Cała Muzyka – 2012/09
Brodka – LAX
Polska scena muzyczna zna wiele przypadków nieudanych gwiazd programów muzycznych. Była Alicja Janosz, Szymon Wydra czy Ewelina Flinta i wszyscy z wymienionej trójki przepadli gdzieś, nie robiąc praktycznie żadnej kariery. Brodka, tak samo jak poprzednicy, zapowiadała się świetnie i każdy w tej małej dziewczynie rodem z pod Żywca widział przyszłą gwiazdę. Jednak jak dla mnie, to było na zasadzie „żarło, żarło i zdechło”. Mam wrażenie, że ktoś, kto kierował karierą Moniki, mocno dawał ciała. Chciał z niej zrobić nową Marylkę Rodowicz i stąd głupie hity o tym, że miała być żoną albo o tym, że jakiś On miał być kimś tam…. Na szczęście dziewczyna któregoś dnia obudziła się, popatrzyła w lustro i pomyślała „Do cholery! Chcę robić inną muzykę!”. Wtedy miała miejsce jedna z najlepszych metamorfoz na polskim rynku muzycznym od ładnych paru lat. Brodka nagrała świetnie odebrany album „Granda”, pokazując wszystkim, w jaką stronę muzyczną chce iść i w czym tak naprawdę czuje się dobrze.
Teraz, idąc za ciosem, udała się za ocean, żeby w Los Angeles, w studiu Red Bulla nagrać EP-kę, czyli mini album zapowiadający jej nową płytę.
Dokładnie mówiąc, Brodka nagrała tam dwa utwory, z czego jeden z nich jest już hitem i mowa tu o „Varsovie”. Przyznam, że kilka razy w radiu słyszałem ten numer i wpadł mi w ucho, ale nie miałem zielonego pojęcia o jego pochodzeniu. Czapki z głów przed Moniką, bo dawno nie mieliśmy utworu, który spokojnie mógłby znaleźć się na światowych listach przebojów.
Drugim utworem z EP jest Dancing Shoes, o którym jakoś nie mam zdania, dlatego wolę od razu przejść do remixów, które absolutnie niszczą. Klubowa wersja Dancing Shoes, od chłopaków z KAMP, to światowy poziom. Dubstepowa wersja „Varsovie” pokazuję całkowicie inny klimat tego numeru. Dwa pozostałe remixy, to dzieła Grega Kozo oraz Bueno Bros i wprowadzają nas w przyjemny chillout, udowadniając tym samym, jak duży potencjał mają kompozycję Brodki. Cóż rzec, Pani Moniko… Oby tak dalej, nigdy nie sądziłem, że będę czekał na Pani płytę z taką niecierpliwością.
Joss Stone – The Soul Sessions Vol. 2
Na łamach iMagazine opisywana była już nowa gwiazda jazzu – Esperanza Spalding, oraz bardziej drapieżna Selah Sue, które są żywymi dowodami na to, że życie nie zawsze jest sprawiedliwe. Kolejnym takim chodzącym przykładem jest Jess Stone, czyli następny odcinek z serii „Piękni, młodzi i piekielnie utalentowani” czas zacząć.
Dwudziestopięcioletnia wokalistka swój pierwszy album, „The Soul Sessions”, nagrała już jako piętnastolatka i były to covery starych klasyków, które odświeżyła i w nowej formie pokazała światu. Wtedy podbiła wiele serc na całym świecie, czego podsumowaniem była pięciokrotna platyna. Jak nie trudno policzyć, po blisko dekadzie wydaje kolejny, szósty krążek zatytułowany „The Soul Sessions Vol.2”, który tak samo jak pierwszy, jest zbiorem starych, na nowo zaaranżowanych numerów. Jess nie jest już dzieckiem, co po pierwsze, ku uciesze męskiej części słuchaczy, wyraźnie widać, a po drugie i „chyba” najważniejsze – mocno też słychać. Teraz, mimo nadal młodego wieku, to bardzo świadoma kobieta, która zna swój potencjał oraz wokalne możliwość. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie rozmienia swojego niebywałego talentu na drobne i nie patrząc na swoje rówieśniczki, paradujące półnago przy złotych Bentleyach, robi po prostu dobrą muzykę.
Kompozycje zawarte na nowej płycie to 10 wspaniałych utworów, które otrzymały nowe neosoulowe życie, nie tracąc nic z uroku swoich lat. To trudna sztuka, za co Jess należą się niskie pokłony. Wokalistka nie wybrała prostych, znanych i lubianych przebojów, tylko perełki z repertuaru takich wykonawców jak: Rolling Stones, The Honey Cone, czy Broken Bells. Żadna z tych kompozycji nie wybija się jakoś znacząco nad innymi, jednak na wyróżnienie zasługuje świetne „Teardrops”. Oczywiście, to nie jest pierwsza dziesiątka list przebojów, co nie dziwi, bo to nie w stylu Jess Stone. Ona nie nagrywa hitów, tylko bardzo dobre płyty, co odróżnia prawdziwą artystkę od zwykłej sezonowej gwiazdy. Idę o zakład z każdym, o wszystko, że za jakiś czas wokalistka nagra kolejną równie świetną płytę i nie będzie na niej duetu z Rihanną i pseudo rapującym Pitbullem.