Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Moleskine to wcale nie król notesów

Moleskine to wcale nie król notesów

0
Dodane: 9 lat temu

Jeśli zapytamy kogokolwiek o najpopularniejszą markę notatników, to w większości przypadków odpowiedzią będzie Moleskine, ewentualnie nie usłyszymy jej w ogóle. Nawet bez zagłębiania się w tematykę ręcznego notowania, chyba każdy słyszał o tej marce „legendarnych” zeszytów.

Po wielu, wielu latach coś się wreszcie w tej materii zaczyna zmieniać, a to wszystko za sprawą społeczności, która utworzyła się wokół Bullet Journal.

Od początku.

Moleskine

Kto oczami wyobraźni już zobaczył ten klasyczny gruby notatnik, najlepiej czarny, w formacie A6, zamknięty gumką w kolorze okładki, z brązową tasiemką wystającą spomiędzy stron? A może ktoś z Was ma taki notatnik na swoim biurku lub w plecaku?

Przywrócony do życia Moleskine pojawił się 19 lat temu i od tego czasu króluje na rynku notatników premium. Szybko stał się ikoną zeszytów zamykanych gumką jak Adidas w przypadku obuwia sportowego czy Jeep przy samochodach terenowych.

Kto jednak miał okazję porównać włoskie legendarne notatniki (bo główna linia nazywa się „Legendary Notebook”) z konkurencją, wie, że wcale nie są one najlepsze. Papier jest gorszej jakości niż w przypadku wielu innych (często tańszych) producentów, a jakość wykonania pozostawia może nie wiele, ale na pewno trochę do życzenia, zaczynając od tasiemki, która strzępi się w ekspresowym tempie, po zagięte lub sklejone kartki, jakie miałam okazję oglądać w swoich Volantach.

Największą furorę w świecie zeszytów robi aktualnie niemiecka firma Leuchtturm1917. Nasi sąsiedzi zza zachodniej granicy stworzyli produkt, który pokochały tysiące osób za sprawą Bullet Journal i już teraz powoli stają się najbardziej rozpoznawalną marką, przekonującą do siebie wiele „zwykłych” ludzi. Już nie tylko artystów i entuzjastów piór.

Wszystko przez Bullet Journal

Projekt z Kickstartera sprzed kilku lat, który wprowadził nową metodę zarządzania własnym czasem i całym życiem – więcej przeczytacie o tym w tekście Krzyśka. Jego twórca, Ryder Carroll, dogadał się już na starcie z firmą Leuchtturm1917 i razem stworzyli idealny notatnik na bazie swojego podstawowego produktu – 249 numerowanych stron w kropki, dwie tasiemki, tabelka z indeksem, kieszeń na luźne karteczki i oczywiście okładka obita skórą w przeróżnych kolorach spięta gumką w pasującym kolorze. Wersja Bullet Journal jest czarna, ma więcej stron na spis treści i trzy tasiemki.

Społeczność Bullet Journal rośnie w siłę od około roku coraz prężniej; wszystko za sprawą Kary ‘Boho Berry’ Benz, która zaczęła udostępniać w internecie zdjęcia swojego notatnika. Dość szybko opanowały one świat, od Pinteresta po Reddita (choć ta druga społeczność nie jest szczególnie z tego zadowolona), rozsławiając nie tylko autorkę, ale i samą metodę i notatniki Leuchtturma, które idealnie się do tego nadają. Dlaczego?

Jej notatnik jest piękny! Mimo że to tylko Leuchtturm1917 w seledynowej oprawie, spokojnie można go nazwać małym dziełem sztuki.

I'm combining day 1 of both the #PlanWithMeChallenge and #RockYourHandwriting today. – I don't know about you, but I am PUMPED for this new month! ☺️ – Pen: Pilot Decimo (EF) Ink: Pilot Iroshizuku Ku-Jaku – #bulletjournal #bulletjournaljunkies #WeAreBuJo #plannergirl

A post shared by Kara 🌸 Boho Berry (@boho.berry) on

Bullet Journal to nie dziennik, nie typowa lista zadań i nie kalendarz, to coś pomiędzy. Łączy w sobie wszystkie te elementy. Spis treści i numery stron pozwalają nam więc nawigować po notatniku. O ile poszczególne listy zadań na dni robi się chronologicznie, o tyle kolekcje, które są ważną częścią tej techniki, nawet lepiej, jeśli znajdują się na końcu lub gdzieś w środku zeszytu. Możemy tam zostawić jedną z naszych zakładek, ale uzupełnianie indeksu wejdzie nam w nawyk, gdy kolekcji i ważnych stron będzie więcej.

Kropki zamiast linii czy kratki pozwalają na trochę większą swobodę. Możemy rysować i nic nam nie przeszkadza, mamy i kolumny, i rzędy, ale nieprzytłaczające. Mamy pełną dowolność w zagospodarowaniu naszego notatnika, czego zeszyty w linie na pewno nam nie dają. Poręczny format A5 ma chyba największe grono fanów, chociaż typowego Leuchtturma znajdziemy w formacie od A6 do A4+ i poza limitowanymi seriami wszystkie mają opcję wypełnienia w kropki. Mnogość kolorów na pewno nie odstrasza (chociaż czasem trudno się zdecydować).

Moleskine może w tym temacie zaproponować nam jedynie 240-stronicowy notatnik w kropki z miękką okładką w trzech kolorach. Po przyjrzeniu się szybko wrócimy do Leuchtturma. I to już nie tylko ze względu na „parametry”, ale też na cenę. Leuchtturm A5 (249 kartek) kosztuje 46 złotych, a za wyżej wspomniany model Moleskine’a trzeba zapłacić 58 złotych.

Współdzielenie królestwa notatników

Fakt jest taki, że w świecie notatników, jak i w motoryzacji, nie ma jedynego króla i dominującego producenta, bo zastosowania i zakresy cenowe są tak różne, że na wszystkie dziwactwa jest miejsce. Moleskine jest najgłośniejszy i najczęściej wybierany na początku, jest klasyczny i wsiąkł w popkulturę, gdy jednak wejdziemy w ten świat odręcznych notatek trochę głębiej, poznamy wiele ciekawszych producentów i produktów.

Moleskine’y wybiorą fani marki, wybiorą ludzie, którym pasuje węższa wersja standardowych rozmiarów, a okładki z Małym Księciem, Grą o Tron czy Gwiezdnymi Wojnami przyciągną entuzjastów odpowiedniego działu popkultury.

Leuchtturmy aktualnie są wybierane przez ludzi, którzy praktykują Bullet Journal i to jest fakt. Fani akwareli sięgną po ich szkicowniki, a do większych notatek przyda się zeszyt w rozmiarze iPada, koniecznie w kropki! Leuchtturmy rozbestwią też ludzi, którzy przesiedli się w innych notatników, przede wszystkim ceną, ale też detalami.

Rhodia jest idealnym notatnikiem dla tych, którzy kochają pióra. Paperblanks, Clairefontaine czy Peter Pauper Press to marki dla ludzi, których nudzą jednokolorowe klasyczne okładki, a Castelli to taki po prostu nie-Moleskine z lepszym papierem, który wciąż czeka na swoje pięć minut.

To oczywiście tylko wierzchołek całego świata. Każdego miesiąca pojawia się nowa koncepcja lub firma, nowy projekt na Kickstarterze, czekający na odkrycie.

Angelika Borucka

Koduję, gram w gry i oglądam horrory. A do tego wszystkiego używam Windowsa.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .