Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Droga Steve’a Jobsa. Od brawurowego parweniusza do wizjonera i przywódcy

Droga Steve’a Jobsa. Od brawurowego parweniusza do wizjonera i przywódcy

1
Dodane: 9 lat temu

Przepraszam! Drogi Czytelniku! Jako autorka tej recenzji, chciałabym zadać Ci na wstępie bardzo bezpośrednie pytanie: Czy byłeś kiedyś dzieckiem? Nastolatkiem? Zakładam, że tak. Więc zapytam o coś jeszcze: czy zdarzyło ci się zrobić w życiu coś, z czego nie jesteś do końca dumny? Krzyczałeś na kogoś bez powodu, powziąłeś złą decyzję, płakałeś ze smutku albo ze złości? Zdradzę Ci więc pewną tajemnicę: Steve Jobs też.

Jeśli odpowiedziałeś „tak” na powyższe pytania, to mam jeszcze jedno – nie obiecuję, że ostatnie. Jakim człowiekiem jesteś? Dobrym, złym, apodyktycznym, współczującym, okrutnym czy kochającym? Możesz ocenić samego siebie wyłącznie na podstawie sytuacji, o której myślałeś odpowiadając na pytanie? Nie? Pewnie dlatego, że to nie byłoby sprawiedliwe, bo nie można oceniać człowieka wyłącznie na podstawie chwil wyrwanych z jego życia i kontekstu? Zgadzam się z Tobą w stu procentach.

Czy Steve Jobs był charyzmatycznym oszustem, egoistą, emocjonalnie upośledzonym dupkiem? Zapewne tak, od czasu do czasu, w różnych momentach swojego życia.

Problem w tym, że stając twarzą w twarz z naszymi idolami nie jesteśmy już tacy tolerancyjni i dokładamy wszelkich starań, by dokonać jednoznacznej oceny – człowiek dobry albo zły, bohater albo czarny charakter. W przypadku Steve’a Jobsa nie jest inaczej – jest dokładnie tak samo, z siłą zwielokrotnioną tysiąc razy. Z opowieściami o polu zakrzywiania rzeczywistości, gburowatości, zadufaniu w sobie, gwałtownych wybuchach gniewu i dobrze znanym okrzyku: „To jest gówno!”. Czy więc opowieści te są prawdą? Czy Steve Jobs był charyzmatycznym oszustem, egoistą, emocjonalnie upośledzonym dupkiem? Zapewne tak, od czasu do czasu, w różnych momentach swojego życia. Jednak jeśli zapytamy, czy te momenty definiują go w całości i bez reszty, odpowiedź może być zgoła inna. Jeśli przypomnimy sobie, że gdy Steve Jobs został współzałożycielem Apple miał zaledwie 21 lat, możliwe, że zupełnie inaczej spojrzymy na poszczególne zdarzenia i ich kontekst. Bo czy Ty, Drogi Czytelniku, w wieku 21 byłbyś w stanie skutecznie zarządzać wielką firmą, doprowadzić do jej wejścia na giełdę i uchronić się od ulegania młodzieńczym wyobrażeniom o tym, jak funkcjonuje świat i rządzące nim mechanizmy? Steve Jobs nie był.

BS_RT_BSJ_front_back_3D

Autorzy powzięli zamiar przestawienia Steve’a Jobsa z unikalnej perspektywy – perspektywy stawania się.

To właśnie na to pytanie starają się odpowiedzieć Brent Schlender i Rick Tetzeli – autorzy książki: „Droga Steve’a Jobsa. Od brawurowego parweniusza do wizjonera i przywódcy”. Powzięli oni zamiar przestawienia Steve’a Jobsa z unikalnej perspektywy – perspektywy stawania się. Zapewne natrafiam tu na ten sam problem, na który natknęli się tłumacze wydawnictwa Insignis – takiego przekładu z angielskiego, który oddaje intencje autorów. Bowiem, w oryginale, ‘becoming’ oznacza właśnie „stawanie się”, nie zaś przebytą drogę – dystans czy odległość. Autorzy nie zamierzali bowiem po prostu opowiedzieć historii w sposób, w jaki uczynił to Walter Isaacson w oficjalnej biografii Steve’a Jobsa – chcieli jednoznacznie wskazać proces dorastania, dojrzewania i stawania się osobą, wobec której nikt nie mógł pozostać obojętny.

Podczas gdy inni próbują zamrozić Jobsa w chwilach, które spektakularnie udowadniają że był geniuszem lub draniem, Schlender i Tetzeli starają się wznieść ponad starania jednoznacznej oceny tego, jakim człowiekiem był Steve. Nie alienują poszczególnych chwil jego życia, nie wyciągają sytuacji z kontekstu – zarówno osobistego, jak i historycznego.

Często zapominamy, że każdy z nas, nieustająco, podlega procesowi „stawania się” – od momentu urodzenia, aż do samej śmierci. Jeśli mamy szczęście, stajemy się „najlepszą wersją nas samych”, ale mimo wszystko, po drodze, mamy lepsze i gorsze chwile – chwile, kiedy podejmujemy dobre i złe decyzje, chwile szczęścia i chwile smutku, chwile triumfu i chwile zwątpienia. Dorastamy i dojrzewamy dzień za dniem.

BSJ_3D_laydown

Fakty są tłem dla przedstawienia procesu, w którym Steve Jobs stał się Stevem Jobsem. Różnymi Steve’ami Jobsami, w różnych okresach swojego życia.

Gdy patrzymy wstecz, z perspektywy ludzi dojrzałych i wspartych doświadczeniem, bardzo łatwo jest nam oceniać i piętnować błędy popełniane przez innych. Ale jeśli przypomnimy sobie siebie samych w tym wieku, aż trudno uwierzyć, że jakiekolwiek z naszych działań mogło wydawać się racjonalnym postępowaniem. Z czasem podlegamy zmianom, gromadzimy doświadczenia i tylko odwracając się do tyłu i łącząc punkty możemy dostrzec, jaką drogę przebyliśmy i które z naszych doświadczeń okazały się kluczowe i zaprowadziły nas do miejsca, w którym właśnie się znajdujemy. A skoro te zmiany dotyczą każdego z nas, nie możemy odbierać prawa do podlegania tym procesom naszym idolom. I właśnie w tej kwestii „Droga Steve’a Jobsa” odnosi prawdziwy sukces. Autorzy nakłaniają czytelnika, by spojrzał na znane już sytuacje i wydarzenia z odrobinę innej perspektywy. Znajdziemy tam więc fakty znane już z oficjalnej biografii, niektóre rozbudowane bardziej, inne mniej, jak również takie, o których nikt wcześniej nie pisał. Ale w trakcie lektury nie wolno zapominać, że fakty nie są kluczowe dla tej pozycji w takiej formie, w jakiej funkcjonowały u Isaacsona. Tu fakty są tłem dla przedstawienia procesu, w którym Steve Jobs stał się Stevem Jobsem. Różnymi Steve’ami Jobsami, w różnych okresach swojego życia. Aroganckimi i współczującymi, despotycznymi i uległymi. Kiedy trzeba, autorzy kierują światła reflektorów na scenę prezentacji, kiedy indziej – na zakamarki przydomowego ogrodu. Jeszcze kiedy indziej – na relacje biznesowe i prywatne. Bo my, stojący z boku, przywykliśmy do szufladkowania wszystkiego i wszystkich – a w życiu Steve’a nawet wojna z Microsoftem nie była taką wojną, za jaką zwykliśmy ją uważać, a wrogowie i przyjaciele nie mieli stałych, z góry określonych pozycji. Siła tej książki nie leży w historiach opowiedzianych na nowo, ale w sposobie, w jaki autorzy zmieniają naszą perspektywę, nie naruszając przy tym integralności wydarzeń. To zdecydowanie pozycja dla uważnego czytelnika, który nie szuka nowych, spektakularnych anegdotek z życia szefa Apple, chociaż i takie się znajdą. To książka dla tych, którzy chcą spróbować zrozumieć, jak dziecko staje się mężczyzną, nastolatek – biznesmenem, a garaż – jedną z największych firm na świecie.

Wypada podsumować powyższy wywód jednym zdaniem: Droga Steve’a Jobsa. Od brawurowego parweniusza do wizjonera i przywódcy” to interesująca pozycja i zdecydowanie warto się z nią zapoznać. I dodać, że nie zamierzam przekonywać Was, że to kolejna pozycja, którą warto kupić i postawić na półce. Bo sam zakup i postawienie na półce nie wystarczy – trzeba ją jeszcze przeczytać i zrozumieć. A to wcale nie będzie łatwe.

Lubię biografię Isaacsona i przeczytawszy ją kilkukrotnie obawiałam się, że kolejna pozycja traktująca o tym samym najzwyczajniej w świecie mnie znudzi. Okazało się jednak, że w czasie lektury łapałam się na tym, że co chwila ze zdziwieniem zauważałam: „Hej, nie pomyślałam, że można na to spojrzeć w ten sposób!”. Wydaje mi się, że to dobra rekomendacja dla tej książki. Czytanie jej sprawi przyjemność zarówno tym, którzy niewiele wiedzą o życiu Steve’a Jobsa, jak i tym, którzy zapoznali się już z poprzednimi publikacjami. Chociaż i jednym, i drugim, z zupełnie różnych powodów.

Polecam.

“Droga Steve’a Jobsa” do kupienia w iBookstore lub Empiku.

Kinga Ochendowska

NAMAS'CRAY  The crazy in me recognizes and honors the crazy in you. Jestem sztuczną inteligencją i makowym dinozaurem. Używałam sprzętu Apple zanim to stało się modne. Nie ufam ludziom, którzy nie lubią psów. Za to wierzę psom, które nie lubią ludzi.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .