Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Nie bójcie się swoich postanowień!

Nie bójcie się swoich postanowień!

3
Dodane: 8 lat temu

Wiem, że rok 2016 trwa już od jakiegoś czasu. W Sylwestra zazwyczaj wymyślamy sobie jakieś zwariowane postanowienia noworoczne i o tej porze o większości z nich nawet już nie pamiętamy. Ja, pomimo tego, że jest już końcówka stycznia, cały czas pamiętam o swoim i codziennie staram się je wdrażać w życie. Nie zawsze mi się to udaje, ale staram się i chcę się teraz z Wami tym podzielić.

Rok 2015 był dla mnie niczym kalejdoskop. Było w nim dużo kolorów, ale też szarość zawitała do moich dni. Oczywiście nie mam zamiaru tu się skarżyć, co złego mi się przydarzyło, ani też jakoś zbytnio chwalić dobrymi rzeczami, bo nie o to chodzi. Może przytoczę po prostu jednego swojego tweeta, którego napisałem na przełomie roku:


Tak było. Podsumowując, to nie był to jakiś zły rok. Jednak chciałbym, pewnie jak większość z nas, by nachodzące miesiące zdyskredytowały te mijające. I wiecie co? Tak będzie. Jest na to jeden sposób, niemal w stu procentach skuteczny, który stał się właśnie moim noworocznym postanowieniem. Pewnie teraz chcielibyście wiedzieć co to takiego, ale ja Was jeszcze chwilę potrzymam w niepewności. Za łatwo by było i dalej byście już pewnie nie czytali.

Od kilku tygodni jakoś dokładniej staram się przyglądać naszej codzienności, temu co nas otacza, jacy ludzie są wokół, co się dzieje w moim bliskim otoczeniu. Wniosek jest taki, że zdecydowana większość ludzi to osoby bardzo zestresowane, które nie potrafią sobie z tym stresem radzić i wyładowują go na innych – w tym na mnie i na Was. Ci, którzy mnie znają, wiedzą że jestem osobą dość impulsywną, która często robi i mówi coś, zanim się nad tym zastanowi. Co za tym idzie, zdarza mi się ranić ludzi; obcych i bliskich. Jak powszechnie wiadomo słowa potrafią najbardziej ranić, więc z mojego zachowania momentami wychodzą bardzo złe rzeczy – zerwanie niektórych więzi z ludźmi i najzwyczajniejsza samotność. Czuliście się kiedyś samotni? Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę z tego, że nie jesteście w tym odosobnieni i nierzadko samotność to okres przejściowy. To czy w niej pozostaniemy, zazwyczaj zależy od nas samych. Wracając jednak do mojego zachowania. Mam tak, że jak ktoś mnie zirytuje czy po prostu wkurzy, to atakuję. W sumie, jest to naturalna ludzka reakcja, którą zapewne i Wy macie w sobie. Czy jest ona dobra? W większości przypadków nie, gdyż jak wspominałem, to odruch i nie myślimy przed podjęciem czynów. Jakiś czas temu usiadłem sobie sam ze sobą i przemyślałem sytuację. Doszedłem do wniosku, że musi być cholernie ciężko ze mną wytrzymać. Ba, pamiętam momenty kiedy ja sam nie mogłem wytrzymać ze sobą, to co dopiero mieli powiedzieć inni. Jednak tamte czasy były nieco inne i wiązały się z pewnymi większymi problemami wewnętrznymi. Spora ich cześć została jednak rozwiązana przez… terapię.

Czuliście się kiedyś samotni? Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę z tego, że nie jesteście w tym odosobnieni i nierzadko samotność to okres przejściowy.

Kilka słów o wyżej wspomnianej terapii. Ludzie, kiedy słyszą to słowo – „terapia” – wyobrażają sobie coś złego. Jak można chodzić na terapię? Obcemu człowiekowi opowiadać o swoich problemach, prywatnym życiu i sekretach? Człowiek, który podejmuje taki krok, musi być dziwny, musi być z nim coś nie tak, a my nie chcemy z takimi ludźmi mieć nic wspólnego. Człowiek chodzący na terapię = dziwak. Cóż, też kiedyś podobnie myślałem. Jednak doszedłem do ściany i nie wiedziałem jak ją obejść, a nie miałem siły by przejść górą. Bliscy również nie wiedzieli co zrobić. Potrzebowałem więc pomocy, kogoś, kto mnie delikatnie podsadzi, pokaże jak to zrobić i ostatecznie – pomoże samemu pokonać ten mur. Nie chcę tu pisać o terapiach. Bardziej przy okazji powiedzieć, że terapia (która ma rozmaite formy) jest czymś dobrym i jeśli tylko czujemy, że będzie nam potrzebna, to nie wahajmy się z niej skorzystać. Sama terapia wiąże się z postanowieniem noworocznym, jednak nie tylko tym, ale i poprzednim. Zacząłem chodzić na terapię w pierwszej połowie 2014 roku. Początki są straszne, bo żeby człowieka złożyć do kupy, to trzeba go często najpierw robić na drobne kawałeczki. Zupełnie jak ze źle zrośniętą kością. Jednak w grudniu, moim postanowieniem noworocznym było skończenie terapii w 2015 roku. I wiecie co? Skończyłem ją. Już na samym jego początku usłyszałem od mojego terapeuty, że teraz już muszę radzić sobie sam, bo on dał mi narzędzia, ale to ja muszę ich używać i nie muszę już do niego przychodzić. Tak, terapia była jedną z najlepszych decyzji w moim życiu i nigdy, ale to nigdy nie będę jej żałował.

Teraz już chyba przeskoczę do mojego postanowienia, bo historia o tym, co działo się po zakończeniu terapii, jest bardzo długa – napiszę tylko, że człowiek zaczyna bardziej wierzyć w siebie, w słuszność swoich decyzji i o wiele lepiej funkcjonuje mu się wśród innych ludzi. Postanowiłem więc, by i ludziom żyło się ze mną lepiej. Wiecie, co kiedyś zrobiłem? Dawno, dawno temu, kiedy byłem jeszcze w liceum zostawiła mnie dziewczyna. Dla innego, który kiedyś był moim przyjacielem. Skracając tę historię do minimum, byłem tak wściekły że któregoś razu, gdy zobaczyłem jego samochód stojący na światłach, to podbiegłem i pięścią wybiłem mu szybę. I odszedłem. Takie demony potrafią w nas siedzieć i uprzykrzać życie nie tylko nam, ale także ludziom z naszego otoczenia. Dziś, kilkanaście lat po tych wydarzeniach, myślę o tym człowieku, którym byłem przez lata. Wiem, że nie chcę taki być.

Postanowiłem więc być lepszym człowiekiem.

To jest moje postanowienie na 2016 rok i na każdy kolejny. Zrozumiem Was, jak pomyślicie sobie, że to przecież straszny banał i w ogóle. Tak. Owszem. Tylko skoro to jest taki banał, skoro to jest takie proste, to dlaczego tak wiele osób nie potrafi wcielić tego w życie? Nie mówię oczywiście by od razu zbawiać świat, walczyć z wielorybnikami i wyjeżdżać na zgrupowania Green Peace. Wbrew pozorom takie rzeczy nie są do tego potrzebne, a choć tak naprawdę byłyby łatwiejsze. Zmianę na lepsze musimy zacząć od samych siebie. Moim pierwszym krokiem, z czego przez jakiś czas nawet nie zdawałem sobie sprawy, było pójście na terapię.

Wiecie, jakie są najważniejsze słowa na świecie, bez których ten świat, choćbyście się nie wiem jak starali, nie będzie lepszy?

Pozwoliła mi ona lepiej siebie zrozumieć i z czasem pojąłem, jakim człowiekiem chciałbym być. Nie mam wpływu na cały świat, nie polubią mnie wszyscy, ani też ja nie będę uwielbiał każdego człowieka, jaki stanie na mojej drodze. Jednak zapragnąłem, by osoby z mojego otoczenia, chętnie w tym otoczeniu przebywały. Zacząłem bardziej zastanawiać się nad tym, co mówię, a właściwie nad tym, co chcę powiedzieć. Zacząłem bardziej ważyć słowa, by przypadkiem nikogo nimi, wbrew moim intencjom, nie zranić. Postanowiłem, że moje humorki i złe dni nie powinny mieć takiego wpływu na innych. W końcu to nie jest ich wina, że ten dzień zaczął się tak parszywie. To ja muszę sobie z tym poradzić, ewentualnie poprosić kogoś o pomoc. Właśnie! Wiecie, jakie są najważniejsze słowa na świecie, bez których ten świat, choćbyście się nie wiem jak starali, nie będzie lepszy? Nie wiecie? A przecież uczą nas już ich w przedszkolach, choć niestety bardzo często o nich zapominamy. Te słowa to: proszę, przepraszam i dziękuję. Z tym, że „proszę” można jeszcze wzbogacić o „poproszę”. Tylko tyle. Spróbujcie codziennie, choć raz, użyć każdego z tych słów. Zobaczycie jaki będzie efekt. Później sami z siebie będziecie używać ich coraz częściej.

Tym, którzy mnie nie znają, spieszę wyjaśnić, że nie jestem żadnym wielkim optymistą, który świat widzi na kolorowo, codziennie się uśmiecha i po nadepnięciu na gwóźdź myśli, że w końcu będzie miał na czym powiesić obrazek w domu. Nie. Daleko mi do takiej osoby i na pewno się nią nie stanę. Dlaczego? Nie lubię takich ludzi. Uważam, że nie są oni w stu procentach szczerzy ze sobą i światem. Mówiąc krótko – ciągłe uśmiechanie się jest dla mnie jakieś takie bezosobowe. Tak samo jest z ludźmi, którzy są nieustannie smutni i wszystko widzą na czarno. Nie wrzucam oczywiście do tego wora osób z depresją, bo to straszna choroba i nie mam zamiaru jej spłycać do chandry. Mówię tu o takich osobach, które widzą świat jako złe miejsce i każdy przejaw radości innych traktują jak powód do walki z dobrem. Oby grupom polecam obejrzenie filmu: „W głowie się nie mieści”, który to ładnie pokaże, że wszystkie, nawet skrajne emocje, są nam potrzebne. Ja postanowiłem być po prostu przyjemniejszym gościem, który wkurza się wtedy, kiedy jest taka potrzeba, a konflikty stara się zakończyć na spokojnie i w jak najbardziej dyplomatyczny sposób.

Pewnie gdybym zachował się tak, jak planowałem, to jeszcze przez kilka dni miałbym zimno w domu.

O napisaniu tego tekstu pomyślałem na przełomie roku, czyli ponad 3 tygodnie temu. Dzień przed Sylwestrem miałem awarię grzejników w mieszkaniu. Biorąc pod uwagę, że na zewnątrz było jakieś –15 stopni, to trochę słabo. Na szczęście mam grube ściany. Zadzwoniłem do administratora by to zgłosić, jednak pan nie odbierał moich telefonów. Tak było przez kilka dni. Później awaria się powiększyła i już nic nie grzało na całej klatce. Administrator dalej nie opowiadał, a telefon po jakimś czasie był już wyłączony (pewnie się rozładował). Jednak jeden z lokatorów zadzwonił po pogotowie i awaria została naprawiona – choć u mnie grzejniki nie grzały w pełni. Postanowiłem, że w poniedziałek zadzwonię do administratora, wydrę się na niego, rzucę kilka epitetów, o których istnieniu nawet nie wiedział i powiem, że ma obowiązek rozwiązać mój problem. Jednak w momencie, gdy usłyszałem w słuchawce jego głos, coś do mnie dodarło i ostatecznie… przywitałem go w nowym roku, powiedziałem jaka jest sytuacja i poprosiłem o pomoc. Godzinę później był u mnie hydraulik, a po kolejnych pięciu minutach – po awarii pozostało tylko wspomnienie. Pewnie gdybym zachował się tak, jak planowałem, to jeszcze przez kilka dni miałbym zimno w domu.

Kiedy wchodzę do sklepu mówię „dzień dobry”, po zapłaceniu za zakupy mówię „dziękuję”, a wychodząc życzę miłego dnia. To proste rzeczy, ale jakże istotne i mogące zrobić tyle dobrego. Jeśli chcemy by świat był lepszy, to zacznijmy od małych kroków. Tak jak wszystko inne w życiu – rzeczy, które przychodzą szybko, są najmniej trwałe. Dziś te wszystkie słowa w sklepie mówię odruchowo, ale zawsze szczerze, choć kilka miesięcy kompletnie nie przychodziły mi one momentami do głowy. Bardzo chcę, pożegnać 2016 rok będąc lepszym człowiekiem niż ten, który go powitał. Nie musi to być wielka zmiana. Jeśli choć jedna osoba będzie w stanie o mnie powiedzieć, że kiedyś byłem inny a teraz jest lepiej, to będzie to dla mnie sukces. Ogromny. Życzę tego sobie, osobom z mojego bliskiego i dalszego otoczenia i życzę tego Wam – by ten rok był dla Was lepszy. Byście Wy byli lepsi i milsi dla siebie. Również tutaj, w internecie, którym dużo łatwiej zranić, niż nam się wydaje.

Jan Urbanowicz

🎬 Kino, filmy, seriale.  Apple user od 2006 roku. 🎙 Podcaster z 10-letnim stażem. Chcesz posłuchać o popkulturze? 👉🏻 www.innkultura.pl

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 3

Powiem krótko – jak będziesz za spokojny, to też będziesz denerwować ludzi ?.
A samotność nie jest zła. Na swój sposób jest cudowna – nikt Cię nie wkurza i nie zawraca dupy swoimi problemami ?.