Cała Muzyka – 2012/06
Pamiętam jak pierwszy raz w życiu zobaczyłem – a co ważniejsze mogłem dotknąć – gramofonu, który nie był zwykłym „bambino” tylko napędzanym bezpośrednio technicsem dla DJ’a. Reakcja była naturalna i myślę, że dokładnie taka sama jak w przypadku każdego, kto był w podobnej sytuacji. Moja ręka od razu wylądowała na płycie, przesuwając ją szybko w tył i w przód, podczas gdy z głośników wydobywały się przedziwne odgłosy, które – jak się później dowiedziałem – nazywane są scratch’em. Ta dziwna technika drapania płyty winylowej igłą gramofonową jest ściśle powiązana z ogólnopojętą sztuką Dj-ingu, który od czasu powstania scratch’u rozwinął się niewiarygodnie. Teraz na całym świecie rozgrywanych jest szereg turniejów indywidualnych oraz drużynowych na szczycie z DMC uznawanymi za mistrzostwa świata. W kategorii drużynowej niekwestionowanymi mistrzami DMC w latach 2003-2006 była ekipa C2C wygrywając tę imprezę cztery lata z rzędu. Teraz przyszedł czas na dalsze wyzwania i czterech utalentowanych Francuzów nagrało płytę, a właściwie to epkę (mini album) z sześcioma wyjątkowymi ścieżkami, pokazując wszystkim, na co stać ten kwartet. Te kompozycje świetnie pokazują, że to nie musi być ciężka muzyka przypominająca jakieś niezrozumiałe dźwięki z kosmosu dla ufoludków z branży, a raczej coś, co może spodobać się każdemu, kto potrafi docenić wyczucie i muzyczny kunszt. Ilość instrumentów i dźwięków, jakie możemy usłyszeć na tak krótkim materiale ciężko jest na początku ogarnąć, więc od razu polecam przesłuchać więcej niż trzy razy. Jeśli nadal ciężko będzie Wam to pojąć, to odsyłam do niezastąpionego Youtube, gdzie po wpisaniu hasła C2C na własne oczy możemy zobaczyć, co potrafią z muzyką zrobić cztery pary rąk, ich czterdzieści palców, pięć gramofonów i cztery mixery. Mistrzostwo świata, ale szkoda, że ta ekstaza trwa tylko 27 minut i 42 sekundy.
Grupa Roxette towarzyszyła mi w młodzieńczych latach i wspominam ją bardzo ciepło. Może nie byłem jakimś „mega-fanem”, ale wiele utworów pamiętam do dziś i dość często do nich wracałem, szczególnie w czasach, kiedy grupa zawiesiła swoją działalność. Powrotowi na scenę w roku 2009 nie przyglądałem się z dużym zainteresowaniem, bo zazwyczaj takie „come-backi” nie kończą się niczym dobrym ani dla zespołu ani dla fanów. W przypadku Roxette okazało się być inaczej. Fani zespołu, którzy w ciągu tych ponad 10 lat nieobecności zmienili pokolenie i zestarzeli się trochę, bardzo ciepło przyjęli zespół. Starości nie widać za to w Marie Fredriksson i Per Gessle. Oni na scenie są wiecznie młodzi. Druga po powrocie na scenę płyta “Travelling” jest moim zdaniem najlepszą płytą tego zespołu. Jest to swojego rodzaju muzyczny zapis trwającej drugi rok trasy koncertowej zespołu (grupa wystąpi 24 lipca w Gdańsku). Wśród 15 utworów, jakie znajdziemy na płycie są stare hity w bezbłędnych nowych aranżacjach, są utwory napisane kilkanaście lat temu i nigdy nie wydane, są też zupełnie nowe kawałki. Wszystkie jak zwykle w przypadku tego zespołu bardzo melodyjne i wpadające w ucho. Jednym słowem POP-owe, ale w dobrym znaczeniu tego słowa. Fani nie powinni być zawiedzeni. Z ciekawostek warto dodać, że jedno ze zdjęć ilustrujących album CD zostało zrobione przez polskiego fana.