JBL OnBeat Micro — test i recenzja
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 4/2013
JBL OnBeat Micro to minimalistyczna konstrukcja przemyślana od początku do końca.
Nie trudno się domyśleć, że JBL OnBeat Micro to jest bardzo mała stacja dokująca. Najmniejsza, jaką w swojej ofercie ma JBL. Produkowanie tak małego urządzenia grającego dla firmy, która kojarzona jest z potężnym dźwiękiem, może być dość karkołomne. JBL utrzymuje jednak, że ten mały głośnik jest mały tylko swoją fizycznością, a wnętrze ma potężne.
Zbyt wiele dobrze grających, małych pudełek słyszałem, żeby taką tezę odrzucić już na starcie. Jednak tym razem naprawdę przychodzi mi to z trudnością, bo JBL OnBeat Micro jest bardzo małe. Ot poduszka trochę mniejsza niż dwa pudełka po iPhone położone płasko obok siebie. Małe wymiary mogą przeszkadzać w dobrym graniu, ale na pewno pomagają w łatwym znalezieniu miejsca na szafce nocnej z dużą liczbą książek lub na blacie kuchennym między magicznymi miksturami. Dolna połowa stacji zbudowana jest z plastiku, a górna pokryta aluminiową siatką maskującą głośniki. Stacja, dzięki temu, że jest płaska i ma spód pokryty gumą, jest bardzo stabilna. Od góry mamy zagłębienie, w którym znajdziemy złącze dokujące w standardzie Lightning. Zagłębienie bez problemu pomieści iPhone’a lub iPoda, ale niestety iPad, nawet mini, się nie zmieści. W zagłębieniu znalazły też swoje miejsce trzy przyciski sterujące – power/głośniej/ciszej i dioda informująca o stanie urządzenia. Totalny minimalizm. Dzięki temu nigdzie nie będzie przeszkadzała swoim zbyt prostym lub zbyt wyszukanym wyglądem. Jedyna ekstrawagancja, na jaką możemy sobie pozwolić, to wybór koloru – czarny lub czarny – żartowałem, jest też biały.
Dźwięk do stacji możemy dostarczyć na trzy różne sposoby. Podstawowy to oczywiście złącze Lightning, drugi to złącze USB, do którego możemy podpiąć np. iPoda ze starym złączem 30pin dock. Mamy też złącze minijack. Mimo że mamy trzy możliwości podania dźwięku, to nie znajdziemy żadnego przełącznika źródła. Wszystko dzieje się automatycznie. Za „granie” stacji odpowiadają dwa szerokopasmowe głośniki JBL o mocy 2 × 2 W. Aby zapewnić doskonały dźwięk, zastosowano cyfrowy procesor, mający dostarczyć jak najlepszy dźwięk z tak małej konstrukcji. Jak to wygląda w praktyce? Krótko mówiąc, nie jest źle. Stacja gra zadziwiająco czystko i dość dynamicznie. Tony wysokie są klarowne i nieprzerysowane. Podobnie jest ze środkiem, niestety jednak mimo zapewnień producenta basy nie są najmocniejszą stroną konstrukcji i to odejmuje muzyce dynamiki. JBL OnBeat Micro trzeba pochwalić za bardzo czyste i głośne granie. Przy czym od początku skali do końca gra tak samo, nie zniekształcając dźwięku. Oczywiście nie urządzimy przy nim dyskoteki, ale jeśli ustawicie sobie zbyt głośno dźwięk budzika, to możecie łatwo dostać zawału serca.
Na zakończenie zostawiłem sobie jeszcze dwie informacje, bez których test nie byłby pełny. Po pierwsze stacja kosztuje 449 zł. To dość dużo jak na tak prostą konstrukcję. Na rynku w tej cenie jest sporo lepiej wyposażonych stacji. Druga informacja jest taka, że głośnik może być zasilany z gniazdka lub z 4 baterii AAA, które starczą na 5 godzin grania. To zdecydowanie poszerza zakres zastosowań. JBL OnBeat Micro to minimalistyczna konstrukcja przemyślana od początku do końca. Dobry neutralny wybór, którego nie będziecie żałować, ale nie poruszy Waszych serc.
Dane techniczne
- Głośniki: 2 × 2 W
- Stosunek szumy do sygnału: 73 dB
- Wymiary: 54 × 168 × 168 mm
- Waga: 0,36 kg
- Czas pracy na bateriach: 5 godzin
Komentarze: 1
Warto zaglądać do MM/Saturna – ja swojego JBL’a kupiłem tam taniej (vide: http://24.media.tumblr.com/0a1f50ee45fbc93847b37e3254bdfbc3/tumblr_mjenzlAlxl1qa05h5o1_1280.jpg )