzie. Nadeszły one po tym, jak the Radiants – grupa rycerzy o nadzwyczajnych zdolnościach, chroniących ludzi przed złymi stworzeniami nazywanymi the Voidbringers – złamali przysięgi, zostawili magiczne zbroje i broń dane im przez Wszechmogącego i odeszli w nieznanym kierunku. Okres w historii Roshar po tym wydarzeniu charakteryzował się walkami, głodem i wielkimi zmianami.
Roshar zostało z czasem podzielone na wiele państw – mniejszych i większych – a ludność na klasy społeczne. Większość wydarzeń w książce „Droga Królów” rozgrywa się w Jah Keved i Alethkar, które podzieliły mieszkańców na chłopów (lub niewolników) i szlachtę. Podział jest dosyć osobliwy, bo zależy od koloru oczu – chłopi mają ciemne, a błękitna krew jasne tęczówki. Te dwie klasy są dodatkowo podzielone na, odpowiednio, nahn i dahn. W innych regionach Roshar można znaleźć też inne rasy, niektóre różniące się znacząco od ludzi zamieszkujących Jah Keved i Alethkar, o skrajnie odmiennych kulturach.
Znacznie ciekawsza jest magia występująca na świecie. Skupia się ona w mieczach zwanych Shardblades, w zbrojach zwanych Shardplates oraz w urządzeniach do zmiany materii z jednego stanu w drugi, na przykład wody w wino, albo kamienia w zboże. Te ostatnie to tak zwane soulcasters. Na świecie istnieją też tak zwane spren, które wyobrażam sobie jako małe półprzeźroczyste duszki pojawiające się w odpowiednich chwilach. Każda emocja ma swojego spren, jeśli więc ktoś odczuwa ogromny ból, to po krótkiej chwili wokół rany pojawią się painspren, a wokół malarza creationspren. Legenda mówi, że kiedyś spren umiały współpracować z ludźmi, dodając im nadludzkich mocy…
Do dzisiaj najbardziej fascynuje mnie, jak przyzywane są wspomniane Shardblades oraz zdolności Windrunners – tych, którzy biegają po wietrze. Chętnie napisałbym na ten temat więcej, ale zdradziłbym tak wiele pięknych historii i tajemnic, ujawnianych przez autora w dwóch pierwszych tomach, że popsułbym Wam przyjemność z czytania.
Brandon Sanderson w serii „Archiwum Burzowego Światła” ponownie stworzył świat niespotkany przeze mnie u nikogo innego. Od najzwyklejszych przedmiotów, przez roślinność i zwierzęta, aż po kulturę, społeczeństwa i magię. To, jak ten człowiek potrafi rozbudować wizję świata w mojej wyobraźni, jest wprost nadzwyczajne. Czytając każde zdanie, układam sobie w głowie obrazy, które o dziwo niewiele się zmieniają przez lata. „The Stormlight Archive” wciągnął mnie od samego początku i w odróżnieniu od serii „Mistborn”, nie miałem żadnych wątpliwości. Są co prawda momenty, w których akcja trochę się dłuży, ale jestem w takich chwilach cierpliwy, a Brandon bardzo szybko takie momenty wynagradza, kilka stron dalej drastycznie zmieniając tempo.
Po skończeniu dwóch pierwszych tomów tej serii skierowałem wzrok na „Z mgły zrodzony” (którą, jak wiecie, skończyłem). Trzeciego nadal nie ma, ale mam kupiony już pierwszy tom The Reckoners i nie mogę się doczekać, aż go rozpocznę… A tymczasem wszystkim gorąco polecam przygody Shallan, Jasnath, Szetha-son-son-Vallano, Kaladina i Dalinara – są tego warci.
Książki w iBooks i Amazonie są w języku angielskim.
★ Droga Królów – Upoluj Ebooka / iBooks / Amazon Kindle →
★ Słowa światłości – Upoluj Ebooka / iBooks / Amazon Kindle →
Komentarze: 4
Polecam też pierwszą książkę autora – Elantris. Jest jeszcze w promocji na Amazon.
Ile tomów ma ta seria?
Na razie jedna część (Elantris). Ale na dniach w Polsce ukazuje się coś czego w Polsce nie nazywają kontynuacją ale na Amazon określają jako Elantris book 2 (Emperor’s soul).
Zbadam temat. Na razie mam 1 tom The Reckoners w kolejce…