iPad Air 2 – pierwsza recenzja
Tegoroczne zmiany w iPadach są ponownie precedensowe. Gdy iPad mini został zaprezentowany po raz pierwszy, był wyposażony w ekran o rozdzielczości zaledwie 1024×768 pikseli i już przestarzały Apple A5.
Rok później, kiedy wszyscy spodziewaliśmy się iPada Air z Apple A7 i iPada mini z ekranem Retina oraz Apple A6, Apple ponownie nas zaskoczyło – tym razem prawie wyrównując specyfikację techniczną obu braci. Przewaga Aira polegała przede wszystkim na ekranie, który był lepszy pod każdym względem, a już w szczególności w dostępnej przestrzeni barwnej, od tego w mini 2.
Tegoroczna „nowość” – iPad mini 3 – to po prostu poprzedni model z dodanym Touch ID i z dostępnym nowym kolorem. Ma ten sam SoC, ten sam ekran. Szkoda – preferowałem sytuację, w której wybór opierałem wyłącznie na podstawie rozmiaru. Korzystam z miniaka od dwóch lat i już jego pierwsza generacja, bez Retiny, zastąpiła mi iPada 3, który był po prostu zbyt ciężki i nieporęczny. Malucha uwielbiam za jego rozmiar i poręczność, ale niestety nie jest tak wygodny do pracy jak model z ekranem 9,7″. Na tym pierwszym też pisze się znacznie wygodniej kciukami w układzie pionowym. Pomimo tego zdecydowałem się w tym roku wymienić go na Air 2 w wersji z LTE i o pojemności 64 GB.
Ekran w nowym Air 2 jest praktycznie identyczny pod względem wyświetlanych kolorów i pokrewnych parametrów jak ten w Airze pierwszej generacji. Są jednak dwie różnice, jeśli chodzi o jego konstrukcję – pierwszy raz w iPadach scalono LCD z szybą, eliminując między nimi powietrze. Dzięki temu ekran jest „wyżej” w obudowie, bliżej palców – wrażenie „dotykania pikseli” jest tutaj znacznie bliższe temu znanemu z iPhone’a 6 niż jakiegokolwiek innego iPada. Na pierwszy rzut oka można tego nie zauważyć, ale dopóki tego nie dostrzegłem wyraźnie, to cały czas mi się coś nie zgadzało. Teraz nie mogę tego „odwidzieć”. Drugą jego cechą jest powłoka antyodblaskowa, która rzekomo nie zniekształca obrazu. Ponownie, na pierwszy rzut oka nie jest to duża różnica, ale gdy się ją porówna do starszego iPada, to jest bardzo wyraźna, a na słońcu już w szczególności. No i rzeczywiście nie zniekształca niczego.
iPad Air 2 jest też cieńszy i lżejszy niż Air 1 – jego grubość zredukowano o blisko półtora milimetra, a wagę o blisko 10%. Trzydzieści parę gram różnicy to niby nie jest dużo, ale jest wyczuwalne, gdy trzymamy iPada w jednej ręce, na przykład do czytania. Pomimo tego nadal daleko mu do mini, który jest o kolejne 70 gramów lżejszy. Mniejszy rozmiar też powoduje, że waga inaczej rozkłada się w ręce. Różnica w wygodzie trzymania iPada jedną ręką pomiędzy dwoma Airami jest dla mnie spora, chociaż chciałbym zobaczyć dalsze obniżenie wagi w przyszłości. Jak projektanci zejdą do około 400 gramów, to prawdopodobnie nie będzie mnie już w ogóle ciągnęło do małego iPada.
Nowego Aira wyposażono w ciut mniejszą baterię niż swojego poprzednika i to zapewne główna zasługa jego niższej wagi. Nie mam do tego żadnych zastrzeżeń, ponieważ nadal wytrzymuje mi ponad dziesięć godzin ciągłego użycia na jednym ładowaniu, a zalety z tego płynące są znacznie większe. W praktyce oznacza to dwie pełne doby pracy. Osobom wykorzystującym iPada mniej intensywnie powinno wystarczyć elektronów na jeszcze kolejne dwadzieścia cztery godziny.
Największa techniczna różnica pomiędzy Airem pierwszej i drugiej generacji to jego nowe serce. Apple A8X – tego dodatkowego oznaczenia nie widzieliśmy od dwóch lat – wyposażono, po raz pierwszy w historii Apple, w trzy rdzenie. Przy operacjach jednowątkowych wzrost względem A7 wynosi „zaledwie” 23% i to pomimo częstotliwości taktowania zwiększonej tylko o 100 MHz. Dodatkowo pod maską zainstalowano 2 GB RAM-u. Operacje wielowątkowe jednak zyskały aż 68% względem poprzednika. W tej chwili, nawet biorąc pod uwagę nadchodzące nowości konkurencji, A8X je całkowicie dystansuje i to pomimo tego, że jest sporo niżej taktowany, z mniejszą liczbą rdzeni.
Przewagę posiadania 2 GB RAM-u, przy moim sposobie pracy, zauważyłem tylko raz, gdy wieczorem uruchomiłem program, który był uśpiony od doby – był natychmiast gotowy do pracy. Osoby korzystające z większej liczby aplikacji lub z takich, które mają większe zapotrzebowanie na pamięć, zapewne dostrzegą to częściej i wyraźniej.
Niestety z boku zniknął również przełącznik, który mógł wyciszać urządzenie lub blokować rotację ekranu – używałem tej drugiej funkcji kilkanaście razy dziennie.
Wybór odpowiedniego modelu iPada jest bardzo trudnym zadaniem. To kompromis, który należy rozwiązać, biorąc pod uwagę swoje osobiste potrzeby. Moje nadal pozostają w sprzeczności – wiem jedynie, że żaden phablet ich nie zaspokoi. Air 2 nadal nie jest tak poręczny jak mini, którego bez wahania wyciągałem w autobusie czy tramwaju – model 9,7″ raczej pozostawię w torbie. Nie jest też tak wygodny do pisania kciukami jak miniak, ale już przy użyciu zewnętrznej klawiatury ma ogromną przewagę. Analogicznie wygląda to przy czytaniu magazynów i oglądaniu wideo – nic nie zastąpi tak dużego ekranu, który daje znacznie większy efekt wow niż 7,85″ karzełek. Niestety nie ma obecnie produktu, który spełniłby wszystkie moje oczekiwania, ale w 2014 roku Air 2 jest prawdopodobnie najlepszym urządzeniem dla moich potrzeb.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 11/2014