Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Cała Muzyka – 2015/06

Cała Muzyka – 2015/06

2
Dodane: 9 lat temu

Cała Muzyka to dział w naszym miesięczniku iMagazine. Prowadzą go bracia Jarosław i Norbert Cała, prezentując ciekawą muzykę z najprzeróżniejszych gatunków dla wszystkich.

Snoop Dogg – Bush

Snoop-Dogg-Bush-2015-1500x1500Snoop Dogg znowu jest Snoop Doggiem, jakkolwiek abstrakcyjnie to brzmi. Jednak powrót do macierzystej ksywy nie oznacza powrotu do Campton, gdzie młody Snoop, pokazując środkowy palec policji, nagrywał gangsterski rap. Teraz raper, jeśli można jeszcze o nim tak napisać, z turbo niebezpiecznego Campton odjechał swoim cadillakiem cabrio w stronę słonecznych bulwarów Los Angeles.

Za takie projekty jak ten, nazwany „Bush”, kocham Snoop Dogga. Dla tego człowieka nie ma absolutnie żadnej bariery w muzyce. Snoop był już rastamanem, a nawet amerykańskim wieśniakiem przytupującym do country. Nie boi się bawić muzyką i zawsze pozostaje otwarty na świat, co jest niezwykle imponujące. Jednak nie można zapomnieć o tym, że mimo iż na okładce widnieje tylko Snoop Dogg, to za tym projektem stoi fabryka hitów, czyli Pharrell Williams. Pharrell robi to, w czym jest mistrzem – podśpiewuje w refrenach i przede wszystkim produkuje rzeczy, które na długo pozostają w głowie. „Bush” trafia idealnie w panującą za oknem aurę, jest przyjemny jak wyczekiwany SMS z banku na początku miesiąca. Ponad czterdzieści minut radosnego funku z melodyjnymi perkusjami znanymi z projektów The Neptunes. Słychać, że Pharrellowi pomagał dawno niesłyszany Chad Hugo. Nie ma zbyt dużo gościnnych numerów, ale jak już pojawia się w tym projekcie jakieś nazwisko, to jest to gwiazda. W utworze zaczynającym „Bush” śpiewa sam Stevie Wonder, a dalej swoją obecność zaznaczają Charlie Wilson i Gwen Stefani.

Na koniec czyha na nas jedyny utwór, w którym słyszymy, jak to mówi mój znajomy, rapunek. Dwie mocne zwrotki w numerze „I’m Ya Dogg” nagrali Rick Ross i Kendrick Lamar. Cały materiał na pewno nie zmieni historii muzyki rozrywkowej, ale z pewnością umili wiele chwil ze znajomymi. Gdy wracałem dzisiaj z pracy, świeciło słońce, a w moim aucie dosyć głośno śpiewał Snoop. Poczułem się trochę tak, jakbym to ja jechał tym cadillakiem cabrio po Long Beach w L.A. Różnice były niewielkie, zamiast cadillaca cabrio – citroen hatchback, a zamiast Kalifornii – Mazowsze.

Blur – The Magic Whip

blurDla fanów na całym świecie wyczekiwanie na nową płytę zespołu Blur w pełnym, oryginalnym składzie, można porównać do tego, co czuje amerykański skazaniec, słysząc w sądzie werdykt: „174 lata pozbawienia wolności”. Na początku jest absolutny brak nadziei, a później pojawia się małe światło w tunelu, które z dnia na dzień staje się coraz bardziej wyraźne. Tak właśnie czuli się zagorzali słuchacze Blur przez te szesnaście lat od powstania ich ostatniego dzieła. Po prostu cały czas żyli nadzieją, że ta chwila „wolności” nadejdzie, chociaż mało kto w to wierzył. Stało się, udało się uwolnić od wszystkich złych demonów, które nagromadziły się nad członkami brytyjskiego zespołu i nagle, trochę niespodziewanie, powstał „The Magic Whip”.

Nagrany spontanicznie podczas przerwy między trasą w Hong Kongu, gdzieś w małym studio. Po prostu grupa dobrych znajomych z niewyobrażalnym talentem chwyciła za instrumenty i nagrała numery prosto z serca. Dobrze, że ktoś pomyślał i podczas tego jamu postanowił wcisnąć przycisk „record”. Wyszło nadspodziewanie dobrze – tak dobrze, że gdyby był owoc o nazwie blur, to ten album byłby stuprocentowym sokiem z bluru. „The Magic Whip” brzmi tak, jakby Alborn, Coxon, James i Rowntree zebrali wszystkie nagrane przez siebie winyle i przetopili je w jedną, piękną płytę. Po pierwszej nutce każdego utworu słychać, że to mógł nagrać tylko Blur. Blisko 52 minuty, na których usłyszymy wszystko to, co do tej pory każdy z członków zespołu stworzył. Bitpopowe numery z cudowną gitarą, które często przez specyficzny sposób śpiewania wprowadzają w stan melancholii i nostalgii. Bywają też momenty elektroniki, które znamy z projektu Alborna Gorillaz. Mnie szczególnie uwodzi spontaniczny i niezwykle naturalny sposób, w jaki cały album został nagrany. Garażowe wręcz produkcje pokazują, że nadal można tworzyć rzeczy proste, bez zbędnych fajerwerków oraz szukania na siłę czegoś nowego i innowacyjnego. Mam nadzieję, że „The Magic Whip” nie jest pięknym pożegnaniem, bo niestety trochę tak brzmi, czyli jak podsumowanie wielkich rzeczy, które tworzyli razem muzycy Blur.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .