#iMagBerlin
Godzina 1:55. Obudziło mnie marudzenie córki. Wstałam, zrobiłam jej mleko i wyłączyłam budzik, który miał zadzwonić o 2:10. Byłam strasznie podekscytowana, miałam pierwszy raz jechać na premierę iPhone’a do Niemiec.
Rok temu wprawdzie kupowałam swoją „szóstkę” w berlińskim Apple Store, ale było to kilka dni po premierze. Szybki prysznic, telefon po taksówkę i około 3:20 byłam już na stacji benzynowej, na której miałam się spotkać z chłopakami z iMagazine. Ruszyliśmy w piątkę autostradą do Berlina. Podróż minęła nam bardzo szybko. O 6 rano byliśmy już na miejscu. Zaskoczyło mnie, jak mało ludzi stało pod Apple Store. Spodziewałam się tłumów, takich, jakie widziałam na relacjach z poprzednich premier w Dreźnie. A tu niespodzianka i pod samym wejściem stało może 30 osób, głównie z Polski. Dopiero po chwili zauważyłam drugą kolejkę, ciągnącą się aż do połowy Uhlandstrasse, ulicy prostopadłej do Kurfürstendamm, przy której znajduje się sklep z jabłkiem. Byli to ludzie bez rezerwacji, głównie Rosjanie. Kolejka odgrodzona była metalowymi barierkami i podzielona na małe boksy. Część kolejkowiczów miała rozłożone namioty, krzesła i materace. Widać było, że stali tam co najmniej dobę.
Po godzinie 7 rozpoczęto przygotowania do sprzedaży. Poproszono wszystkich z rezerwacjami o przejście na prawo od sklepu, a przed samym wejściem rozstawiono tunele z taśmy. Przed godziną 8 można było ustawiać się w kolejce. Przed taśmą dwóch pracowników Apple Store sprawdzało rezerwacje. Weryfikowali dane na podstawie dokumentu tożsamości oraz sprawdzali godzinę, na którą był zaplanowany odbiór nowego iPhone’a. Wpuszczano do kolejki pełnymi godzinami, czyli wszyscy z rezerwacjami na 8:00, 8:15, 8:30 i 8:45 mogli przejść dalej. Niestety, zarezerwowałam mojego iPhone’a 6S Plus na 9, musiałam więc poczekać, ale Dominik i Norbert weszli do sklepu jako jedni z pierwszych. Cały czas byłam w szoku, jak dobrze wszystko było zorganizowane. Nie było żadnych bójek, przepychanek, nikt nie próbował się wciskać przed kolejkę.
W tym roku iPhone’ów było dużo, z czego z pewnością cieszyli się stojący w drugiej kolejce. Czekając na moją kolej, obserwowałam, co tam się działo. I tu znowu zaskoczenie. Wszyscy grzecznie stali, tak długo, aż pracownik Apple Store wręczył im zieloną plakietkę. Oznaczało to, że można podejść do drugiej kolejki ustawionej przed samym wejściem. Tym sposobem iPhone’y były wydawane równocześnie zarówno osobom z rezerwacjami, jak i tym bez rezerwacji. Nadeszła moja kolej. Po weryfikacji przeszłam do kolejki. Pod samym wejściem uśmiechnięta pani z obsługi zapytała, ile iPhone’ów odbieram. Odparłam: „Ich habe nur ein neues iPhone für mich reserviert”, czyli zarezerwowałam tylko jedną sztukę dla siebie. Przywołała gestem innego pracownika, który zaprowadził mnie do stołu, kazał chwilę poczekać i przyszedł z wybranym przeze mnie iPhone’em. Mogłam od razu otworzyć pudełko i skonfigurować z pomocą pracownika mój nowy nabytek. Zrobiłam to jednak sama trochę później. W Apple Store dostępna jest otwarta sieć WiFi, nie było więc najmniejszego problemu z odtworzeniem danych z iCloud. Moja pierwsza reakcja po wyjęciu nowego iPhone’a z pudełka: „Wow! Jaki on wielki!”. W pierwszej chwili wydawał mi się ogromny i strasznie ciężki, a przesiadałam się z iPhone’a 6. Jednak teraz, po kilku dniach stwierdzam, że jest idealny i jestem bardzo zadowolona ze zmiany.
W sklepie spędziłam mniej więcej godzinę i tu kolejne zaskoczenie. Jak tu jest mało ludzi! Pracownicy dbali o to, żeby wpuszczać ludzi partiami, unikając w ten sposób tłumów. Większość osób odbierała iPhone’a i wychodziła, tylko nieliczni zostawali dłużej. Gdy już cała ekipa odebrała swoje sprzęty i zdążyła je skonfigurować, nadszedł czas by opuścić Apple Store i udać się coś zjeść. Padło na currywurst. Po posiłku ruszyliśmy w drogę powrotną. Cały czas bawiliśmy się swoimi nowymi smartfonami odkrywając nowe funkcje. No tak… Piątka geeków w jednym aucie, nie mogło więc być inaczej. Co chwila ktoś z nas nagle wykrzykiwał „Ale ten Touch ID jest szybki!”, „O! 3D Touch działa już na aplikacji Twittera!” lub „Ale to Live Photos jest fajne! Żeby tylko pamiętać, by nie chować od razu telefonu do kieszeni…”. Z powrotem w Poznaniu byłam po godzinie 14. Byłam strasznie zmęczona, ale też mega szczęśliwa.
Pisząc to, patrzę na mojego nowego iPhone’a 6S Plus, który leży obok laptopa i na samo wspomnienie tej wyprawy uśmiecham się do siebie. I jestem pewna, że chcę powtórzyć tę przygodę z tą samą ekipą, za rok.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 10/2015
Komentarze: 1
ja się nie wybierałam na zagraniczne wypady po iPhone 6s, ale rozumiem determinację ;) swojego zamówiłam w Polsce, ale też przebierałam nóżkami