Anthem of the Seas – największy gadżet na świecie
Lubicie gadżety? Myślę, że tak, skoro czytacie iMagazine. Mam jeszcze jedno szybkie pytanie – jak duży gadżet umiecie sobie wyobrazić? Ja mam dużą wyobraźnię, ale do niedawna nie byłem w stanie sobie wyobrazić, że największy gadżet, jakim będzie mi dane się bawić, a w zasadzie NA jakim będzie mi dane się bawić, będzie wielkości niedużego miasta. Tym „gadżetem” jest… statek.
Anthem of the Seas jest trzecim co do wielkości statkiem wycieczkowym na świecie i najnowszym. Wypłynął w swój dziewiczy rejs, w którym brałem udział, pod koniec kwietnia z brytyjskiego Southampton. Jak już wspomniałem na wstępie, statek jest jednym wielkim gadżetem, mającym nam, jak już się na nim znajdziemy, umilić i ułatwić wszystkie aspekty życia.
Anthem of the Seas to kolos długości 347 m. Aby uzmysłowić Wam, ile to jest, wyobraźcie sobie 5 Jumbo Jetów ustawionych jeden za drugim. Na 18 pokładach (czyli ponad 40 m wysokości) znajdują się pokoje dla prawie 5000 pasażerów, obsługiwanych przez ponad 1600 osób załogi.
Na statku znajdziecie wszystko, czego możecie potrzebować w trakcie spędzania wakacji – 18 restauracji, w tym jedną firmowaną przez samego Jamie’ego Olivera, 8 basenów, spa, minicentrum handlowe, teatr na 1200 miejsc, kasyno, kluby, ściankę wspinaczkową, tor wrotkarski, basen do surfingu, tunel aerodynamiczny do swobodnego latania, specjalną salę Xbox One… mógłbym wymieniać atrakcje jeszcze bardzo długo. To wszystko mieści się na jednym statku, który waży w sumie ponad 170 tysięcy ton. Dużo, bo statek jest ogromny.
Gdy rozmawiałem z kapitanem, Clausem Andersenem, spytałem go, jakiej mocy napęd ma jego statek. Kapitan ponownie w rozmowie użył bardzo obrazowego porównania – cztery silniki rozpędzają Anthem of the Seas do prędkości 22 węzłów. Te cztery silniki w sumie mają taką moc jak 96 bolidów Formuły 1 – około 62 400 koni mechanicznych. Statek był budowany tylko przez 3 lata w stoczni w Papenburgu w Niemczech. Biorąc pod uwagę złożoność jego konstrukcji, wyposażenie i wielkość, uważam, że jest to niewiarygodnie szybko.
Od wejścia na pokład na każdym kroku mamy styczność z najnowszą technologią. Wszystko jest całkowicie zautomatyzowane i skomputeryzowane. Standardem jest… Apple. Rejestracja w recepcji odbywa się na najnowszych iMacach Retina. Interaktywne tablice to specjalnie zabudowane iPady. Ekrany umieszczone w różnych miejscach statku to Apple Thunderbolt Display. Aplikacja służąca do śledzenia swojego bagażu na pokładzie statku, a także umożliwiająca rezerwację miejsc w restauracjach i na wszelkich atrakcjach, dostępna jest na iOS. Może jestem skrzywiony swoim przywiązaniem do marki i zwracaniem uwagi na produkty z nadgryzionym jabłkiem, ale na pokładzie Anthem of the Seas są one po prostu co krok i stanowią standard.
Co na mnie zrobiło największe wrażenie? Trudno wybrać tę jedną atrakcję. Jedną z nich na pewno jest Bionic Bar – bar, gdzie drinki serwują… roboty. Oczywiście wszystkim sterujemy z tabletu. Praca ramion nalewających kolejne składowe drinków i same drinki są niesamowite.
Drugą rzeczą jest kapsuła North Star. Jeśli byliście w Londynie, to jest to taka gondola, jaką możecie znać z London Eye, tyle że umieszczona na ponad 40-metrowym wysięgniku. Dzięki temu możemy podziwiać panoramę morza lub sam statek z wysokości ponad 80 m.
Kolejną atrakcją, którą koniecznie trzeba na statku zaliczyć, jest tunel aerodynamiczny iFly. Czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem. „Fruwać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej”, jak śpiewał osioł w Shreku. Zaśpiewać łatwo, ale trudniej polecieć, ale jak już złapie się, o co w tym chodzi, to przeżycia są nie do opisania.
Bardzo duże wrażenie zrobiły na mnie też detale. Podłogi w windach mają wymienialne płytki z nazwami dni tygodnia – słowem, nie będzie nam dane zatracić się na statku, wsiadając do windy, od razu przypomnimy sobie, jaki dziś jest dzień tygodnia. Szklane podłogi, przez które widzimy pokład z centrum handlowym i wiele innych smaczków.
Zaskoczony byłem też… dostępnością internetu. Internet dostępny jest na całym statku, niezależnie gdzie się znajdujemy – czy na pokładzie, czy w restauracjach, czy w pokoju. Prędkość jest zadowalająca – z testów wychodziło mi, że jest 6/2 MBity. Spokojnie mogłem rozmawiać przez FaceTime czy robić relację Periscope. Taka prędkość na środku morza, przy kilku tysiącach dziennikarzy, z których każdy coś robił na bieżąco w internecie, wzbudza mój szacunek.
Anthem of the Seas po powrocie z naszego dziennikarskiego rejsu wypłynął od razu w rejs komercyjny. Będzie pływał najpierw po Morzu Śródziemnym, potem kieruje się do USA.
Statek mogłem zwiedzić dzięki zaproszeniu armatora – Royal Caribbean. Wszystkiego o cenach wycieczek, terminach i miejscach, gdzie pływa Anthem of the Seas, oraz inne ich statki, dowiecie się na stronie http://www.royalcaribbeancruises.pl
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 06/2015
Komentarze: 2
Ten statek jak reszta tych “wycieczkowców” jest jak Samsung – dużo, brzydko i wszystko co się da. Za to firma Cunard ze swoimi transatlantykami (Queen Mary 2, Queen Victoria i Queen Elizabeth) kojarzą mi się z Apple – dopracowane i piękne statki.
Wszystko, aby przypadkiem człowiek nie zobaczył na tym morza (no chyba, że na ekranie TV).
Po co w ogóle statek, skoro podobna instalacja mogłaby być gdziekolwiek?