MacBook – Apple robi to po raz kolejny
Kiedy pod koniec zeszłego roku wyciągnąłem z torby swojego 13-calowego MacBooka Air, znajomy z zaskoczeniem zauważył, że komputer jest niespotykanie smukły i lekki. W ponad 6 lat po prezentacji pierwszej generacji tego laptopa zdążyłem przywyknąć do jego wymiarów. Konkurencja dogoniła rewolucyjny niegdyś produkt Apple, więc firma potrzebowała czegoś nowego. Czegoś jeszcze lżejszego, jeszcze cieńszego, a jednocześnie lepszego. Taki podobno jest nowy MacBook.
Nazwa najnowszego komputera z nadgryzionym jabłkiem jest niezwykle konfundująca. Nie ma tutaj określenia Pro czy Air, które mogłoby sugerować, czego możemy spodziewać się po produkcie. W przeszłości MacBook był najtańszym, najbardziej podstawowym laptopem od Apple, który poza ceną i plastikową obudową nie wyróżniał się niczym specjalnym w portfolio. Można było go nazwać komputerem dla wszystkich.
Nowy MacBook jest kompletnym przeciwieństwem swojego poprzednika. Postawiony obok pozostałych braci zwraca na siebie obudową dostępną w trzech kolorach, zupełnie nową klawiaturą, nieklikalnym gładzikiem oraz niespotykanymi wymiarami, a także obecnością zaledwie jednego, uniwersalnego złącza USB-C. Jestem przekonany, że pracownik FedEksu, który dostarczył mi laptopa, nazywa się Marty McFly, a zamiast tradycyjnego wozu przyjechał tutaj deloreanem pożyczonym od doktora Browna. I jestem przekonany, że wiele osób zapragnie nowego MacBooka w momencie, kiedy pierwszy raz go zobaczy. Jednak w przeciwieństwie do starego MacBooka, ten komputer nie jest dla wszystkich.
Część osób na pewno zrezygnuje z zakupu, gdy zobaczy specyfikację komputera. Mamy tutaj 12-calowy ekran Retina o rozdzielczości 2304×1440, który nie jest zły. Powiedziałbym nawet, że jest bardzo dobry. Serwis AnandTech w swojej recenzji zauważył, że odwzorowanie barw jest lepsze niż w przypadku modeli Pro z Retiną, nazywając wyświetlacz jednym z najlepszych na rynku. Dzięki upakowaniu wielu pikseli możemy korzystać z czterech obszarów roboczych: od 1024×640, przez 1152×720, 1280×800 (domyślny, dokładnie taki sam, jaki jest dostępny w 13-calowym MacBooku Pro) oraz znane z 13-calowego Aira 1440×900.
Pod maską można znaleźć dwurdzeniowy procesor Intel Core M, taktowany zegarem 1,1 GHz z TurboBoost do 2,4 GHz (opcjonalnie 1,3 GHz z TurboBoost do 2,0 GHz), 8 GB pamięci RAM oraz dysk SSD o pojemności 256 GB. To podstawowa wersja za 6299 złotych. Za dodatkowe 1500 złotych dostajemy szybszy procesor (1,2 GHz, TurboBoost do 2,6 GHz) oraz dwukrotnie większy dysk. Jeśli jesteś więc osobą, dla której te cyferki mają znaczenie, to prawdopodobnie MacBook w obecnej formie nie znajdzie u Ciebie miejsca.
W przeciwnym wypadku masz możliwość skorzystania z komputera, który oferuje wystarczająco mocy, żeby podołać zadaniom stawianym przez większość użytkowników. Moja praca z komputerem ogranicza się do głównie pisania, agresywnego przeglądania internetu (mam tutaj na myśli otwarte dziesiątki kart, między którymi skaczę co chwilę), słuchania muzyki, podstawowej obróbki grafiki oraz oglądania filmów. Nie znalazłem się więc jeszcze w sytuacji, w której MacBookowi brakowałoby mocy. Ba. Kontroluję co jakiś czas stan zużycia procesora i widzę, że praktycznie cały czas ma on spory zapas w gotowości.
Problem w tym, że to jest stan na dzisiaj, kwiecień 2015. Nie wiem, czy kolejna iteracja OS X nie będzie potrzebować szybszych podzespołów do sprawnego działania. A jeśli nie, to być może jeszcze kolejna znacząco spowolni laptopa.
Dotychczas jedynym momentem, w którym procesor włączył tryb TurboBoost, były pierwsze chwile po rozpakowaniu, gdy system indeksował dysk, Dropbox aktualizował pliki, iTunes organizował bibliotekę muzyczną itp. Obudowa komputera delikatnie zagrzała się w okolicy procesora, ale gdy tylko procesor się uspokoił, wszystko wróciło do normy. Wszystko przez brak wiatraków, które mogłyby odprowadzić temperaturę.
Zastosowanie tego procesora ma jednak zalety. Po pierwsze, wspomniany już brak wiatraków nie byłby możliwy, gdyby nie Intel Core M. Po drugie, bateria. Apple twierdzi, że MacBook to najbardziej energooszczędny komputer na rynku, co w połączeniu z innowacyjną, schodkową baterią powinno zapewnić 10 godzin przeglądania internetu lub 9 godzin strumieniowego oglądania wideo. W praktyce oba wyniki można osiągnąć bez większego problemu, pod warunkiem, że będziemy się ograniczać. Ja zazwyczaj muszę szukać ładowarki po około ośmiu godzinach. Nie jest to zły wynik, ale do osiągów najnowszych MacBooków Air jeszcze trochę brakuje.
Kolejną nowością, która może odstraszyć klientów, jest nowa klawiatura. Na pierwszy rzut oka zmian nie ma wiele. Ot, klawisze są trochę większe, może trochę niższe, ale to ciągle charakterystyczna, wyspowa klawiatura, jaką znajdziemy w innych MacBookach. Jednak każdy, kto zaczyna na niej pisać, zauważa, że wrażenie jest trochę inne. Nic dziwnego.
Dotychczas klawisze montowane były na mechanizmie nożycowym. Pozwalał on na stworzenie płaskiej klawiatury, która jednocześnie była wytrzymała. Problem? Pisanie na tak stworzonej klawiaturze wymaga naciskania klawiszy dokładnie w ich środku. Również stabilność konstrukcji pozostawia wiele do życzenia. Rozwiązaniem jest pomysł Apple nazwany mechanizmem motylkowym. Dzięki przemyśleniu na nowo sposobu montowania klawiszy, firmie udało się stworzyć nie tylko cieńszą konstrukcję, ale również precyzyjniejszą i stabilniejszą. Efektem jest zupełnie nowa klawiatura, która jest… specyficzna.
Skok klawiszy jest mikroskopijny, co może okazać się przeszkodzą nie do przeskoczenia. Niektórzy porównują ją do klawiatur ekranowych, chociaż jest to dalekie od prawdy. Pomimo niskiego skoku klawisze są naprawdę „klikalne” − czuć, kiedy je wciśniemy. Ja pokochałem nową klawiaturę już po pierwszych 30 minutach pisania i wierzę, że uda mi się na niej pisać znacznie szybciej niż na tej w MacBooku Air (która przecież jest świetna). Najwięcej czasu zajęło mi przystosowanie się do delikatnie zmienionego ułożenia klawiszy, co wymusza większy rozmiar płytek. Warto również zwrócić uwagę na nowy sposób podświetlania klawiatury. Tym razem każdy klawisz ma osobną diodę LED, przez co całość wygląda zwyczajnie lepiej.
To jednak nie koniec zmian, jakie Apple zaserwowało w tej kategorii. Nowy MacBook wprowadził również nowy gładzik nazwany Force Touch, który częściowo został zaimplementowany w ostatniej wersji 13-calowego MacBooka Pro z Retiną. Pamiętam swoje pierwsze spotkanie z gładzikiem w MacBooku – to było w czasach, kiedy firma pozbyła się osobnego przycisku i zintegrowała go z tabliczką dotykową. „W końcu ktoś to zrobił” pomyślałem. Tym razem zespół z Cupertino podniósł poprzeczkę jeszcze wyżej i zaprezentował gładzik, w którym przycisku w ogóle nie ma. Zamiast tego powierzchnia dotykowa rozpoznaje siłę, z jaką napieramy na szkło. Dzięki temu za pomocą wibracji może symulować kliknięcie bądź Force Click. Pierwsze robi na tyle wiarygodne wrażenie, że już nieraz wyłączałem laptopa, żeby wyjaśnić, jak to działa.
Z kolei Force Click to zupełnie inna historia. Aby aktywować ten gest, należy nacisnąć gładzik mocniej, niż gdybyśmy chcieli kliknąć (ja zazwyczaj robię to, po prostu wciskając całość kciukiem). Poczujemy jakby drugi poziom kliknięcia, a na ekranie pojawi się jedna z przygotowanych akcji. Na przykład wykonanie Force Click na słowie otwiera słownik z jego definicją. Za pomocą Force Click możemy podejrzeć stronę, do której prowadzi link. Możemy szybko podejrzeć plik, zmienić jego nazwę, stworzyć wydarzenie w kalendarzu, bazując na zaznaczonej dacie, znaleźć konkretne miejsce na Mapie. Ale to nie tylko pojedyncze kliknięcia. W QuickTime im mocniej wciśniemy strzałkę przewijania, tym szybciej wideo będzie przewijane (miłym gestem jest delikatna wibracja, gdy dotrzemy do końca wideo). Najlepsze jest to, że programiści mają dostęp do tej funkcji, więc to dopiero początek tego, na co pozwala takie dodatkowe kliknięcie.
O ile klawiatura i zastosowany procesor to nowości, które budzą skrajne emocje, to nie sposób nie polubić nowego gładzika. Ale w MacBooku jest jeszcze jedna rzecz, która ląduje w pierwszej kategorii. To pojedynczy port USB typu C. Tak. Poza złączem słuchawkowym w laptopie nie ma innych portów. To do tego jednego, małego USB podpinamy zasilanie, monitor, dysk zewnętrzny, telefon, a przy użyciu odpowiedniej przejściówki wszystko naraz. Sam pomysł moim zdaniem nie jest zły. Apple uważa, że w czasach AirDrop, Handoff, iCloud i Wi-Fi ładowarka to jedyne, co powinniśmy podłączać do komputera. Sam dodatkowo podłączam jedynie telefon i to tylko w przypadku, gdy chcę go podładować, a nie mam dostępu do gniazdka/powerbanku, więc kabel Lightning do USB-C powinien załatwić sprawę.
Męczy mnie tylko użycie USB-C. Ładowarka nie jest podłączana magnetycznie, więc gdy potkniemy się o kabel podłączony do MacBooka, ten prawdopodobnie spadnie z biurka i roztrzaska się o podłogę. Bardzo często sięgam po komputer, nie patrząc na biurko, więc MagSafe po prostu w pewnym momencie się odpinał. W przypadku USB-C prawdopodobnie kabel się urwie. Brakuje mi również diody, która sygnalizowała poziom naładowania laptopa. To trochę jakby przyjść rano do garażu i zastać tam zamiast samochodu konia z notką „Zawiezie Cię do pracy i możesz się z nim zaprzyjaźnić”. Samochód jest jednak znacznie wygodniejszym środkiem transportu.
Nie przeszkadza mi zabawa z adapterami (wszak miałem z nimi do czynienia już w poprzednim laptopie), ale dużo chętniej zobaczyłbym w nowym MacBooku kolejną generację złącza MagSafe, zbudowaną w oparciu o USB-C. Z drugiej strony, obecne rozwiązanie ma zalety. Dla przykładu, laptopa można ładować przy użyciu powerbanku.
Każda z powyższych niedogodności znika, kiedy weźmiemy komputer do ręki. W najgrubszym miejscu ma 13,1 mm, a dzięki obudowie, która schodzi się ku krawędziom, całość zdaje się jeszcze smuklejsza. Dla porównania pierwszy iPad mierzył 13 mm grubości. Następnie mamy wagę wynoszącą 920 gramów. Dziewięćset dwadzieścia. W tak lekkiej i cienkiej obudowie Apple upchało nienajgorszy procesor, duży dysk, przyzwoitą pamięć RAM, świetną klawiaturę, genialny gładzik i wyświetlacz Retina. Jak tego dokonali? Sam nie wiem.
Na początku wspominałem, że jeszcze niedawno korzystałem z 13-calowego MacBooka Air, który do dzisiaj jest naprawdę przenośnym sprzętem. W przypadku 12-calowca mówimy o zupełnie nowym poziomie mobilności. Dotychczas, gdy miałem przeczucie, że przez dzień może mi się przydać komputer, pakowałem do torby iPada. Dzisiaj ląduje w niej MacBook – wszystko przez swoje małe wymiary. W moim przypadku – osoby, która dużo podróżuje − jest to komfort wart tych pieniędzy i niewygód, z którymi muszę dzisiaj walczyć.
Zdaję sobie sprawę, że nie każdy będzie gotowy na takie poświęcenia i nie każdy musi. W ofercie Apple ciągle jest dostępny niewiele cięższy i grubszy 11-calowy MacBook Air, mamy też paletę znacznie mocniejszych urządzeń, ze znacznie większą liczbą portów. Ale jeśli chcesz zasmakować przyszłości i wiesz dokładnie, czego potrzebujesz, to 12-calowy MacBook może okazać się strzałem w dziesiątkę. Nie jest to komputer dla każdego i być może to jego największa zaleta. Apple skupiło się tutaj na wąskim gronie odbiorców i dostarczyło im najlepszy produkt, jaki mogli sobie tylko wymarzyć.
Zalety:
- świetny ekran Retina
- zaskakująco kompaktowe wymiary
- nowa klawiatura
- gładzik Force Touch
Wady:
- tylko jedno złącze USB-C
- wydajność Intel Core M pozostawia trochę do życzenia
- cena
Zdjęcia: Cam Peters
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 05/15
Komentarze: 12
MacBook super ale… co to za zegarek? :)
Timex Weekender z pomarańczowym paskiem z Amazonu. Podstawowy zestaw za niedrogie pieniądze. :)
Gdyby miał na tarczy logo jednej ze szwajcarskich marek to zapewne cena byłaby x100 gdyż wygląda obłędnie. Dzięki!
Michale, a jak sobie radzie z grami komputerowymi w.w. laptop ? XD
Póki co jest przeciętnie, ale nadchodząca aktualizacja El Capitan powinna poprawić wydajność. :)
O jakich tytułach mówisz ?
Bardzo dużo subiektywnej oceny, a mało realnego podejścia.
Rozmawiałem z kilkoma osobami, które używały przez dzień-dwa nowego MacBooka i w większości są to negatywne komentarze (brak MagSafe, kiepski procesor, problem z klawiszami). Bardziej to wygląda na kolejny Air do Internetu niż komputer do pracy (dwa rdzenie).
“Pisanie na tak stworzonej klawiaturze wymaga naciskania klawiszy dokładnie w ich środku”
Nigdy nie miałem problemu z naciskiem na klawisze “poprzedniej generacji”. Chyba, że miałeś na myśli klawiatury AT?
Po dwóch miesiącach z komputerem i El Capitan na pokładzie ciężko mu jest w zasadzie cokolwiek zarzucić. Ale tak, masz rację, to jest moja opinia, bo to jest moja recenzja. Gdybym miał pisać obiektywnie skończyłbym na wypisaniu specyfikacji, bo dla każdego liczy się co innego. Tak więc np. dla Ciebie komputer do pracy ma niewiadomo ile rdzeni, a dla mnie (kogoś, kto pisze) ma być lekki, mieć wygodną klawiaturę i trzymać odpowiednio długo na baterii, stąd uważam go za lepsze narzędzie do pracy, niż Pro 15. Kwestia podejścia i wymagań. A co do braku MagSafe, komputer jeszcze mi nie spadł, a kilka razy potknąłem się o kabel. Inna sprawa, że zazwyczaj podłączam go do ładowania na noc, kiedy zdecydowanie mniej chodzę, a używam intensywnie “w terenie” przez dzień.
Skomentuję tylko wstęp: skąd 2 miesiące temu OS X 10.11?
Prasa/magazyny są od tego aby obiektywnie przedstawić wady i zalety.
I nadal nie wiem co takiego robi Apple po raz kolejny? Znów się podkłada? Przykro mi ale to nie jest wyznaczanie trendu.
Skrót myślowy, dwa miesiące z komputerem, dwa tygodnie z 10.11. Obiektywnie pokazywać wady i zalety. Ok. MacBook ma jeden port USB-C. Obiektywnie rzecz ujmując, to jest wada czy zaleta? Znam takich, dla których to dyskwalifikuje ten komputer. Znam takich, którzy przez ten pojedynczy port USB-C ten komputer kupili. Ekran Retina – wada czy zaleta? Tak, genialnie odwzorowuje kolory, ma świetną rozdzielczość, więc zaleta. Ale zaraz, to przez niego w MB nie ma zabójczej baterii, którą można znaleźć w Airze. Więc wada? Zależy. Dlatego właśnie owe obiektywne przedstawienie wad i zalet zwyczajnie nie występuje. Co Apple robi po raz kolejny to stawianie poprzeczki jeśli chodzi o rozwój komputerów. Robienie czegoś, na co nikt inny się dotychczas nie zdecydował (jak np. pozbycie się prawie wszystkich portów, czy użycie baterii wykonanej w technologii schodkowej). Pokazanie, że w dziale komputerów ciągle można zaskakiwać.
Myślę, że gdyby Jobs żył to byłby to nadal najtańszy komputer w ofercie Apple. Jobsowi zależałoby był to podstawowy komputer dla każdego, a nie maszyna do internetu dla bogaczy. Wygląda świetnie, ma świetny wyświetlacz, ale ten mało wydajny procesor i kamera dyskwalifikuje komputer jako podstawową maszynę do pracy.
kopia mojego wpisu z innego art.: Od tygodnia używam MB w wersji 1.3 , a rMBP 15 postawiłem na biurku do użytku domowego , MB spisuje sie wspaniale i cieszę sie bo stosunek mój do tej maszyny po prezentacji był dość chłodny delikatnie mówiąc , często podróżuje , a nowy komputer jest idealny do takiego trybu życia, nie stwierdzam żadnych uciążliwości w stosunku do pracy z większym bratem, mam zainstalowany nowy system El Capitan i wszystko działa szybko i bez żadnych problemów , może poza kamera FT, nie rozumiem kto włożył tu tak słabe urządzenie i dlaczego , kamera w iPhonie to bajka. 2 przejściówki – ta na usb i ta z hdmi wystarcza by temat portów opanować , chce tu przestrzec przed zakupem nieoryginalnymi akcesoriów usb-c , kupiłem w Hongkongu 3 przewody do ładowarek i przejściówkę usb- c lightning, niestety to lipa , żadna nie działa . Myśle , ze trzeba spojrzeć na ten komputer z innej perspektywy i dać mu szanse na zaprzyjaźnienie sie z nim, przyznam , ze artykul Michała Zielińskiego z majowego numeru iMagazine bardzo pomógł mi podjąć decyzje , polecam i artykuł i komputer .