Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Cała Muzyka – 2013/02

Cała Muzyka – 2013/02

2
Dodane: 11 lat temu

Django – Soundtrack — Cena 9,99 Euro

django-soundtrackOglądając każdy film Tarantino, zawsze zwracam uwagę na dwie, arcyważne dla mnie rzeczy – dialogi oraz muzykę. Będąc w kinie na „Django”, już w jakiejś 14 minucie wiedziałem, że soundtrack muszę opisać w nowym numerze iMagazine. Dlaczego?!

Quentin Tarantino, western i czarny kowboj – to musiało się udać. Ma ktoś jakieś wątpliwości?!

Nakręcić komediowy, krwawy film akcji, który jest westernem poruszającym bardzo mocny wątek rasizmu, to nie lada wyzwanie. Dodatkowo, w roli głównej obsadzić czarnoskórego, który ma jeździć na koniu i być kowbojem – to już lekkie przegięcie. Dobranie muzyki do takiego bałaganu wydawać się może niemożliwe.
Okazuje się, że nie ma rzeczy niemożliwych, a Quentin po raz kolejny pokazał swój niebywały talent. Zarówno sam film, jak i muzyka, są pomieszaniem „wszystkiego ze wszystkim”. Klasycznym westernowym numerom, takim jak tytułowy „Django” – z zapomnianego już filmu z 1966 roku – towarzyszy na soundtracku ciężki rap, który o dziwo, umieszczony w odpowiednim momencie, pasuje idealnie.

Najlepszym przykładem takich miszmaszów jest mix Jamesa Browna z 2Packiem, w numerze „Uchained (The Payback/Untouchable), który dosłownie wyrywa z butów.
Oprócz starych, wygrzebanych gdzieś świetnych kompozycji, są też takie, które zostały specjalnie napisane na rzecz filmu. Mocny rap od Ricka Rossa „100 Black Coffins”, soulowy Who Did that To You” Johna Legenda, włoska kompozycja „Ancora Qui” Ennio Morricone i Elisy oraz chwytający za serce „Freedom”. Anthony’ego Hamiltona. „Freedom” to mój wybór numer jeden, z całego soundtracku.

Jeszcze jednym smaczkiem są umieszczone na płycie dialogi, a trzeba przyznać, że na Django perełek nie brakowało, więc fajnie między numerami niektóre z nich sobie przypomnieć. Na koniec, żeby zachęcić tych, którzy jeszcze wahają się przed zakupem albumu. Pozwólcie, że zacytuje samego mistrza zamieszania:
„Użyłem winyli, których słucham od wielu lat – razem ze wszystkimi trzaskami i niedoskonałościami. Zachowałem nawet dźwięk igły, ponieważ chciałem, by ludzie mieli podobne do moich odczucia przy słuchaniu soundtracku”.

Anthony Hamilton – Comin’ from Where I’m From

Anthony-Hamilton-Comin-From-Where-Im-FromOglądając „Django” wiedziałem, że soundtrack z tego filmu na długo zagości w moich słuchawkach. Jednak to, co wydarzyło się w 32 minucie i 50 sekundzie seansu, mocno wgniotło mnie w kinowy fotel i za cholerę nie chciało puścić. Obraz brutalnej sceny biczowania łagodził piękny numer „Freedom”, którego twórcami są Anthony Hamilton oraz Elayna Boynton. Przez kilka ostatnich miesięcy, w dziale „Cała Muzyka” przewinęło się wiele bardzo utalentowanych kobiet, więc teraz czas udowodnić, że mężczyźni też dają radę. Słysząc „Freedom”, od razu przypomniał mi się najlepszy album Hamiltona, czyli „Comin’ from Where I’m From”. Nie pierwszej świeżości, bo wydana już dawno temu płyta (2003), do dziś jest jedną z najlepszych, jakie każdy facet powinien posiadać na „tę” odpowiednią chwilę… if you know what I mean? To jedna z takich pozycji, która może lecieć zapętlona calutką noc i w żadnej, ale to absolutnie żadnej sekundzie nie sprawi, że będziesz musiał wstać i wcisnąć przycisk „next”. Po prostu każda z dwunastu kompozycji jest rewelacyjna. „Comin’ from Where I’m From” w iTunes Store znajdziemy w dziale R&B/Soul i ta pozycja – na serio – ma w sobie Rhythm and Blues, nie tak, jak 90 procent innych, które trafiły tam tylko dlatego, że to czarna muzyka. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego w ostatnich latach R&B tak bardzo straciło na swoim blasku, rodem z lat 90. Nawet Hamilton, w swoich późniejszych latach, nie potrafił już zrobić tak klimatycznej czarnej płyty, jak ta z 2003 roku.

Wiadomo, że wokalista wokal ma na poziomie Everestu. Spokojnie mógłby wydać album – chociażby acapella- który świetnie zostałby przyjęty, jednak to właśnie muzyka jest moim ulubionym elementem tego krążka. Kwintesencja czarnej muzyki – to chyba wystarczająco dobra reklama. Jeśli ktoś ma wątpliwości, to proszę sprawdzić tytułowy numer „Comin’ from Where I’m From”. Tak więc panowie – jeśli jeszcze nie macie tej płyty w swojej kolekcji, to najwyższy czas szybko nadrobić zaległości. Podziękowania przyjmuję na: j.cala@imagazine.pl.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .