Siedem porad jak pisać, gdy pisać się nie może
Uwaga! Tekst ten został opublikowany 3.07.2013 roku w nieistniejącym już nieregularnym magazynie internetowym Maculatura.
Drżenie rąk. Czasem pot na skroniach. Niekiedy występują też objawy bezsenności lub – u takiej samej liczby przypadków – nadmiernej senności. U znaczącego odsetka pojawia się nerwowe krążenie w kółko oraz dreptanie od ściany do ściany. Uginanie kolan „na myśl o” pozostaje nadal w granicach błędu statystycznego. Najczęściej stwierdzono podwyższoną ochotę na sprzątanie domu i porządkowanie papierów w kartonie dawno odstawionym na szafę.
Czego to objawy? Niemocy pisarskiej, zwanej też pisarskim blokiem, przez niektórych personifikowanym jako Blok.
Każda pisząca, a przy tym myśląca osoba (podkreślam konieczność równoznaczności tych dwóch określeń) choć raz w życiu przeżyła tę infekcję. Nie kupi się na nią polecanego przez Goździkową paraleku w aptece, brak lekarzy-specjalistów, którzy mogliby wydać lek na receptę. Jak migrena jest nie do zwalczenia, jak grypa musi trwać tyle, ile musi. Można jednak złagodzić objawy i – szczególnie wobec zbliżającego się terminu – przełamać blokadę i zacząć pisać. Jest na to kilka sposobów, ale – uprzedzam lojalnie – nie na każdego one podziałają, a może się zdarzyć, że żaden nie będzie skuteczny.
1. Inspiracja
Szukaj inspiracji. Jeśli zblokowany temat dotyczy drzew i krzewów – idź do lasu, ogrodu, parku lub przynajmniej przejrzyj album ze zdjęciami czy opisami roślin. Przyglądaj się uważnie wszystkiemu. Za każdym drzewem czai się historia, taka wręcz Historia. Twój Blok boi się jej panicznie. Historię złap za pierwsze słowo, słowo zaś zanotuj natychmiast. Po pierwszym słowie ciągnij Historię za język (z tyłu usłyszysz wtedy żałosne jęczenie Bloka), a słowa, które zgromadziły się na końcu języka Historii, spadną na Twoją klawiaturę lub kartkę.
Wystarczy je zebrać i ułożyć w zdania, poprawiając na końcu ich szyk. Fantazja? Nie! Spróbujcie sami znaleźć historię, którą macie opisać, w czymkolwiek. Wystarczy zacząć, a słowa popłyną równie banalnie, jak górski potok wiosną.
2. Bezładne słowa (zabawa w skojarzenia)
To metoda dla zwolenników map myśli. Na mój prywatny użytek stosuję ją od pisemnej matury z języka polskiego. Wybrałam temat, chwyciłam długopis i wtedy przyszedł Blok. Przesiedzieliśmy sobie razem pierwsze minuty, gapiąc się bezmyślnie w okno. Pomyślałam: „nie zdam”. Temat wypracowania miałam wyśniony – „Sztuka dla sztuki” i coś tam dalej. Młoda Polska, symbolizm, T.S. Elliott – marzenie. Kolejne chwile spędziłam równie bezmyślnie: bazgroląc po serwetce podłożonej pod przydziałową bułką z serem. Otrząsnęłam się wreszcie. Zerknęłam na serwetkę. Zobaczyłam tam między innymi słowo „dupa”, ale także w ramce „sztuka mięsa”, „sztuczka” i „sztuczność”. Oraz jeszcze wiele innych słów. Otrząsnęłam się ponownie i poczułam, że zmniejszył się napór Bloka na moje ramiona. Rozrysowałam powiązania między słowami na serwetce. Strzałki miały czasem jeden, czasem dwa wektory, występowały zależności „jeden do jednego” i „jeden do wielu”. Po kolejnych kilku minutach otrząsnęłam się po raz trzeci, Blok „spadł aż na ziemię, potłukł się cały”, a ja w półtorej godziny machnęłam wypracowanie na czysto i – jak się później okazało – na piątkę.
Nie twierdzę, że każdemu z Was pójdzie równie łatwo. Spotkało mnie „szczęście dziewicy”, typu wygrania fortuny przy pierwszej w życiu wizycie w kasynie. Od tej pory jednak często stosuję tę metodę.
Sprawdza się, gdy mamy chwilę na zastanowienie nad opracowywanym tekstem, Blok ściska za gardło, a termin wisi nad głową. Wystarczy notes, smartfon czy tablet w zbiorkomie, by zapisać to jedno słowo, jedno skojarzenie. Po stworzeniu „chmury tagów” można wyznaczać zależności między nimi. Najlepiej posłużyć się kolorowymi kredkami i zamienić przy tej czynności w dziecko.
3. Streszczenie nieistniejącego tekstu
Stanisław Lem jest z pewnością ulubionym pisarzem wielu z Was. Jeśli zapytałabym, którą książkę lubicie najbardziej, pojawiłyby się (mam głębokie przeświadczenie) tytuły takie jak Solaris i Bajki robotów. Nie należę do grona znawców Lema, bardzo doceniam jego twórczość i uważam za skandal fakt nieotrzymania przez niego Nagrody Nobla. Moją ulubioną książką Lema jest zaś tom, w którym wydano razem Próżnię doskonałą i Wielkość urojoną. To dwa zbiory opowiadań. W pierwszym znajdziemy recenzje, w drugim – wstępy. Oba do i z nieistniejących książek. Mój trzeci sposób na pisarską niemoc to napisanie krótkiego (nawet bardzo krótkiego) streszczenia tekstu, z którym się borykamy.
Czyli nieistniejącego tekstu.
Jak w kilku słowach ująć wszystko, co się chce napisać? I co to znaczy „w kilku słowach”? Radzę streścić mający powstać tekst w mniej więcej kilku wersach (bardzo to nieprecyzyjne, wiem). Dajmy na to, mam napisać tekst o rozwoju mobilnych aplikacji w muzeach. Moje streszczenie wygląda tak:
W ostatnich latach na rynku muzealnym jest trend do tworzenia aplikacji mobilnych. Aplikacje mają kilka różnych rodzajów (np. przewodnik po wystawie, ogólne informacje), najwięcej ich powstaje w USA, w Europie przoduje UK. Ciekawe, jak to się przekłada na zyski muzeów – np. zwiększenie liczby zwiedzających (statystyki) lub na osiągnięcia edukatorów muzealnych. Pytanie: jaki jest cel powstawania aplikacji?
Uwaga! W takim streszczeniu nieważny jest styl; liczy się cel, czyli zmieszczenie na niewielkiej powierzchni kluczowych elementów merytorycznych tekstu i przedstawienie celu, do którego tekst ma zmierzać. W czym takie streszczenie może nam pomóc? W przełamaniu strachu. Blok pisarski często idzie w parze z niewiarą we własną wiedzę lub możliwości. Jednocześnie wiedzą dysponujemy, a towarzyszy jej potencjał. Jak je wyzwolić? Jak lękając się Bloka, przeistoczyć je w tekst? Streszczenie pozwala uwierzyć we własne siły. Dobitnie pokazuje, że tak, jestem władna napisać ten tekst. Takie streszczenie jest jak esencja herbaciana w czajniczku.
Wystarczy ją później w odpowiednich proporcjach zalać wodą i, voilà!, herbata gotowa!
4. Konspekt
Lepszy niż streszczenie jest konspekt. Ma tę zaletę, że w rzeczywistości nie jest pisaniem (czyli tą czynnością, którą paraliżuje Blok), lecz konstruowaniem tekstu i jego struktury wewnętrznej. Konspekt nazywa się – niestety – planem pracy, przez co wielu ma wobec tej formy pracy nad tekstem opory. A to wielka szkoda, bo dobry konspekt potrafi nie tylko stworzyć świetny tekst, ale i przełamać pisarską niemoc.
Konspekt tworzy się zgodnie z zasadą od ogółu do szczegółu. Najpierw powstają główne rozdziały, później podrodziały, następnie podpodrozdziały i wreszcie podpodpodrodziały, by przejść do podpodpodpodrozdziałów… Można to ciągnąć, ale nie trzeba. Z mojego doświadczenia wynika, że do krótkich tekstów wystarczają same rozdziały (coś w rodzaju uporządkowanych tez). Im tekst dłuższy, tym bardziej skomplikowana może być struktura konspektu.
Powstanie takiej struktury, bez względu na wielkość tego, co piszemy, jest zbawienne dla nas i naszego dzieła. Wyraźnie dzięki niej widać logikę następstw (dla przykładu, jeśli w powieści kryminalnej nie uwzględnimy znalezienia rewolweru w biurku przez głównego bohatera w pierwszym rozdziale, to w ostatnim zaatakowany bohater nie będzie mógł się bez zastanowienia rzucić do tego biurka, by z rewolweru postrzelić złoczyńcę), konsekwencje i przyczynowo-skutkowość. Praca nad konspektem, która jest najtrudniejszą w ogóle z prac wiążących się z pisaniem, daje trudny do oszacowania efekt – trudny, bo tak bogaty.
Nawet jeśli odejdziemy ostatecznie od przyjętej pierwotnie struktury, a konspekt zmieni się nie do poznania, to nadal panujemy nad całością tekstu, a nie tekst panuje nad nami. Pomijam zabójczy wpływ konspektu na Bloka. W pewnej chwili poziom szczegółowości, w który wkraczamy, chcąc uzupełnić, choćby hasłowo, podpodpodpodrozdział, sprawia, że niejako automatycznie zaczynamy pisać… Blok został zmiażdżony siłą i logiką naszego intelektu.
5. Magia przedmiotu
Przyznaję, że pisanie wiąże się dla mnie z fetyszyzacją pewnych przedmiotów. Nie mogę powiedzieć, że czerwony fotel w kuchni, na którym najbardziej lubię pisać, jest fetyszem, bez którego nie powstanie jedno zdanie. Nie mogę, bo to zdanie, które w tej chwili czytacie, powstaje w samolocie gdzieś nad Niemcami i tu czerwonego fotela nie ma. Za to sięgnięcie do tych rzeczy przy walce z Blokiem może pomóc odnieść zwycięstwo.
Moim fetyszem wiele lat temu był czterokolorowy długopis. Gdy mi zginął, przestałam pisać pracę magisterską. Podjęłam ją, gdy długopis się znalazł. Na marginesie dodam, że praca od pierwszego momentu w 100% powstawała na komputerze… Innym moim fetyszem pisarskim jest kocyk, w który się owijam, gdy siadam do nocnej lub wczesnoporannej pracy nad tekstami.
W chwili, gdy czuję, że nadchodzi Blok, pilnuję, by kocyk czy długopis były w moim zasięgu.
Waszym fetyszem może stać się kubek do kawy lub zdjęcie, które ustawicie jako zdjęcie na pulpicie komputera. Na zdjęciu może widnieć dworek Iwaszkiewicza w Stawisku (tam to są warunki do pisania…) lub kamienista plaża w Bretanii – obrazy, które są dla Was motywatorami (bestseler mnie wzbogaci na tyle, że kupię dom obok Stawiska, a na blogu zarobię tak, że letnie miesiące spędzę w Bretanii). Fetysze nie tylko motywują, ale również przechowują w sobie nasze słowa. Takie słowa, które przy nich pomyśleliśmy, które dzięki nim zapisaliśmy.
Nazwijcie te fetysze katalizatorami dobrych słów i piszcie te słowa!
6. Marchewka i kij (wyznaczanie celu)
Termin nieubłaganie się zbliża, a w dokumencie widnieją trzy (za to napisane drukowanymi literami) słowa: NIE MOGĘ PISAĆ. Co wtedy? Wyznaczamy cel. Niekiedy rozpoczynając pracę nad tekstem, nie zastanawiamy się nad tym, jakiej powinien być długości. Mając do dyspozycji nieograniczoną przestrzeń serwerów, możemy pisać i pisać, i pisać, i pisać. Kiedyś tak nie było. Uwaga, teraz będzie uwaga na marginesie. Kiedyś planowało się długość tekstu, skrupulatnie licząc znaki nie tylko po to, by otrzymać proporcjonalne do ich liczby wynagrodzenie, ale również z powodu powierzchni druku. Książka miała osiągnąć objętość 12 arkuszy autorskich, artykuł musiał się zmieścić na trzech szpaltach, notka nie mogła przekroczyć dwóch prostych zdań. Dziś nie szanujemy powierzchni serwerów, nie szanujemy więc też słów. Przez to nie ćwiczymy stylu i nie doskonalimy go, a tylko lejemy wodę, do tego brudną od byków. To też prowadzi do Bloka, ale innego rodzaju – czytelniczego. Znudzeni sztampowym, złym i niepoprawianym z tekstu na tekst stylem czytelnicy w końcu odwrócą się od nas.
Jak zatem wyznaczając cel, przełamać Bloka? Prosto. Metodą marchewki i kija. Jeśli napiszę do końca dnia 500 słów, pójdę w nagrodę na spacer. Jeśli przekroczę dzienną normę słów – zjem jutro ciastko. Jeśli 1500 słów, w których tekst ma się zmieścić, powstanie w ciągu najbliższych 12 godzin, nareszcie się wyśpię.
Cel, marchewka i kij razem tworzą zgrany trójkąt umiejący zmieść Bloka.
7. Boleść pierwszego zdania
Pamiętacie może Dżumę Alberta Camus? Jeden z głównych bohaterów tej książki, Joseph Grand, całe życie zmagał się z pierwszym zdaniem swojej powieści. Starał się je napisać najlepiej, jak tylko można.
Właśnie na nim, na pierwszym zdaniu, kładzie się najdłuższy cień Bloka. To jego ulubiona część naszego tekstu. Już jest, wymyślone i idealne po tygodniu rozmyślań w mękach, siadamy, by je zapisać i nasze palce na klawiaturze drętwieją. Moment na ich rozprostowanie i… już jest po zdaniu. Uciekło, za to niemoc wróciła z pełną mocą.
To prawda, pierwsze zdanie jest wyjątkowo istotne, ale kto powiedział, że ma powstać jako pierwsze? Zacznijcie pisać od zdania drugiego lub szesnastego. Nie ma to najmniejszego znaczenia, ważne tylko to, by wyzwolić się spod zaklęcia pierwszego zdania. Ono powstanie samo, we właściwym momencie wykluje się jak pisklę troskliwie wysiadywane przez matkę w gniazdku. Tym gniazdkiem jest Wasz tekst, gotowy, czekający tylko na nie, na pierwszaka, na frontmana.
Oszukanie Bloka dzięki zostawieniu pierwszego zdania na koniec prac nad tekstem to wybieg iście polityczny, ale niemal zawsze skuteczny, a dzięki temu – godny polecenia.
Blok wszystkich Bloków
Przychodzi znienacka. Ma cztery odnóża przednie (wersja dla super klientów) lub tylko dwa (wersja standardowa). Wspina się na tylnych łapach. Jedna para łap próbuje zadusić temat w zarodku (tematyczna aborcja), druga – uniemożliwia podłączenie kroplówki ze słowodajnym osoczem ratującym nienarodzony tekst. To ten Blok, przy którym chodzisz w kółko i mówisz do siebie: „Pisać, pisać, tylko o czym”.
Na tego Bloka nie ma rady i nic z nim nie zrobicie. Moich siedem sposobów na pobicie Bloka i rozpoczęcie pisania tekstu to zwalczanie możliwego, a nie walka z pustką. Bo tym właśnie jest Blok wszystkich Bloków, czyli brak pomysłu.
Jestem ciekawa, jakie są Wasze sposoby na pokonanie niemocy pisarskiej. Szczerze wyznam, że gdy wszystkie zawiodą, i gdy mnie zagarnie pisarski Blok, siadam w kąciku i patrzę w gwiazdy. Czekam spokojnie, aż sobie pójdzie. A gdy już Blok sobie pójdzie, tekst napisze się sam.
Komentarze: 2
genialny tekst !!!! dziękuję
Uprzejmie proszę – cała przyjemność po mojej stronie :)