MacBook Pro z ekranem Retina – test i recenzja
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 7-8/2012.
Dopiero położyłem swoje ręce na nowym MacBooku Pro, a już widzę, że to będzie niesamowity komputer. Z wielu powodów. Śpieszę się spisać pierwsze wrażenia, zanim zostaną wyparte przez inne elementy, których jeszcze nie dostrzegłem. Niestety, w odróżnieniu od tradycyjnych naszych recenzji, nie będziemy mieli dwóch tygodni czasu na zapoznanie się z komputerem, żeby wyrobić sobie solidne zdanie. Postaram się jednak przekazać wszystkie moje uwagi tak, abyście mogli sami zdecydować, czy to maszyna dla Was.
Pierwsze wrażenia
Po MacBooka pędziłem na złamanie karku przez miasto, próbując nieskutecznie ominąć korki. Stojąc w jednym z nich, otrzymałem telefon od Norberta, który miał mi go przekazać. Zapytał, czy moja karta kredytowa poradzi sobie z nowym obciążeniem. “Niedobrze!” – pomyślałem.
Po przejęciu komputera, postanowiłem udać się na miasto, do kafejki, aby móc doświadczyć go w naturalnym środowisku – poza domem. To w końcu laptop, na dodatek bardzo lekki, więc grzechem byłyby testy tylko i wyłącznie w domu. Usiadłem, zamówiłem zimny napój – na dworze jest obecnie ponad 30 stopni Celsjusza – i rozpakowałem sprzęt. Wokół mnie siedziało mnóstwo ludzi i nikt nawet dwa razy nie spojrzał, chociaż przyznam, że starałem się to zrobić dyskretnie. Po jego uruchomieniu, czekając kilkanaście sekund na zakończenie sekwencji bootowania, zwróciłem uwagę na jedną rzecz – ciężko poznać, że to nowy model, chyba że się wie, czego szukać. Różnica w rękach jest jednak dramatyczna – komputer waży dwa kilogramy, czyli mniej więcej tyle, ile model 13″. To waga superlekka jak na komputer tych gabarytów. Na drugą rzecz zwróciłem uwagę dopiero po położeniu rąk na klawiaturze – jest cienki. Bardzo cienki. Zaledwie milimetr grubszy od “grzbietu” Aira, ale pozostaje taki sam na całej powierzchni. Pisząc te słowa, RetinaBook stoi przede mną na stoliku, a pozycja rąk wydaje się być wygodniejsza. Może nie tak jak w Airze, ale lepiej, niż w poprzedniej generacji Pro – podejrzewam, że wynika to właśnie z grubości, czy też cienkości komputera. Sama klawiatura też jest inna … to znaczy taka sama jeśli chodzi o same klawisze, ale mają one mniejszy skok, niż w poprzednich generacjach – wydają się podobne do MacBooka Air. Napisałem dopiero niecałe czterysta słów, a ręce już się przyzwyczaiły, chociaż osobom, które przykładają do tego dużą wagę, polecam sprawdzenie klawiatury przed zakupem – osobiście nie mam zastrzeżeń, ponieważ palce jakby szybciej po niej tańczą. Kolejną bardzo ważną rzeczą, związaną z pozycją do pisania, jest brzeg komputera. Dotychczas, przy nieodpowiednim ułożeniu rąk, potrafił się wbijać w nadgarstki. Krawędzie były dosyć ostre, chociaż modele z 2011 roku znacznie poprawiły się w tym zakresie. rMBP sprawuje się pod tym względem jeszcze lepiej, chociaż już znalazłem pozycję, w której również delikatnie drażni skórę. Na szczęście da się to obejść bez utraty wygody czy ergonomii. Z góry przepraszam, że piszę o takich błahostkach, podczas gdy większość z Was zapewne czeka na kilka słów o samym ekranie. Powiem jedno – Norbert miał rację. Ten ekran powoduje chęć zamówienia tego komputera. Już, teraz, natychmiast. Nie oglądajcie tego MacBooka. Unikajcie go, obchodźcie szerokim łukiem. Nie spoglądajcie na ekran – przyciąga i zabija (limit na karcie) niczym śmiertelny wzrok bazyliszka. Ten tekst powstaje w iA Writer – moim ulubieńcu i jednej z niewielu aplikacji, która otrzymała uaktualnienie do Retiny. Czcionka wygląda niczym w najlepszej jakości, papierowym magazynie. Takim drukowanym na najlepszym możliwym papierze.
Ten komputer zmieni wiele rzeczy. Apple ponownie zapoczątkowało rewolucję.
Piękny i bestia
Niestety, tak jak było w przypadku nowego iPada, tak jest w przypadku Retiny na najnowszym MacBooku Pro. Internet w połowie staje się brzydki, a jeśli korzystamy z Chrome, to staje się brzydki w całości. Na dzień dzisiejszy, tylko Safari, z dostępnych na OS X przeglądarek, pozwoli nam dostrzec czcionki, które wyglądają jak namalowane. To się wkrótce zmieni i nie jest to wina Apple – developerzy zbytnio ociągali się z dostosowywaniem się do ich zaleceń, więc teraz my musimy cierpieć. Nie zmienia to jednak faktu, że w znacznej większości, strony internetowe wyglądają niezbyt atrakcyjnie. Na każdej grafice w niskiej rozdzielczości widać pikselozę. Z czasem się to zmieni, ale w czasie okresu przejściowego, niektórym może to bardzo przeszkadzać. Niestety, Apple mnie w tym zakresie bardzo mocno zawiódł – nie postarał się o przystosowanie obrazków na swojej własnej stronie do wysokiej rozdzielczości.
Wysoka rozdzielczość, czyli trochę o samej Retinie
Dotychczas, używając zwrotu “wysoka rozdzielczość”, miałem przeważnie na myśli 1920×1080 lub więcej. Każdy to oczywiście rozumie po swojemu, ale Apple upchnęło na 15.4″ ponad pięć megapikseli. Ekran posiada rozdzielczość 2880×1800, ale żeby wszystko było jasne: nie w takiej rozdzielczości będziemy pracować. Pod OS X otrzymamy do wyboru odpowiedniki rozdzielczości znanych z innych komputerów, mianowicie: 1024×640, 1280×800, 1440×900, 1680×1050 lub 1920×1200. Oznacza to, że przy optymalnej rozdzielczości, jaką jest wartość środkowa (1440×900), matryca komputera wyświetli jeden software’owy piksel za pomocą czterech hardware’owych – dokładnie tak jak ma to miejsce w iPhonie 4/4S i nowym iPadzie. Ta rozdzielczość jest optymalna ze względu na mnożnik, który jest liczbą całkowitą, przez którą przemnaża się zarówno szerokość, jak i wysokość. Jako że mnożnik już nie jest tak idealnie dopasowany przy innych rozdzielczościach, spodziewałem się znacznie gorszych wrażeń. Niepotrzebnie. Tak – widać różnicę, jak przyklei się nos do ekranu. Prawdopodobnie osoby ze wzrokiem lepszym, niż mój, dostrzegą również różnicę z większej odległości. Sam widzę jedynie, że czcionki są minimalnie bardziej “rozmyte”, ale jednocześnie nadal wyglądają lepiej (i to sporo!), niż na moim iMac 27″.
O ile iPhone 4 ze swoją Retiną wywołał szok, to nowy iPad już nie tak bardzo – różnica staje się ewidentna dopiero po powrocie do starszego modelu o rozdzielczości 1024×768. W przypadku RetinaBooka jest jednak troszkę inaczej – szok jest, jeśli chodzi o tekst, i to duży. Zdjęcia wyglądają bardzo przyzwoicie w obecnych rozdzielczościach – oczywiście jest różnica, ale mnie to osobiście nie razi. Gorzej jest z elementami graficznymi – te wyglądają po prostu źle.
Pisząc te słowa odkryłem jedną ciekawostkę, która może się wielu osobom spodobać – de facto mamy kilka komputerów w jednym, z powodu realnej możliwości zmiany rozdzielczości! Jej przestawienie to moment i nie wątpię, że za chwilę pojawi się aplikacja, za pomocą której będzie można to robić prosto z górnego paska. Nie ma też spadku jakości, jakiego doświadczamy przy tradycyjnych ekranach – jeśli potrzebujemy większą przestrzeń, zamieniamy ekran w siedemnasto-calowego MacBooka z 1920×1200 pikselami. A jeśli potrzebujemy powiększyć elementy widoczne na ekranie, bo akurat przyszedł nasz dziadek, przejrzeć swoją ulubioną stronę internetową? Proszę bardzo – wystarczy przełączyć się na 1280×800 i wszystko staje się duże, ale jednocześnie bez wrażenia, że nie jest to natywna rozdzielczość matrycy. Przez ostatnich kilka godzin skaczę po rozdzielczościach, niczym małpa po drzewie w poszukiwaniu bananów i na chwilę obecną, do pisania, pozostałem przy “optymalnej” (1440×900). Świadomość, że w każdej chwili mogę powiększyć przestrzeń roboczą biurka daje jednak sporo spokoju ducha – w każdej chwili można przełączyć się na Full HD, aby popracować wygodnie na przykład w Photoshopie.
Najwięcej prac Apple włożyło w samą obsługę tak wysokiej rozdzielczości przez OS X. System operacyjny potrafi znacznie więcej, niż tylko skalować całe biurko do 2880×1800. Przede wszystkim to, co zainteresuje osoby zajmujące się zawodowo grafiką, fotografią lub montażem, to fakt, że poszczególne elementy ekranowe mogą mieć zastosowane różne mnożniki. Tak więc, interfejs Final Cut Pro X będzie się wyświetlał dokładnie tak, jak na ekranie 1440×900, ale oczywiście obie wartości będą przemnożone przez dwa. Ale okno odpowiedzialne za podgląd video może mieć niezależny mnożnik – w tym wypadku 1x, co pozwala wyświetlić natywne 1080p (1920×1080) bez jego skalowania. Podobnie wyglądają fotografie, przykładowo w Aperture – interfejs wygląda jak dawniej (tylko znacznie “ostrzej” lub wyraźniej – jak kto woli), ale same zdjęcia są renderowane “piksel w piksel”, co w praktyce oznacza, że przy przełączeniu się w tryb pełnoekranowy, możemy wyświetlić 5-cio megapikselowe zdjęcie bez jego zmniejszania, i tym samym, skalowania.
Niestety nie wszystko złoto, co się świeci. Apple, jak to Apple, postanowiło postawić na jak najlepszą jakość wyświetlanego obrazu. Nie dość, że wprowadzono odpowiednie sterowanie w OS X obiema kartami graficznymi, aby generowany przez nie obraz wyglądał identycznie, to w interesujący sposób rozwiązano renderowanie rozdzielczości innych niż “natywna”, czyli odpowiednik 1440×900. Przykładowo, jeśli zdecydujemy się na rozdzielczość równoważną z 1920×1200, to system operacyjny najpierw renderuje całość w 3840×2400, a dopiero potem zmniejsza wszystko do 2880×1800. O ile nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń, co do jakości wyświetlanych treści (oczywiście poza tymi, które charakteryzują się pikselozą), to niestety przy rozdzielczościach “wyższych” niż 1440×900, wszystko zwalnia, chociaż dotyczy to w mniejszym lub większym stopniu każdego trybu. Nawet przy “optymalnym” ustawieniu, niektóre animacje spadają do poziomu 20 klatek na sekundę, co owocuje lekkimi przeskokami. Jest to szczególnie widoczne przy przełączaniu się pomiędzy biurkami za pomocą Mission Control oraz przy przewijaniu “ciężkich” stron internetowych w Safari. Następna wersja tego ostatniego powinna kilka rzeczy poprawić, ponieważ ma otrzymać znacznie lepszą akcelerację sprzętową. Miejmy też nadzieję, że rychłe nadejście Mountain Liona również chociaż trochę poprawi wydajność. Patrząc jednak na niezależne testy, to karty graficzne pracują na “pełny gwizdek” i prawdopodobnie, dopóki nie pojawią się szybsze procesory oraz układy graficzne, będziemy pozostawieni sami sobie. Dla niektórych może to brzmieć złowieszczo, ale większość osób prawdopodobnie nawet tego nie zauważy. Jedyne podobieństwo jakie przychodzi mi do głowy, to spadek płynności animacji pomiędzy Leopardem a Snow Leopardem na moim ex-MacBooku Pro 17″ z Intelem Core 2 Duo 2.5 Ghz. Nie jest to w żadnym wypadku dramatyczne, ale wprawne oko to dostrzeże.
Odbicia, a raczej ich brak – nowe oblicze ekranów Apple
Nigdy nie byłem zwolennikiem ekranów z matrycą typu glossy. Nigdy nie przepadałem za dodatkowym chowaniem ich za taflą szkła, pomimo że ograniczana została możliwość uszkodzenia samej matrycy. Zawsze będę preferował ekrany matowe i to nie tylko ze względu na fakt, że mój iMac stoi obok okna, przez które przez większość dnia świeci słońce. To właśnie z tego powodu, gdybym wybierał MacBooka Pro, ominąłbym wersję 13″, zaś zdecydowałbym się na model 15″ z ekranem matowym z podwyższoną (do 1680×1050) rozdzielczością. Co więcej, to z tego powodu zastanawiam się na postawieniem Maka Pro pod biurkiem, z matowym ekranem od firmy trzeciej, pomimo, że Apple Thunderbolt Display oferuje tak dużą funkcjonalność. Prawdopodobnie jestem w znaczącej mniejszości, ale nie lubię szkła.
Miło mi zatem wszystkich uspokoić – Apple nie kłamał, mówiąc, że ograniczyli odbicia o 75%. Nie mam co prawda kompletnie możliwości zmierzenia tej wartości – subiektywnie mam wrażenie, że udało się to osiągnąć o 74.9315% – ale nie ma to żadnego znaczenia. W tej chwili jest godzina 19:00, a tą recenzję piszę od godziny 14:00, siedząc w ogródkach przeróżnych kawiarni mieszczących się na ulicach Warszawy. To między innymi dla Was przecierpiałem ponad trzy godziny w pełnym słońcu na ponad trzydziestostopniowym upale, gdzie spaliłem nos, doświadczyłem odwodnienia i wiele innych, nieprzyjemnych rzeczy. Znacznie ważniejsze są jednak rzeczy, których się dowiedziałem – odbicia światła (i ulicznej architektury) są mniejsze, niż w MacBooku Air z 2011 roku, a w jego przypadku było już bardzo dobrze. Mam tylko nadzieję, że Apple przeniesie zastosowaną technologię do wszystkich pozostałych produktów, włączając w to iMaki. Jeśli już ma być glossy, to nie będzie glossy bez odbić. Podsumowując – błyszcząca matryca, w moim przypadku, już nie stanowi absolutnie żadnej przeszkody przed wyborem danego modelu, pod warunkiem, że jest taka jak w MacBooku Pro następnej generacji.
Śpieszę też uspokoić osoby, martwiące się pojawianiem się duchów na matrycy – testowany przeze mnie egzemplarz nie wykazuje takich wad, a z licznych raportów w Internecie możemy się dowiedzieć, że Apple bez problemów wymienia te, z (prawdopodobnie) wadliwymi matrycami, na nowe komputery.
Obudowa
Obudowa samego MacBooka Pro wygląda prawie identycznie, jak w poprzednich modelach, a przynajmniej w pozycji zamkniętej. W otwartej natomiast, tylko dolna część wydaje się znajoma. Sam ekran wraz z otoczką przypomina iPada pierwszej generacji i to jest dobrą rzeczą. Cienka aluminiowa ramka, w którą zapakowano matrycę, wraz z czarną “maskownicą”, jest bardzo atrakcyjna. Ten nowy design jest znacznie przyjemniejszy dla oka niż to, co prezentuje otoczka ekranu w MacBooku Air oraz Pro z matową matrycą. Dla mnie, wygląda nawet lepiej, niż modele przykryte taflą szkła. Nie zniknęła natomiast gumowa otoczka, która tak właśnie szpeci wyżej wymienione modele, ale teraz jest ona niemalże niewidoczna na tle czarnej ramki – widać nie tylko mi ten element przeszkadzał.
Zaskoczyło mnie zniknięcie napisu “MacBook Pro” z dolnej części ramki matrycy. Jako, że jestem zwolennikiem usuwania wszelkich oznaczeń z samochodów (pojemności silnika i modelu), to akurat tę zmianę sobie cenię. Jest “cichociemny”. Może też sugerować jedno – spore zmiany w mobilnych produktach Apple. Nie zdziwiłbym się, gdyby za kilka lat, modele Air i Pro zostały sprowadzone do wspólnego mianownika, a jedną różnicą od strony klienta byłby wybór ekranu. Technika idzie do przodu, więc nie jest wykluczone, że w przyszłości będziemy mieli po prostu MacBooka. Z różnymi procesorami, rozmiarami ekranów czy pojemnościami dysków. Być może nawet z różnicami pod względem obudowy, ale nazwy Air, czy też Pro, nie będą miały większego znaczenia – moc obliczeniowa będzie podobna i pozostanie nam jedynie dobranie sobie potrzebnego rozmiaru. Wracając jednak to teraźniejszości …
Sama obudowa nowego MacBooka wydaje się mieć zastosowaną inną fakturę aluminium. Ciężko to opisać słowami, ale jedyne, co mi przychodzi na myśl to, że jest bardziej satynowa, bardziej aksamitna. Na koniec dnia nie ma to większego znaczenia, ponieważ sprawia ona tak samo miłe wrażenia dotykowe, jak w poprzednim modelu.
Porty w obudowie w zasadzie się nie zmieniły pod względem wyglądu czy wykończenia. Spód laptopa również przypomina poprzednie modele – jest poniekąd hybrydą pomiędzy modelami Air a Pro. Nawet “tarka do sera”, pod którą schowane są mikrofony, głośniki oraz czujniki światła, są bardzo podobne. Widocznie inżynier do spółki z projektantem, którzy byli odpowiedzialni za ten element uznali, że “if it ain’t broke, don’t fix it” (“Jeśli nie jest zepsute, to tego nie naprawiaj”). Największą różnicą będą dodatkowe wywietrzniki, które znajdują się pod spodem komputera, po obu jego stronach. Są to cienkie i długie otwory, których nawet nie zobaczymy, jeśli nie odwrócimy komputera do góry nogami. Nie mają żadnych siatek ani innych zabezpieczeń, więc niewykluczone, że za ich pomocą brud czy okruszki jedzenia przedostaną się do wnętrza obudowy – zweryfikowanie tego będzie naturalnie wymagało dłuższego czasu i zdecydowanie nie martwiłbym się nimi.
Gorzej niestety wygląda polityka, jeśli chodzi o możliwości rozbudowy komputera “nowej generacji” – jak nazwał go Apple.
Porty oraz możliwość rozbudowy
Apple w tym modelu zrezygnowało z istotnych dla niektórych portów. Na śmietnik powędrowało między innymi gniazdo ethernetu oraz FireWire. Oba charakteryzują się dosyć dużą wysokością i podejrzewam, że po prostu zabrakło dla nich miejsca. Można naturalnie dokupić do nowego Pro odpowiednie “przedłużki”, które zapewnią kompatybilność z potrzebnymi podzespołami, ale niektórym może to przeszkadzać. Niestety, tak zwanych “dongles” nie zobaczymy w zestawie – konieczne będzie dokupienie ich po 30 dolarów za sztukę, czyli prawdopodobnie pojawią się u nas w rejonie 129 zł. W zamian otrzymujemy dwa niezależne złącza Thunderbolt, dzięki którym możemy podłączyć trzy zewnętrzne monitory – taki setup udało się osiągnąć ludziom z OWC, w którym wbudowana Nvidia GeForce 650M potrafiła “napędzić” dwie sztuki Apple Thunderbolt Display oraz jeden monitor o rozdzielczości 1920 pikseli na długim boku. Naturalnie, wbudowany wyświetlacz Retina również był aktywny.
Na osłodę również otrzymujemy złącze HDMI, które pozwoli na bezpośrednie podłączenie się do telewizora, bez konieczności stosowania przejściówek. Co więcej – montażyści powinni mieć możliwość podłączenie referencyjnego monitora Full HD, na którym będą mogli mieć podgląd montowanych materiałów. Z niezrozumiałych dla mnie powodów, ta decyzja została mocno skrytykowana przez wiele osób, w tym sympatyków Apple. Pragnę przypomnieć, że ten typ złącza jest obecny od dłuższego czasu w Mac mini. Jedną z najważniejszych zmian są porty USB, które odnajdziemy w liczbie dwóch sztuk. Jako że chipset Ivy Bridge’a ma wbudowany kontroler standardu USB 3.0, to takie też są te porty. Powinno to ucieszyć wiele osób, ponieważ zewnętrzne akcesoria, w tym dyski twarde, są znacznie tańsze od odpowiedników wyposażonych w gniazdo Thunderbolt. Niestety, nie zdążyliśmy przetestować funkcjonalności portów USB 3.0, a w Internecie pojawiają się informacje, że nie wszystkie pendrive’y oraz zewnętrzne HDD da się zamontować, chociaż większość to robi po kilku próbach. Podobnie wygląda to z kartami pamięci podłączonymi za pomocą czytnika, więc wygląda na to problem sprzętowy lub firmware’owy. Osoby, które będą polegały na tych portach powinny śledzić sprawę na bieżąco w Internecie.
Nowe jest również gniazdo MagSafe, odpowiedzialne za ładowanie akumulatorów. Otrzymało przydomek “2” i jest cieńsze niż jego poprzednik – dla posiadaczy zasilaczy z kablami poprzedniej generacji oferowana jest przejściówka z jednego na drugi standard. Niezrozumiały jest dla mnie fakt zastosowania kabla łączącego się z wtyczką pod innym kątem. Pierwszy MagSafe miał kabel, który wystawał z komputera pod kątem 90 stopni względem jego bocznej płaszczyzny. Później zastosowano konektor w kształcie litery “L”, która umożliwiała wypuszczenie kabla w kierunku tyłu komputera. Teraz powrócono do pierwotnego założenia. Może nie drażniłoby mnie to tak, gdybym znał powody takiego stanu rzeczy.
Wentylacja i temperatury
Dzień drugi i druga tura testów. Dzisiaj osiągnąłem sukces – najpierw udało mi się rozkręcić wiatraki do 4000 rpm podczas prac w Lightroomie, a konkretniej to podczas wykonywania MacMarka, którego wynik możecie zobaczyć w innej części tego wydania iMagazine. Dosłownie przed chwilą natomiast, dobiłem do magicznej wartości 6000 rpm. W obu przypadkach pomogła temperatura na zewnątrz. Pamiętajmy, że we wczorajszym i dzisiejszym dniu, temperatura na zewnątrz wynosi ponad 30 stopni – samochodowy termometr pokazał 34.5 – tak dla precyzji. Wracając jednak do wiatraków …
Z MacBookiem przebywam w dosyć hałaśliwych miejscach i tylko wczoraj wieczorem miałem okazję go posłuchać w domowej ciszy, gdy domownicy poszli już spać, a sąsiedzi skończyli imprezowanie. Apple nie kłamał mówiąc, że wiatraki są subiektywnie cichsze. Niezależne testy to zresztą potwierdzają – przy maksymalnych obrotach zmierzono o blisko 3dB cichszy szum względem modelu 15-calowego z late 2011. To prawie dwukrotnie ciszej. Jeśli do tego dodamy fakt, że sam szum ma inną częstotliwość, to subiektywnie poprawa jest znacząca. Pamiętajmy jednak, że to, co dotyczyło poprzednika nadal dotyczy tego modelu – przy intensywniejszych obliczeniach komputer się rozkręca i nie jest tak cichy jak iMac czy Mac Pro.
To, co mnie jednak zaszokowało, to wydajność nowego systemu chłodzenia. Nowa wentylacja, na którą się składają wyloty powietrza na spodzie obudowy po obu stronach, zapewnia nam dwie bardzo istotne rzeczy. Po pierwsze, pozwala na efektywniejsze chłodzenie, gdy wiatraki się kręcą leniwie z prędkością 2K rpm. Po drugie, jeśli już się rozkręcą, to pozwalają na znacznie bardziej efektywne schładzanie maszyny. Dzisiaj, po jednym z benchmarków, RetinaBook osiągnął 78 stopni Celsjusza na GPU. Minęło nie więcej niż 30 sekund i zacząłem sprawdzać, czy przypadkiem wszystko jest w porządku z moim wzrokiem – temperatura w oszałamiającym tempie spadła do 58 stopni. Ostatecznie iStat Menus może kłamać, ale nie sądzę.
To wszystko składa się na coś jeszcze istotniejszego. To właśnie ta cecha może znacząco wpływać na ogólną wydajność komputera. Otóż, sprawne odprowadzanie ciepła pozwala podzespołom sprawniej pracować w optymalnych zakresach temperatur, a tym samym Retina MacBook Pro potrafi długo pracować bez wyraźnego spadku wydajności. Jeśli kiedyś próbowaliście grać w gry na laptopach, to być może wiecie, co mam na myśli – rozpoczynamy, zadowoleni i z uśmiechem na twarzy, z wynikiem średnim 60 fps. Po godzinie jednak ta wartość spada do nieakceptowalnych 20 fps. Pozostaje frustracja oraz chęć kupienia czegoś stacjonarnego.
Tak z ciekawości podpowiem jeszcze jedną rzecz. MacBooka rozkręciłem do 6K rpm niecałe 10 minut temu, siedząc na wspomnianym 34-stopniowym upale – to temperatura zarejestrowana w cieniu. Siedziałem jednak na pełnym słońcu. Wiatraki od paru minut kręcą się z prędkością 2000 rpm. Pozostaje podziwiać jak sprawnie Apple sobie poradziło z odprowadzaniem ciepła poprzez zastosowanie dwóch wąskich “slotów” – mój starszy laptop alternatywnej produkcji ma kratki wokół całej podstawy, a i tak sobie nie potrafi poradzić z nadmiarem ciepła.
Bateria
Pamiętając, ile nowy iPad pochłania energii, aby zapewnić odpowiednią ilość prądu dla swojego ekranu, bałem się, że wartość siedmiu godzin podawana przez Apple jest nierealna. Otrzymujemy w końcu duży, 15-calowy panel o rozdzielczości 2880×1800 – musi wciągać elektrony jak koń dropsy. Musi? Niekoniecznie. Okazuje się, że bez żadnego wysiłku udało się osiągnąć osiem godzin pracy na jednym ładowaniu. Co więcej – było to z zainstalowaną wtyczką Adobe Flash. Bez niej możemy zyskać kolejną godzinę, zależnie od użytkowania. Muszę oczywiście wspomnieć, że w tym czasie używałem Safari, iA Writer, Osfoora oraz paru innych aplikacji – jasność ekranu w tym czasie była ustawiona na maksimum przez 90% czasu. Być może, pracując w bardziej zacienionym miejscu, można byłoby wyciągnąć z niej dodatkowe minuty. Niestety, uruchomienie bardziej wymagającego oprogramowania skracało przewidywany czas pracy o około 30-40%, ale to nic nowego.
Kosztem dużego akumulatora jest czas potrzebny do jego naładowania. Nie miałem niestety okazji sprawdzić, ile ten proces zajmuje od zera do 100%. Wiem jedynie, że jak już podłączyłem się do prądu wieczorem, to w zalewie godzinę wartość w pasku menu zmieniła się z 3% na 64%. W tym czasie naturalnie cały czas na nim pracowałem oraz synchronizowałem kilku gigabajtowego Dropboxa. To znacznie lepszy wynik, niż na nowym iPadzie i nie powinno to stanowić większego problemu dla przyszłych użytkowników tego komputera.
Głośniki
Niestety, nie miałem innego MacBooka Pro starszej generacji, aby zrobić bezpośrednie porównanie. Wbudowane głośniki nie są oczywiście klasy chociażby testowanych przeze mnie B&W MM-1, ale podejrzewam, że mogą być jednymi z najlepszych głośników stereofonicznych w laptopie. W dosyć głośnym środowisku, a konkretnie w kawiarni w ogródku, 50% głośności to było już stanowczo za dużo. Bardziej szczegółowe testy przeprowadzę, jak już otrzymamy sztukę do długoterminowych testów.
Podsumowanie
Najnowszy MacBook Pro z ekranem Retina nazwany jest przez Apple komputerem następnej generacji. Być może firma z Cupertino obawia się, że świat jeszcze nie jest gotowy na tego typu rozwiązania, ale z elektroniką użytkową tak już jest – jeśli chcemy podążać w przyszłość, to trzeba podejmować decyzje i kompromisy, które będą do zaakceptowania. Sedno problemu leży w fakcie, że każdy z nas ma inne potrzeby, inne wymagania oraz inaczej wykorzystuje sprzęt. Tym samym, każdy z nas będzie musiał podjąć decyzję, czy jest gotowy na to, żeby przesiąść się na komputer, który nie ma napędu optycznego oraz ma wlutowany RAM i niestandardową pamięć flash, która może w przyszłości nie być wymienialna. Przykład MacBooka Air pokazał, że zdecydowana większość z nas jest gotowa na takie poświęcenia, a niektórzy producenci nawet obeszli niestandardowy konektor Apple i udostępniają SSD o większych pojemnościach.
MacBook Air jest jednak przeznaczony dla zupełnie innego sektora. To komputer do zabrania ze sobą wszędzie. Jest lekki (od 1kg do 1.3kg), bardzo mobilny i nie zajmuje dużo miejsca w torbie. MacBook Pro z ekranem Retina to jednak zupełnie inny komputer, o całkowicie odmiennym przeznaczeniu. To maszyna, która aż prosi się o większy wysiłek. Pręży co prawda od czasu do czasu swoje muskuły, podkreślając to hałasem z obracających się wiatraków, ale nie powinniśmy go traktować w kategoriach MacBooka Air 15″. Tam, gdzie Air jest scyzorykiem Victorinoxa w wersji kieszonkowej, tam RetinaBook jest precyzyjnym i dużym skalpelem, który najlepiej czuje się na sali operacyjnej, na której ma do pocięcia materiały video lub zdjęcia.
Najciekawsza jest jednak różnica perspektywy, z jaką możemy do niego podejść, zależnie od tego, jakiego komputera używaliśmy wcześniej. Przesiadając się ze starszej generacji MacBooka Pro, z pewnością docenimy jak cienka jest nowa obudowa. Jeszcze bardziej uśmiechniemy się na znikomą, niższą o 30% w stosunku do modelu 17″, wagę. Patrząc jednak od strony użytkownika Aira, te wrażenia są zgoła odmienne. Po pierwsze, niezbędna okazuje się duża torba jeśli zamierzamy z nim podróżować. Po drugie, jest dwukrotnie cięższy od modelu 11.6″ i o iPada cięższy od modelu 13″. To wbrew pozorom bardzo duża różnica. Pamiętam czasy, gdy w moim Crumplerze nosiłem 17-tkę, która ważyła 3kg. Przeszkadzało mi to, jak miałem do przejścia więcej niż 500 metrów. Z Retiną zirytowałbym się dopiero po 700 metrach, podczas gdy o Airze zwyczajnie zapomniałbym.
Jednocześnie nie sposób nie docenić pracy, jaką włożono w wyprodukowanie tego komputera. Nie dość, że obudowa jest sztywniejsza niż poprzednie konstrukcje unibody (subiektywnie), co wydawało mi się niemożliwe, to wyświetlacz jest nie z tej ziemi. Z nowym RetinaBookiem jest podobnie jak z ABS-em w samochodach. Kiedyś trzeba było słono dopłacić do tego “bajeru” – za bezpieczeństwo zwyczajnie trzeba było zapłacić. Nowe technologie i rozwiązania kosztują, ale są osoby, które chcą być częścią tych przemian. Osoby, które chcą przyśpieszyć rozwój technologii poprzez bycie early adopterem. Dzisiaj komputerowym ABS-em jest ekran o wysokiej gęstości – do nas pozostaje wybór, czy chcemy być częścią rewolucji, która z czasem dosięgnie wszystkie PC-ty, czy wolimy poczekać, aż ta funkcjonalność będzie standardem.
W mojej analogii jest pewien błąd, którego ciężko było mi uniknąć. Otóż, za ABS trzeba było dopłacić, ale Retina MacBook Pro kosztuje mniej, niż MacBook Pro poprzedniej generacji. Przepraszam -mniej, niż tak samo wyposażony MacBook Pro poprzedniej generacji. Jeśli do tego ostatniego dodamy RAM oraz SSD, to różnica cenowa zanika i to jest prawdziwym majstersztykiem Apple. Tak – można oczywiście kupić model tradycyjny i dopiero w późniejszym czasie doposażyć go w dodatkowe kości pamięci czy inny dysk twardy, ale różnica wynosi jedynie 1,500 zł. W takiej kwocie musielibyśmy zmieścić się z dwoma 4GB kośćmi RAM oraz 256GB SSD. Łatwo nie będzie, ale dałoby się to zrobić.
Wiele osób traktuje swoje laptopy, jako jedyne komputery. Sam kiedyś byłem w takiej sytuacji. Niestety nie było to rozwiązanie, które mi odpowiadało. Zdecydowanie preferuję stacjonarny komputer, wspomagany małą przenośną maszyną … no dobrze, nie będę tutaj nikogo oszukiwał – małym MacBookiem Air. Tym samym ciężko mi odpowiedzieć, czy taki komputer nadaje się jako jedyny sprzęt domowy. Ponownie, jest to bardzo indywidualna sprawa. Sam nie lubię mieć ograniczonej przestrzeni roboczej i dlatego zdecydowałem się na iMac w rozmiarze 27″. Nawet nie chodzi o wykorzystanie całej dostępnej przestrzeni – chodzi o powiew świeżego powietrza wokół narzędzia, w którym aktualnie pracuję. To zupełnie tak samo z miejscem pracy – lepiej mieć go więcej, nawet jeśli go nie wykorzystujemy. W przypadku Retiny jest jednak jeden szkopuł – możemy przełączyć się w “tryb 17-calowy” (1920×1200), a wszystko nadal będzie wyglądało świetnie. To jest alternatywa, na którą wiele osób może się zgodzić, ale nie ma róży bez kolców – wydajność animacji w systemie spada. Prawdopodobnie wielu użytkowników tego w ogóle nie zauważy, ale sam to wyraźnie dostrzegam. Pozostaje kolejny kompromis w postaci odpowiednika 1680×1050. Prawdopodobnie, nie odważyłbym się z Retiny zrobić swojego głównego komputera, ale gdybym musiał, to próbowałbym dokonać tego czynu właśnie na tym modelu. Podstawowym, z pamięcią rozszerzoną do 16GB.
Niestety, Apple utrudnia nam wybór odpowiedniej konfiguracji. Jeśli decydujemy się na model najtańszy (co może brzmieć co najmniej dziwnie, przy cenie bazowej na poziomie 10K PLN), to możemy co najwyżej rozszerzyć RAM do 16GB. Polecam to każdemu, z jednej prostej przyczyny – jeśli zmienicie zdanie później, to pozostanie tylko wymiana komputera na nowy. RAM jest wlutowany w płytę główną, więc radzę się poważnie zastanowić przed zakupem. Niestety, Apple nie przewidział, że użytkownicy najtańszego modelu mogliby chcieć zamówić sobie większy dysk. Można to zrobić tylko w droższym modelu – do dyspozycji mamy wersje 512 i 768GB. Na dzień dzisiejszy taka jest cena jaką musimy zapłacić, ale będę trwał przy swoim – podstawowy model jest więcej niż wystarczający, jeśli zamówimy go z 16GB RAM.
Cena
Na sam koniec, chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na jedną, bardzo ważną rzecz – cena wcale nie jest tak astronomiczna, jak niektórzy komentują. Tak, 10 tysięcy złotych to bardzo duża kwota. Pamiętajmy jednak, że przedsiębiorcy mogą sobie odliczyć 23% VAT, co ją znacząco zmniejsza. Jeśli weźmiemy też pod uwagę średnie zarobki w krajach takich jak UK czy USA, to różnica jest jeszcze większa. Pozostańmy zatem przy tym, że jest drogi u nas, w Polsce. Jeśli do tego dodamy fakt, że rMBP udało się uzyskać lepsze wyniki w MacMarku, niż 12-rdzeniowy Mac Pro, to nie sposób powiedzieć, że brakuje mu mocy obliczeniowej. Prawdopodobnie znalazłby się jeszcze szybszy laptop. Prawdopodobnie też tańszy. Ale na pewno nie znajdziemy tak lekkiego, tak cienkiego i tak dobrze wykonanego komputera na rynku.
Pewnych rzeczy się w życiu nie docenia, w tym wysiłku włożonego w wykonanie pewnych produktów. Możemy kupić komplet wieszaków w Ikei za 15 złotych. Możemy też kupić jeden w MUJI, za kilkukrotnie więcej. Będzie ręcznie wykonany, gładki jak pupcia niemowlaka i poza zwiększeniem funkcjonalności szafy, sprawi nam przyjemność podczas interakcji z nim. Podobnie jest z produktami Apple – to są przedmioty, które są tak drobiazgowo dopracowane, że samo korzystanie z nich sprawia nam ogromną radość. Pod warunkiem, że potrafimy to docenić. Retina MacBook Pro jeszcze bardziej podnosi tą poprzeczkę. Nie jest co prawda komputerem dla mas. Nie jest też komputerem idealnym. Co więcej – ma pewne wady, które mogą go dyskwalifikować … Ale Ci, którzy się na niego zdecydują, nie będą potrafili spojrzeć na ekran niskiej rozdzielczości. Już nigdy.
***
Dane techniczne
Producent: Apple
Model: MacBook Pro z ekranem Retina
Cena: 10,199 PLN
Ekran: 15.4″ IPS, podświetlenie LED, 2880×1800 pikseli (220 ppi)
Procesor: Intel Core i7 Ivy Bridge quad-core 2.3GHz (Turbo boost do 3.3 GHz), 6MB L3 Cache
Pamięć: 8GB, 1600MHz, DDR3L, niewymienna
Dysk: SSD, 256GB, niewymienny (wymagany specjalny dysk, aby móc to zrobić)
Wymiary: 35.89 x 24.71 x 1.8 cm (szer. x głęb. x wys.)
Waga: 2.02 kg
Układ graficzny:
- wbudowany: Intel HD Graphics 4000
- dyskretny: NVIDIA GeForce GT 650M, 1GB RAM GDDR5
Złącza:
- MagSafe 2
- dwa Thunderbolt (do 10Gbps)
- trzy USB 3 (do 5Gbps)
- HDMI
- 3.5mm słuchawkowe
- czytnik kart SDXC
- przejściówka z Thunderbolt na Gigabit Ethernet
- przejściówka z Thunderbolt na FireWire
Radio:
- 802.11n (kompatybilne z 802.11a/b/g)
- Bluetooth 4.0
Głośniki: stereofoniczne
Mikrofon: podwójny
Gniazdo słuchawkowe:
- wspiera słuchawki iPhone’a z pilotem i mikrofonem
- wspiera wyjście audio (analogowo/cyfrowo)
Akumulator:
- do 7 godzin surfowania po internecie
- do 30 dni w trybie uśpienia
- pojemność 95Wh
Opcje:
- procesor Core i7 quad-core 2.7GHz (Turbo boost do 3.7GHz)
- 16GB RAM
- SSD 768 GB
Ocena: 5/6
- Ocena została obniżona z powodu obniżonej wydajności grafiki w niektórych sytuacjach (szczegóły w recenzji).
Komentarze: 12
“Ostatecznie iStat Menus może kłamać, ale nie sądzę.”
Nic nie kłamie, on po prostu robi odczyt z termistorów.
“Dysk: SSD, 256GB, niewymienna”
Jest wymienna, zmieńcie to bo ludzie będą myśleć, że SSD jest wlutowane a nie jest. Na dzisiaj od OWC są już chyba SSD pod Retine to tym bardziej.
Ech … Nie załamuj mnie. :)
Matryca Samsunga czy LG ? :)
A jakie to ma znaczenie skoro technologia Apple :)
Piszesz o wszystkim tylko nie o procesorze i karcie graficznej, tym co jest najważniejsze w komputerach. Jak dla mnie nvidia 650 w laptopie za 10 tys to totalna porażka. W laptopach za 2500 tys można znalezć lepsze karty graficzne niż w tym modelu macbooka, wystarczy poszukać w sklepach internetowych. Laptopa z Intel core i7 można mieć od około 3000 zł. Wiem że ma dobry ekran i dobrze wygląda, ale są firmy które oferują mocniejsze parametry ( patrz alienware, msi ). Jeśli ktoś stawia ekran i obudowę ponad wszystko to powiem że i tak najważniejsze jest to co kryje się pod “maską” sprzętu .Wiem że jest cienki, lekki i powiecie że alienware jest zbyt niewygodny do noszenia. Bez przesady… Mam nadzieję że nikt nie oszalał mówiąc że około kg więcej to dużo xD. Chyba nikt kto tyle zarabia nie biega codziennie do kawiarni i z powrotem z laptopem xD A pozatym Msi robi już cienkie laptopy które mają znacznie lepsze karty graficzne i procesory od macbooka pro. A co do ramu to alienware chyba 17 i 18 ma 32gb.To tyle. Zresztą sprawdzcie i porównajcie sami laptopy na stronie Alienware i Msi ,co tu się będe rozpisywał.
Koniecznie porównajcie Macbooki z Alienware i Msi ;)
nvidia 890 w msi to jest coś a nie jak macbooku 650 xD
A nie sorry msi ma już laptopy GT z nvidia gtx 970 i więcej, a Alienware procesory Intel® Core™ i7-4940MX 4.4GHz Turbo Boost :) To są jeszcze lepsze :D
A co do wyglądu to moim zdaniem MSI GS60 2QE Ghost Pro 3K Gold Edition
znacznie lepiej wygląda niż macbook choć producent wrzucił słabą fotę na swoją stronę. Polecam zobaczyć go na filmie albo poszukać w grafice w google. Jest jeszcze lepszy laptop z gold edition z 4k.
Macie tu zdjęcie tego modelu http://www.kitguru.net/wp-content/uploads/2014/10/back-page4.jpg
GS60 2QE GHOST PRO 4K GOLD EDITION
Windows 8.1
The latest 4th generation Intel® Core™ i7 Processor
The Thinnest & lightest 15.6” gaming notebook
Exclusive and limited golden color edition
Breathtaking image quality with 4K UHD IPS wide-view Display
Enthusiast level NVIDIA® GeForce GTX 970M discrete graphics card provides great performance and ultra image quality
The whole new feature “SHIFT” brings you total control over the system’s balance between performance and temperature
SteelSeries Engine to customize every key and devices for personalizing your play style
Keyboard by SteelSeries with LED back light and solid feedback design
XSplit Gamecaster for easily recording gaming moments, broadcasting and sharing live gameplay sessions to YouTube, Twitch, UStream and more
Miracast for sharing the game streaming, image gallery, or video clips wirelessly to big screen TV
Super RAID with 2 SSD RAID0 gives you over 900MB/s reading speed (optional)
Sound by Dynaudio
Dual fan thermal cooling system
Killer Double Shot Pro (Killer Gb LAN + Killer 802.11 a/c WiFi) with Smart Teaming
Matrix Display with max 2 external displays to expand the vision for extreme gaming experience or multi tasks
Wide viewing angles to experience accurate, vivid colors and consistent brightness