Osomount Push Mount
Odkąd pamiętam, do nawigacji podczas jazdy samochodem wykorzystuję tylko telefon. Nie lubię mieć go też w kieszeni, gdy prowadzę, i to nawet na krótkiej trasie. Uchwyt OSO pozwala mi błyskawicznie umieścić go w polu widzenia, więc mogę skorzystać z niego zawsze, gdy jest potrzebny.
Uchwyty na telefon są bardzo obszerną, a jednocześnie mało zróżnicowaną kategorią akcesoriów. W praktycznie każdym markecie (o sklepach z elektroniką nie wspominając) można kupić przynajmniej kilka takich dodatków, różniących się zazwyczaj drobiazgami. Oferta OSO wygląda trochę inaczej. Firma specjalizuje się w uniwersalnych mocowaniach, różniących się miejscem montażu, uchwytem oraz grupą produktów, do których są przeznaczone (przy czym podział ogranicza się do tabletów i smartfonów). Ten, który dostałem do testu, montuje się na szybie. Ma jednak niepowtarzalne mocowanie, które zaciska się na telefonie dokładnie wtedy, gdy ten dotknie środka uchwytu.
OSO stosuje zawsze przynajmniej przyzwoitej jakości materiały i nie inaczej jest i tym razem. Podstawa uchwytu oraz głowica, na której umieszczono mocowanie, zrobione są z solidnego plastiku, który wytrzyma najprawdopodobniej każde niekorzystne warunki drogowe (sprawdzone – używam OSO od kilku lat). Dotykowy uchwyt sprawia już dużo gorsze wrażenie, czemu winne jest odrobinę gorsze spasowanie oraz wyraźnie niższa jakość materiału (również plastiku). Nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale można to zauważyć podczas naciągania sprężyny mocowania. Ramiona poruszają się z wyraźnym trudem – zastosowanie lepszej jakości metalowych szyn rozwiązałoby problem. To o tyle ważne, że już po miesiącu zauważyłem, że przesunięcie tej samej dźwigni wymaga ode mnie trochę więcej siły. Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku głowicy, służącej do regulacji nachylenia uchwytu. Plastikowy pierścień trzyma ją znakomicie, ale i bardzo trudno go odkręcić. W moim kilkuletnim uchwycie, gdzie zastosowano dokładnie ten sam mechanizm, pierścień zaciśnięty jest tak mocno, że nie sposób nim poruszyć.
Chociaż uchwyt przeznaczony jest przede wszystkim do montażu na szybie, można go też przykleić do powierzchni deski rozdzielczej. Warunkiem jest jednak odpowiedni materiał, którego uchwyt by się trzymał. W moim samochodzie niestety ten sposób montażu odpadł, dlatego też zamocowałem uchwyt mniej więcej na środku szyby. Jest to banalnie proste, bo nie dość, że gumowa podstawka pokryta jest klejem, to na dodatek montaż ogranicza się do naciśnięcia dźwigni, która naciągnie przyssawkę. Co więcej, ponowny montaż jest równie prosty, klej nie zostawia bowiem śladów na szybie, a na dodatek cały czas trzyma tak samo dobrze. Dzięki głowicy można obrócić go w niemal dowolną stronę, z łatwością ustawiłem go tak, by telefon nie dotykał krawędzią szyby, a jednocześnie jego ekran był dla mnie czytelny. Mechanizm mocowania smartfona jest doskonale przemyślany – wystarczy naciągnąć sprężynę za pomocą dźwigni, by ramiona uchwytu się rozsunęły (i to na tyle szeroko, że bez problemu zmieści się w nich iPhone 6 Plus). Wysuwa się też przycisk na środku mocowania – gdy go dotkniemy, ramiona zaciskają się na urządzeniu. Naciągam więc go przy każdym wyjściu z samochodu (i mogę zrobić to jedną dłonią, co ma niebagatelne znaczenie, gdy uchwyt zamontowany jest na środku szyby), a gdy do niego wsiądę, po prostu dotykam smartfonem przycisku. Gumowe elementy na ramionach sprawiają, że telefon trzyma się bardzo pewnie i nie rysuje się.
Od dawna korzystałem z „klasycznych” mocowań samochodowych, wymagających obu rąk do zamocowania telefonu. Odkąd używam OSO z mocowaniem Push, nie mam zamiaru wracać do innych rozwiązań. Wsiadam do samochodu, przykładam telefon do uchwytu i… tyle. Zajmuje mi to dwie sekundy, naciągnięcie mocowania kolejne dwie. Problemem jest jedynie jakość materiałów użytych do produkcji. Obawiam się, że mogą nie wytrzymać próby czasu. Mam nadzieję, że się mylę, bo bardzo przyzwyczaiłem się do tego uchwytu.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 05/2015