Cała Muzyka – 2013/11
W tym miesiącu będzie po polsku, a to wszystko z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że pojawiło się dużo ciekawych polskich projektów, a po drugie dlatego, że nasz partner WiMP niektóre z tych projektów posiada przedpremierowo.
Na pierwszy ogień arcyciekawa artystka Ifi Ude, Polka pochodzenia nigeryjskiego, więc przyznacie – może być ciekawie. Ifi śpiewa, komponuje, produkuje i sama pisze sobie teksty, co na polskiej scenie jest tak rzadkie, jak szczery uśmiech urzędnika. Dodatkowo, numery zawarte na jej debiutanckim krążku śpiewane są w trzech językach: po polsku, po angielsku i uwaga – w języku ibo. Myślę, że każdy porozumiewający się w ibo jest bardzo szczęśliwy z tego powodu i ja właśnie do takich osób się zaliczam. Ifi Ude dała się poznać polskiej publiczności występami w programie „Must Be The Music”, gdzie zaszła bardzo daleko, biorąc pod uwagę wysoki poziom programu, bo aż do półfinałów. To, jak zaprezentowała się przed polską publicznością, zadecydowało o dalszym losie Ifi, ponieważ to właśnie dzięki pomocy fanów mogła wydać swój debiutancki album. „Ifi Ude”, bo taki przewrotny tytuł artystka nadała swojemu pierwszemu dziecku, to mocno zróżnicowany materiał, który może trafić w bardzo różne gusta. Artystka sama w sobie jest mieszanką kultur i w każdym numerze wyraźnie to słychać, dlatego jej płyta nie jest prosta w odbiorze, za co bardzo dziękuję. Wiele smaczków w postaci nagromadzonych gdzieś w tle dźwięków tworzy świat Ifi Ude, świat niepowtarzalny – taki, jakiego my w naszym kraju nie znamy. Melancholia, którą przerywają niespodziewanie elektroniczne dźwięki prosto z klubu, to w tym albumie norma, sami musicie sprawdzić, co siedzi w głowie tej kobiety. Odkrywanie tego wszystkiego niestety wymaga poświęcenia czasu, bo w tym przypadku mamy do czynienia z kobietą orientalną. Tajemniczą, dokładnie taką, jaką widzimy na okładce płyty. Jest mozaiką, którą poskładamy w całość dopiero po wielokrotnym przesłuchaniu wszystkich kompozycji.
KaCeZet & Fundamenty – Dziennik Kapitana cz. 1
Kapitan KaCeZet na pokład swojego statku zabrał bardzo ciekawą i utalentowaną ekipę, z którą postanowił tworzyć swój dziennik kapitana. Na początek przyjrzyjmy się bliżej głównej postaci na tej łajbie. Piotr Kozieradzki, czyli inaczej KaCeZet, reprezentuje Warszawę i wszyscy żyjący w świecie Babilonu musieli już wcześniej o Piotrku słyszeć. Kolaboracje z Dredsquadem i Tabula Rasa pozwoliły na stałe zakorzenić się w głowach Rastamanów. Przyszedł w końcu jednak moment, w którym artysta postanowił zrobić swój własny projekt – „KaCeZet & Fundamenty”. Coś, gdzie byłby liderem i po prostu kapitanem. Po pierwszej płycie wydanej w 2011 roku, która przeszła bez większego echa, KaCeZet postanowił zacząć na dobre pisać swój dziennik. Szybko, bo już po pierwszym odsłuchu wiedziałem, że pisanie takiego dziennika to megadobry pomysł. Dziennik wypełniony jest żywą i bardzo pozytywną energią, a co najlepsze – ta energia słyszalna jest w dwóch najważniejszych punktach. Po pierwsze muzyka, po drugie teksty i chyba w tym miejscu mógłbym zakończyć recenzję. KaCeZet za majkiem to tajfun pozytywnego przekazu, świetne przemyślenia i podejście do świata, z którym zgadzam się w 100%. Oprócz samego przekazu strona techniczna stoi na najwyższym poziomie. Okazuje się, że Piotrek śpiewa, miejscami rapuje i jako frontman spisuje się tak, jak prawdziwy kapitan. Zadanie kapitanowi ułatwia załoga, która w tym przypadku to zróżnicowana wiekowo ekipa z największym z możliwych bagaży doświadczeń. Na płycie swoich talentów użyczały takie osoby jak: Jacek Onaszkiewicz, Beniamin Onaszkiewicz, Bogdan Kowalewski, Dominik Trębski oraz Łukasz Bytner. Jeśli do tego zestawu dodamy trzy porty: „Niebyt”, „Szum” i „Niech gadają”, z których KaCeZet zabierał swoich gości (odpowiednio Pezet, Pablopavo, Kamil Bednarek), to chyba nikogo już nie muszę namawiać do odsłuchania tego dziennika. Osobiście czekam na kolejne zapisy prosto z okrętu, na którego burcie widnieje napis KaCeZet & Fundamenty.